#idnKL

Mój facet uwielbiał kontrolować co robię, gdzie i z kim. Z początku jego zachowanie nie było groźne, wręcz przeciwnie, uważałam, że było to urocze. Jak miał czas, odbierał mnie z pracy albo z uczelni. Pisał, dzwonił itd. Okazywał mi bardzo dużo zainteresowania.
Gdy zamieszkaliśmy razem, zaczęło mi przeszkadzać, że ma problem z tym, że chcę po zajęciach wyjść ze znajomymi na kawę albo piwo. Miał pretensje, że chcę jechać do mojej przyjaciółki na weekend bez niego. Mieszkała ponad 200 km ode mnie, więc nie opłacało mi się tam jechać na pół dnia i wracać na noc.
Zaczęły się kłótnie.
Potem zaczął przetrzepywać mi portale społecznościowe, telefon, nawet dokumenty, które trzymałam w teczce. Przyłapałam go na tym nie raz. Rozmowa nie pomagała. Odeszłam od niego, jak tylko znalazłam sobie mieszkanie do wynajęcia. Tak się złożyło, że koleżanka z pracy miała dość swoich współlokatorów i szukała kogoś, z kim mogłaby wynająć mieszkanie. Gdyby nie to zrządzenie losu, pewnie dalej byłabym z tym psycholem.
Wtedy dopiero się zaczęło.
Widziałam go parę razy pod moją pracą. W sumie miał do tego prawo, duża knajpa przy ulicy. Dziwiło mnie jednak to, że nigdy nie wszedł do środka.
Czasami jak wychodziłam z pracy widziałam, jak stoi pod pracą, ale nie podchodził.
Często wracałam z koleżanką, z którą mieszkałam, więc się nie bałam. Raz jednak musiałam wracać sama. On stał i widziałam, że chce do mnie podejść. Wróciłam do pracy i poprosiłam mojego kierownika, czy mógłby mnie odwieźć do domu, bo źle się poczułam. Zdziwił się, bo przeważnie wracałam spacerkiem. Z pracy do aktualnego mieszkania mam około 30 minut drogi. Jednak się zgodził.
Wróciłam do domu. Minęło 15 min, ktoś zapukał do drzwi. To był on.
Zapytał mnie, czemu go unikam, czemu nie odbieram telefonów, czemu zablokowałam go na Facebooku. Krzyczał na mnie, robił awanturę na klatce. Wyszła sąsiadka z piętra, żebyśmy byli cicho, bo jest cisza nocna. Faktycznie zbliżała się godzina 23.
Zamknęłam drzwi i uciekłam do siebie do pokoju.
Chyba z pół godziny dzwonił do drzwi.
Moja współlokatorka w końcu się wkurzyła i zadzwoniła po brata, który przyjechał i załatwił sprawę.
Ze łzami w oczach opowiedziałam jej całą sytuację. Że dzwoni, pisze, stoi pod pracą, chodzi za mną. Że teraz dowiedział się, gdzie mieszkam.
Za jej namową poszłam na policję.
Zlekceważyli mnie.
Od policjanta dowiedziałam się, że skoro nic mi nie zrobił fizycznie, to on nie widzi znamion przestępstwa i mogę złożyć sprawę z powództwa cywilnego.
Przecież nikt mu nie zabroni stać na ulicy przed restauracją.

Boję się, co temu choremu człowiekowi jeszcze przyjdzie do głowy.
Abigaila37 Odpowiedz

Tak to u nas jest, że stać na ulicy, przed twoją pracą czy pod twoim blokiem sobie może, bo to miejsca publiczne. I może masz czekać, aż coś ci zrobi 🙈 - brak słów.
A to co on ci robi, to stalking, prześladowanie. I policja powinna przyjąć zgłoszenie.

BanonC Odpowiedz

Bo policja to jest pierwszą tylko do mandatów

MaryL2 Odpowiedz

To wydzwanianie jest bardzo przemocowe, też tego niestety doświadczyłam. Jeny jest wszystko jedno, ale ty w tym miejscu mieszkasz i głupio ci przed sąsiadami.

Ale z drugiej strony twoje zachowanie też jest paskudne. Byliście razem, kochaliście się. Jakbyś z nim porozmawiała na neutralnym gruncie, zamieniła smsa to by ci się krzywda nie stała. Przecież to nie jest jakiś świr z ulicy, tylko twój były chłopak, ktoś z kim mieszkałaś. Był mocno zakochany, a teraz go blokujesz, ghostujesz, bez słowa wyjaśnienia. Fajnie że jesteś ponad to, ale on ci oddał część swojego życia, i jakieś wyjaśnienia co nie zagrało mu się też należą.

