#jcHpM

Pewnego słonecznego dnia, dosyć dawno temu, byłam na koloniach. 

Graliśmy w pewną grę, gdzie trzeba było przebiec całe kółko wokół ludzi i przejść pomiędzy nogami swojej pary. I tu wkraczam ja. Kiedy przechodziłam między nogami, zostałam potrącona, ktoś mnie uderzył w głowę. Jako że nie chciało mi się grać, postanowiłam wykorzystać to jako pretekst. 

Dotknęłam czoło w miejscu, gdzie zostałam uderzona - patrzę, mam małego guza! Siadłam na bok. Przyszedł do mnie kierownik, pyta czemu nie gram. Opisałam mu sytuację i powiedziałam ze mam nawet małego guza. 

Kierownik wziął rękę, dotknął tego, i nic nie mówiąc odszedł. Wróciłam do pokoju i poszłam do toalety. Gdy spojrzałam w nie to mało co nie spaliłam się ze wstydu.

To nie był guz tylko pryszcz...
NocnaZmora Odpowiedz

Przypomniałaś mi moją sytuację z koloni. Mega dawno temu, acz już weszłam w okres dojrzewania. I właśnie na tych koloniach pojawiał mi się na twarzy pryszcz gigant. Do tego momentu prawie nie miałam doczynienia z tym diabelstwem, więc nawet nie wiedziałam co z tym zrobić. Idelanie pod nosem i tuż nad ustami. Wielki i czerwony. Aż żałuję, że wtedy maseczki nie były modne. I właśnie wtedy nauczyłam się wyciskać pryszcze.

Selevan1

Najlepszy taki pryszcz, ale bym wyciskał...

Dodaj anonimowe wyznanie