#gs4zp

Krótka historia, jak przegrałem życie w sukcesie. 1970 r. przychodzę na świat, odebrałem jako takie wykształcenie i w wieku 24 lat podjąłem pierwszą pracę. Dzięki tatusiowym koneksjom była to praca w korporacji we Francji (w tych czasach to och i ach). Język perfekt, potem angielski, potem jeszcze hiszpański, a nawet komunikatywnie mandaryński, wykształcenie uzupełniające i tak to się latami kulało. Korporacje zmieniałem zgodnie z tym co każdy robi co kilka lat, z nowymi, coraz to większymi wynagrodzeniami. Zawsze dochodziłem do jakiegoś pułapu, gdzie wyżej nie ma możliwości przejścia pomimo obietnic złotych gór i innej motywacyjnej papki, po prostu korpo tak są zaprojektowane – zarabiasz dobrze, ale nie przeskoczysz, szaraczku. OK, dorobiłem się, sporo świata zwiedziłem. Miałem krótkie różne relacje z kobietami, chyba dziesiątki, niektóre zapowiadały się obiecująco, ale zawsze było mi mało. Ciągle miałem z tyłu głowy, że może gdzieś tam jest ktoś lepszy dla mnie, odpowiedniejszy, ładniejszy, mądrzejszy i tak dalej. Wróciłem do Polski ze sporym zapleczem finansowym, kupiłem ładne mieszkanie w Gdańsku, można powiedzieć – człowiek usytuowany. Postanowiłem zwolnić, znaleźć hobby, chodzić na zajęcia rozwojowe ,zarówno umysł i ciało dobrze wytrenowane, teraz sobie ułożę życie – tak wówczas pomyślałem... 
Mam 54 lata, żadnych przyjaciół, tylko znajomi i sąsiedzi. Wciskam się od dłuższego czasu na każde zaproszenie, każde imprezy, dusza towarzystwa. Mam opowieści bez liku, przygód po świecie jak Indiana Jones... i to tyle. Kobiet już nie ma, odpłynęły lata temu, mają dzieci, rodziny, rozwody, kolejne związki, już są babciami, a ja? A ja nic. Dzieci mieć nie będę, dojrzałej wieloletniej relacji na dobre i złe również. Przegrałem życie. Wracam codziennie do mieszkania urządzonego przez jakiegoś niszowego dizajnera, nawet nie jest przytulnie. Tak sterylnie, jak moje głupie życie.

Zostaje mi tylko żal po rodzicach, że nie odwiedzałem ich kiedy mogłem, bo mi się nie chciało albo wolałem jeździć po Amazonii, żal po utraconych kontaktach z kolegami, bo uważałem ich za niedorajdów, żal wobec mojego braku empatii wobec drugiego człowieka. Tylko ja, ja i ja, bierz i bierz, co zobaczysz, to twoje, kobiet całe morze, przyjaciele przychodzą i odchodzą, rodzina jest, jaka jest. To okropny błąd i nie da się tego zmienić. Utracony czas i siły. Nie róbcie tego, kochajcie rodzinę, przyjaciół, angażujcie się w życie najbliższych ludzi. Reszta to miałkość. Najważniejsi są ludzie wkoło ciebie, ci najbliżsi, ci, których znasz od dziecka, a nie to, czego nie dokonałeś, czego nie zobaczyłeś na świecie. Dla mnie już za późno, ale może ktoś jest w podobnym trybie życia, może ktoś to przeczyta.
Postac Odpowiedz

A mi się ludzie dziwią gdy mówię, że najważniejsza jest dla mnie rodzina. Gdy wychodzę po 8 godzinach z pracy, nie biorąc nadgodzin. Gdy nie biorę udziału w kolejnym kilkudniowy wyjeździe "bez dzieci". Gdy powiedziałam w pracy, że chcę zredukować etat. Przecież mniej zarobię, nie rozwinę się, takie szanse zmarnuję!