Dragomir

"Rozmowa nie pomagała".

Risha

Uwolniła się od toksycznego faceta. Ma prawo nie chcieć mieć z nim kontaktu.

MaryL2

Rozmowa nie pomagała w sensie, że nie chciał przestać przeglądać jej telefonu kiedy byli razem. A nie że po rozstaniu rozmawiali.

@Risha, oczywiście, ma prawo i z niego korzysta. Pytanie czy to rzeczywiście są takie straszne rzeczy co on robił. Dużo osób ma problemy z zazdrością, zwłaszcza w młodym wieku. Ona sama mu pozwala na takie zachowanie uważając za urocze, więc chyba nie było tak źle. Czy wasi partnerzy albo wy sami nie wyraziliście nigdy żalu, że druga osoba wychodzi bez was? To zaglądanie w cudzy telefon oczywiście jednoznacznie trzeba potępić, ale to jeszcze nie powód, żeby traktować go jak creepa z ulicy, blokować, prosić kierownika, żeby ją podwiózł, lecieć na policję. Dobrze, że zerwała, ale ona go traktuje jak zwyrola. Trochę się nie dziwię jako reakcji. Wiecie, jak w tej bajce „Wilk, Wilk!”

Dragomir

Jak się jest zakochanym, młodym, to taka zazdrość może imponować, "bo mu/jej nanie zależy". Ale po pewnym czasie zaczynasz się dusić w tym związku. Nie że chcesz robić coś czego nie powinnaś, tylko zastanawiasz się, na czym opiera się ten związek, bo na pewno nie na zaufaniu a to fundament. Przy chorobliwej zazdrości dochodzą jeszcze inne "kwiatki". Miałem tak, więc napiszę co było u mnie.

- Kontrolowanie telefonu to norma.
- Jak ktoś mi wysłał zabawny obrazek i się uśmiechałem, to było "z kim tak piszę że aż się uśmiecham, pewnie z jakąś koleżanką".
- Jak przyszedł mail albo powiadomienie z jakiejś apki późnym wieczorem albo z nocy, to "kto do ciebie pisze o tak późnej porze?" Oczywiście z podejrzeniami, że z kimś romansuję.
- Jak opowiadałem jakieś historie sprzed kilkunastu czy dwudziestu lat, to zawsze jak była tam mowa o jakiejś dziewczynie, to "dużo miałeś tych koleżanek" - jakby to co mówiłem nie miało znaczenia, tylko że była tam jakaś żeńska postać. Jak przestałem opowiadać historie, to było "nie masz ze mną już tematów do rozmów? Z koleżankami jakoś umiesz na pewno pisać".
- Zazdrość o uwagę dla innych osób, w tym rodziny i wieloletnich dobrych znajomych (tym bardziej, że w tej paczce są też dziewczyny, to jak to z dziewczynami się kolegować i nikt niczego nie chce od siebie? A jeszcze część z nich niezamężna? No podejrzane przecież). I inne różne jazdy.

W pewnym momencie dotarło do mnie, że mnie to już męczy. Że stresuję się kiedy mam do niej jechać, a widywaliśmy się jedynie w weekendy. Zadałem sobie pytanie - czy to jest przyszłość, którą chciałbym sam sobie zafundować? Nie umiałem sobie tego zrobić...
Po jakiejś kontroli telefonu i fochu, i "będzie lepiej jak pojedziesz do siebie" pojechałem i wiedziałem, że to już ostatni raz. Wychodząc zabrałem klucze od mieszkania, które wtedy wynajmowałem a których komplet jej dałem tak w razie czego.

Dragomir

Było naprawdę zarąbiscie kiedy byliśmy na etapie niejako romansu. Spędzaliśmy czas niezwykle mile, dzieliliśmy dobre chwile, wspieraliśmy się w tych gorszych, pomagaliśmy sobie ale bez jakichś zobowiązań. Było nieziemsko. Ale kiedy weszliśmy jakiś czas później w fazę oficjalnego związku, zaczęło się powyższe. Nie wytrzymałem tego, po prostu wyszedłem bez pożegnania i wiedziałem, że jestem tam ostatni raz. Nie zrywałem, dla mnie to było jednoznaczne. Dla niej też. Później jeszcze do mnie wypisywała, nagrywała się, wywaliłem bez odsłuchiwania. Mala rzecz przepełniła kielich i się rozlało. Mówiłem jej że to jest chorobliwe, że pewnego dnia nie dam rady jeśli się to nie zmieni. I tak było, nie dałem rady. Nie życzę nikomu, ale wiem co może czuć autorka. A ja jestem facetem i przynajmniej nie obawiałem się przemocy fizycznej z jej strony.

