#jTVHZ
P. jest bardzo bliską rodziną, miałam wiele obaw co do tej pracy, wiadomo, z rodziną różnie bywa. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się stresowałam. Było fantastycznie, P. był w pracy miły, dużo mnie uczył, nigdy się nie wtrącał do moich pacjentów, a przy okazji zarobki też były, jak to się mówi, fajne. Nawet bardzo fajne. Do tego zakumplowałam się z naprawdę sympatycznymi asystentkami, po prostu bajka.
Po roku wszystko zaczęło się zmieniać. P. zaczął się zmieniać. Zrobił remont gabinetu, dobudował drugie stanowisko, przy którym fatalnie się pracowało (było mało miejsca, brakowało sprzętu i materiałów). Pracowaliśmy równocześnie, w poczekalni chaos, asystentki nie nadążały, a ja wracałam do domu wykończona. Pacjenci prawie codziennie zwracali uwagę, że do nas nigdy nie można się dodzwonić. Brakowało personelu, czasu, wszystkiego.
Potem doszły do tego humory P. Prawie codziennie chodził wściekły, do nikogo się nie odzywał i tylko trzaskał wszystkim. Czekałyśmy zestresowane aż wybuchnie i oczywiście często to następowało. Na początku obrywało się asystentkom, ja byłam ta „ważniejsza”, bo z rodziny. Potem dzwonił do mnie wściekły, że je zwolni, że są beznadziejne i ma ich już dość, a ja zawsze stawałam po ich stronie. Dziewczyny były pracowite, godne zaufania i naprawdę nie można było im niczego zarzucić.W końcu odbiło się to też na mnie. Wybuchy złości coraz częściej mnie dotyczyły. P. był zazdrosny, że mam niezły kontakt z asystentkami, zły, że chcę wrócić do domu do mojego męża i córeczki (chciał wydłużyć godziny pracy, zamiast do 20 miałam siedzieć do 21).
Codziennie rano bolał mnie brzuch i miałam biegunkę ze stresu, brałam też leki na uspokojenie. Asystentki też. Tylko się wymieniałyśmy nazwami, która co bierze i jak działa. Po dwóch latach pracy tam zaszłam w ciążę. Poroniłam. Wróciłam do pracy trzy dni po wyjściu ze szpitala, ale i tak byłam tą złą, co „ciągle choruje”.
Kiedy nadarzyła się okazja i mogłam otworzyć swój gabinet (dodam, że 40 km od gabinetu wujka), od razu zaczęłam działać. P. jeszcze bardziej wściekły, atmosfera napięta. Odchodziłam 3 miesiące. Jak wyglądało odejście stamtąd? Fatalnie. Ale jedno jest pewne – nigdy więcej nie chcę pracować z rodziną. Mam swój gabinet od kilku miesięcy i była to najlepsza decyzja w moim życiu.
Dziwne, że tyle się u niego męczyłaś. Jako dentystka mogłaś poszukać pracy w jakiejś innej klinice. Jest sporo ofert, gdzie szukają lekarzy.
Mam wrażenie, że nikt z nim nie pogadał co się dzieje, że się zmienił. Niby bliska rodzina, a jednak najwyraźniej nie miałaś chęci żeby spojrzeć na to z jego strony.
Wujek po prostu był mobberem. Bardzo dobrze, że stamtąd odeszłaś.
I szkoda wielka, że tak się nacierpiałaś i że być może przez tę pracę nie przeżyło Twoje nienarodzone dziecko...