Na robienie kariery jest teraz naprawdę duża presja. Na zakładanie rodziny wręcz przeciwnie. A jak jakaś kobieta powie, że chce zostać w domu z dziećmi, gdy mąż pracuje - to już w ogóle nie ma zrozumienia. Kariera. Tylko kariera.

karlitoska

Mi karierę przerwała ciąża, oczywiście planowałam pracować ,,do końca”, bo jak to ciąża to nie choroba itp., a nagle wylądowałam na podtrzymaniu w trzecim miesiącu i po wyjściu ze szpitala, jeszcze głupia, się spytałam czy mogę wrócić do pracy - lekarz mi powiedziała, że ta decyzja nie należy do mnie i teraz mam się skupić na dbaniu o ciążę, a nie karierę. Nagle po urodzeniu córki zrozumiałam co jest najważniejsze w moim życiu, wcale nie jest mi przykro, że nie mam już co wracać do starej pracy. Macierzyństwo okazało się najbardziej wartościowym i najpiękniejszym doświadczeniem jakie mi się przytrafiło. A serio spodziewałam się masakry, wiecznego zmęczenia i armagedonu przez pierwszy rok, dwa. Nie zamieniłabym mojej rodziny za żadne skarby świata.

imtoooldforthisshirt

Ktos wmowil spoleczenstwu, ze siedzenie przed komputerem 8 godzin dziennie i wykonywanie polecen obcych ludzi to sukces, a ksztaltowanie przyszlych pokolen i spedzanie czasu z wlasna rodzina to porazka. Jak to sie stalo? Nie mam pojecia, ale ciesze sie, ze nie wszyscy dali sie na to nabrac. Tak trzymac - wychowywanie dzieci to bardzo wazna i czesto nielatwa praca i nie dajcie sobie wmowic, ze wklepywanie cyferek do arkusza kalkulacyjnego jest wazniejsze, ambitniejsze albo ogolnie lepsze.

karlitoska

imtoooldforthisshirt zgodzę się, ale myślę, że mój praca jest jednak trochę bardziej wartościowa niż arkusz w excelu, bo jestem inżynierem i m.in. dzięki takim jak ja i moje projekty żyje się trochę łatwiej. Wrócę do pracy, bo ona też daje satysfakcję, ale na pewno nigdy nie będzie ona ważniejsza niż moje dziecko i tak jak napisała Postać już mnie nie zobaczą na żadnych nadgodzinach (w tej czy innej firmie), bo najważniejszy jest czas z moją rodziną. Priorytety się zmieniły

Postac

Ja też jestem inżynierem. Ale pomyśl sobie tak: w pracy zawsze ktoś Cię zastąpi. Dla swoich dzieci jesteś niezastąpiona.

Ja nie byłam szczęśliwa, gdy spędzałam czas wyłącznie z dziećmi. Nie miałam cierpliwości, czułam się samotna i wiecznie zmęczona. Teraz, gdy pracuję, czuję się bardziej spełniona. Ale nic kosztem dzieci.

tramwajowe Odpowiedz

Nie jest za późno. Są dobre pozytywne przykłady relacji dorosłych, dojrzałych, silnych.
Czasu nie cofniesz, ale zobacz nadzieję na to co możesz miec.

karlitoska Odpowiedz

Sorry, ale nic się nie zmieniłeś, sam już jesteś dziad i uważasz, że kobiety odpłynęły, bo ,,są babciami” (rozumiem, że chodzi Ci o wiek). Idź dalej w puste relacje, napewno znalazłaby się jakaś młoda, której spodobałby się ten sterylny apartament, albo zmień coś w swoim życiu i poznaj kogoś w podobnym wieku, z doświadczeniem, ciepłem w sercu i daj sobie szanse na jesień życia u boku wartościowej ,,babci”.

Postac

Panie w wieku Autora całkiem dosłownie mogą być babciami. To już zupełnie inny poziom relacji, niż singiel.

karlitoska

Postac sorry, ale jak ktoś po 30tce/40tce, a po 50tce to już wgl, liczy, że partner nie będzie miał żadnych dzieci czy najlepiej będzie niepokalaną dziewicą to trochę beka

Postac

Ja nie mówię, na co on liczy. Tylko że on jest singlem. A taka "babcia", to ma już męża (zazwyczaj), odchowane dzieci oraz wnuki. Duża rodzina. I taki Autor - sam. Po prostu inny poziom, być może brak zrozumienia drugiej strony, inne nastawienie na związek.

Dodaj anonimowe wyznanie