MaryL2

Rozumiem. Masz rację, nie można dawać szansy w nieskończoność. Kiedyś trzeba powiedzieć dość. Też miałam taki związek, do tego jak byłam gdzieś zapraszana przez kolegów z roku (naprawdę, mało tam było dziewczyn, raptem kilka), to słyszałam, że nikt mnie tam nie lubi, oni tylko chcą mnie zaciągnąć do łóżka. Jak gdzieś chciałam iść do kolegi to mówił, że za mną pójdzie i pogada z nimi. I ze dwa razy poszedł. Zerwałam z innego powodu, nie zablokowałam go. Po jakimś roku czy dwóch, napisał do mnie przeprosiny. Napisał, że sam trafił na bardzo zazdrosną partnerkę i wie jak to rani i chciał mnie przeprosić, że taki był. To naprawdę mi dużo dało, bo nie miałam poczucia niesprawiedliwości, że nigdy nie zrozumiał o co mi chodziło.

Co ciekawe chuj mnie wczesniej poblokował wszędzie, mimo że do niego nie pisałam. Kiedy odkryłam, że jedna ważna dla mnie rzecz wciąż u niego jest nie miałam jak się dobić. W końcu napisałam do jego siostrzenicy, bardzo życzliwa osoba, chciała mi pomóc. To dostałam od niego wiadomość, że mam odczepić się od jego rodziny, i nie mieszać mu w życiu. I znowu blok. Nie powiem, zagotowałam się. Czułam się okropnie po tym, nie rozumiałam co się dzieje.

Dragomir

Aaaa, to stąd wyczulenie na blok. Rozumiem, ja patrzę przez pryzmat moich doświadczeń a Ty swoich. Dziękuję za wyjaśnienie, to wzór jak powinna przebiegać rozmowa, gdy dwie osoby mają inne zdanie na jakiś temat :)

MaryL2

Nie wiem czy wyczulenie. Zanim mnie to spotkało zdążyłam zerwać z 3 osobami, w tym 2 wieloletnie związki. I zawsze miałam intuicję, że to blokowanie to okrutne zachowanie. Nie blokowałam, spotykałam się, słuchałam płaczu, nerwów a czasem przeprosin, aż emocje w byłym partnerze wygasły i mogl zacząć nowy etap w życiu. Szkoda, że ja tak nie zostałam potraktowana, ale cóż, nie ma sprawiedliwości na tym świecie.

Niezależnie od moich doświadczeń, ghosting jest definiowany jako zachowanie negatywne.

„Ghosting to zniknięcie z życia drugiej osoby bez uprzedzenia jej oraz bez wyjaśnienia przyczyny. Zachowanie to, ma uchronić znikającego od konieczności przeprowadzenia trudnej rozmowy lub konfrontacji np. z oczekiwaniami w/od relacji, kryzysem w związku lub inną wymagającą dojrzałości emocjonalnej sytuacją.

Nie zależnie od perspektywy jako główne przyczyny Ghostingu można wskazać:

- brak odwagi, gotowości lub chęci do skonfrontowania się z drugą osobą, lub sytuacją;
- lęk przed skrzywdzeniem drugiej osoby;
- brak umiejętności komunikacyjnych;
- inne zobowiązania lub trudności życiowe, którymi nie umiemy lub nie chcemy się podzielić”

Ghosting + blokowanie jest jeszcze gorsze, ponieważ odbiera możliwość odpowiedzi. Samemu zachowuje się możliwość wykrzyczenia, wyżycia się, ale nie wysłuchuję się drugiej strony. To nie jest dojrzałe zachowanie. Powiedziałabym, że tchórzliwe i samolubne. Ciężko mi w tym znaleźć jakiś głębszy, szlachetny powód.

MaryL2

Dodam jeszcze do mojego przydlugiego komentarza, że to by się u nas potwierdzało. Mój były miał tendencję do uciekania przed problemami. Po rozmowie z siostrzenicą dowiedziałam się, że on przyznał się, że bardzo wstydzi się tego jak się jego życie potoczyło i dlatego chciał się odciąć, żebym tego nie widziała.

Dragomir

Bo my nie lubimy okazywać słabości, zasr@na duma nam nie pozwala.

Zobacz więcej odpowiedzi (1)
Rumek Odpowiedz

A zerwałaś z nim? W ogóle nie sprawiasz osoby zakochanej, ewidentnie miałaś presję na kontynuowanie samotnego życia. Może po prostu budowałaś mu ułudę swojego zaangażowania, bo potrzebowałaś uwagi, a biedak naprawdę się zakochał? Może gdybyś powiedziała wyraźnie, że chcesz czegoś innego i ZRYWASZ to by nie robił takich szopek?

Dragomir

"Rozmowa nie pomagała".

Rumek

@Dragomir to nie to samo. Zerwanie, powiedzenie komuś wprost, że nie chce się z nim być i chce się byc z kimś innym to nie jest po prostu jakakolwiek rozmowa o oczekiwaniach.

Diddl

@Rumek, tak, bo psychol, który ma potrzebę kontrolowania, ma pretensje że dziewczyna chce wyjść po pracy ze znajomymi na piwo albo wyjechać na weekend do przyjaciółki (związek nie równa się brak życia towarzyskiego) na pewno ze spokojem przyjąłby zerwanie. Autorka bardzo dobrze zrobiła, że uciekła zanim typ posunąłby się dalej. Normalny człowiek jak partner/ka od niego ucieknie, że to zerwanie. I jeśli nie był świadomy, że jego zachowanie nie było w porządku (chociaż w tym przypadku to byłoby dziwne, skoro autorka z nim rozmawiała) to po ucieczce drugiej połówki zastanowi się nad swoim zachowaniem, że co takiego spowodowało ucieczkę i idzie się leczyć jak dotrze do niego, że ma problem, a nie stalkuje byłą. Tak były autorki jedynie potwierdził fakt, że jest psycholem.

Rumek

@diddl nie, normalni, dojrzali psychicznie ludzie wprost komunikują, a nie uciekają, ewakuują się, liczą że ktoś się domyśli itp. Tak robią toksyczne, nieogarniete osoby, które wywołują potem u innych dziwne reakcje.

MaryL2

@Rumek zgadzam się z tobą. Kurde, brzmi to jak jakas paranoja. Komunikacją w związku jest ciężka, nie wiadomo kto miał rację. Może ona rzeczywiście za często wychodziła sama w miejsca, gdzie spokojnie mogłaby wziąć partnera. A może rzadko wychodziła, a to on przesadzał. Ale żeby po którejś nieudanej próbie komunikacji uciekać, blokować, prosić kierownika o asystę w powrocie do domu… To jest dopiero toksyczne. Przecież ten chłop musi mieć sieczkę w głowie po takim czymś. Nie wie co się dzieje, próbuje wyjaśnić, ale nie ma jak, bo wszystko poblokowane. To przyszedł osobiście pogadać (tak się za starych dawnych czasów robiło, to nic nienormalnego). Nie wszedł pewnie do środka, żeby jej nie osaczać, ale dać znać, że czeka, że mu zależy, że przyszedł pogadać. „ Czasami jak wychodziłam z pracy widziałam, jak stoi pod pracą, ale nie podchodził. Często wracałam z koleżanką, z którą mieszkałam, więc się nie bałam. ” - bała się gościa, który nigdy jej nie skrzywdził. No nie mogę, drama queen. Jakby podszedł to by się pewnie wydarła, że za nią łazi…

Solange

Trudno sprawiać wrażenie osoby zakochanej po takich przeżyciach. Stalking skutecznie leczy z zakochania. Bo w tej chwili jego zachowanie to już stalking.
I o ile popieram zwykle zerwanie poprzez rozmowę w miarę możliwości na żywo, to uważam, że jeśli ktoś czuje lęk przed partenerem na myśl o jego reakcji na zerwanie, to zdecydowanie nie powinno ono przebiegać na żywo. Natomiast zdanie "odeszłam od niego" może znaczyć zarówno zerwanie i wyprowadzkę, jak i samą wyprowadzkę pod jego nieobecność, co nie zostało tu sprecyzowane.
Niezależnie od tego, co autorka miała na myśli, to wyprowadzka pod nieobecność partnera jest jasnym sygnałem mówiącym nie chcę mieć z tobą kontaktu oraz że związek jest zakończony. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby tego nie rozumieć. Jakkolwiek okrutne jest takie zerwanie, to jednak nim jest.
Rozumiem jego potrzebę przegadania tego, ale nie można nikogo zmusić do tej rozmowy i powinien to uszanować po prostu. Jeśli sobie nie radzi z odrzuceniem, niech uda się na terapię. Ja też to przeszłam, wiem jak cholernie ciężko jest zostać porzuconym bez żadnego słowa, mnie też to oburza i sama tak nie robię. Ale o ile w niektórych przypadkach (jak moje), gdy powody, które poznawałam z drugiej ręki i były mi opisywane jako irracjonalne, tak są przypadki, gdy ktoś okazuje się naprawdę psycholem, który może nas skrzywdzić albo powoduje u partnera takie wrażenie.
Poza tym, skoro z nim rozmawiała o swoich potrzebach w związku, to był świadomy, że autorka chce czegoś innego. Nie ukrywała przed nim, że jej się sytuacja nie podoba. I może gdyby zaczął ją traktować, jakby faktycznie mu na niej zależało, tj. szanując jej potrzebę braku kontroli to może autorka byłaby nadal w nim zakochana?
I WRESZCIE! Nie ważne czy zrywasz chamsko czy z kulturą, NIE ZASŁUGUJESZ NA BYCIE STALKOWANYM/A! Po prostu nie! Za chamskie zerwanie czy odejście bez słowa zasługujesz co najwyżej na gniewne "pi***ol się".

Solange

A! I ucieczka od partnera, którego się boimy jest jak najbardziej zdrowym odruchem!
Byłam przez miesiąc z chłopakiem, którego obecność w pewnym momencie sprawiała, że miałam ochotę uciekać i krzyczeć. Krótko, nie mieszkaliśmy razem, a gdy zdałam sobie sprawę, co czuję od razu zdecydowałam, że muszę zerwać. Chciałam sobie jedynie poukładać w głowie, co mu powiedzieć i od razu zakończyć związek następnego dnia. Nie pozwolił mi na to, wymusił na mnie spotkanie, na siłę przyjeżdząjąc i znajdując mnie, gdy byłam na spacerze z psami, choć wyraźnie komunikowałam, że ma nie przyjeżdżać. Gdy on się zaczął we mnie zakochiwać, ja pragnęłam już od tego związku uciec, po prostu UCIEC OD NIEGO. A na początku byłam przecież zauroczona!
Tak samo chłopak, którego poznałam przez portal randkowy. Gdy tylko go spotkałam poczułam silną potrzebę ucieczki, moje alarmy przez całe spotkanie dzwoniły, że jego obecność naruszą moją strefę komfortu. Był moment, gdy fizycznie musiałam się zmusić, żeby nie pobiec w miasto i nie uciec. Spotkanie i tak szybko zakończyłam, ale nie na tyle szybko, żeby było to zbyt niekulturalne. I choć nic mi ten chłopak nie zrobił, czułam się po prostu brudna, jakbym sama siebie zdradziła nie uciekając od kogoś, kogo moje ciało uznało za zagrożenie. Sama siebie zraniłam, by niemal obca osoba nie czuła się źle. I kurcze, nigdy więcej nie poświęcę swojego komfortu psychicznego, bo komuś może być przykro, że nie powiedziałam mu, dlaczego mi z nim źle, w sytuacji, gdy ta rozmowa mnie krzywdzi. A rozmowa z kimś, kto próbował kontrolować autorkę ewidentnie ją krzywdziła.

Yehesha Odpowiedz

Mi to trochę wygląda jakbyś od początku go nie kochała i dalej łaziła z jakimiś innymi facetami na "piwo" i miała pretensje że się wkurza o to, kompletnie mu się nie dziwię, chłop się zakochał a się okazało że ty się nim tylko bawiłaś ....

Anonimowe6669 Odpowiedz

Idz na poradę prawną, policjanci często zamiatają sprawę pod dywan, inaczej jest jak pełnomocnik złoży za Ciebie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa albo jak dasz im do zrozumienia ze wiesz ze tną w pręta. I złóż skargę na tego kto nie przyjął

Anonimowe6669

A jeśli rzeczywiście nie siądzie zawiadomienie, to przynajmniej upewnij się ze sporządzili notatke z próby zgłoszenia, przyda się w sądzie gdyby coś (lepiej mieć niż nie mieć, nawet jeśli nie planujesz iść do sądu, bo nigdy nie wiesz). Powinien Cię w tym poprowadzić prawnik, jeśli się zdecydujesz

Dodaj anonimowe wyznanie