#kL6iW
Diagnoza: przedwczesne wygaśnięcie funkcji jajników i menopauza. Podobno nieczęsto się to zdarza w tak młodym wieku, ale się zdarza. Jedyna szansa dla mnie, żeby być jeszcze w ciąży, to adopcja komórki jajowej i in vitro.
Nie stać nas w tej chwili, ale możemy odłożyć te pieniądze albo wziąć kredyt. Problem w tym, że ja nie wiem, czy chcę.
Wiem, że to straszne myślenie, ale nie mogę wyrzucić z głowy tego, że jeśli wszystko się uda, to to dziecko nie będzie tak naprawdę moje. To będzie dziecko mojego męża i jakiejś obcej kobiety, tyle że to ja je urodzę. Nie będzie do mnie podobne. Niczego nie odziedziczy po mnie.
Boję się, że całe życie będę się zastanawiała, co ma po swojej biologicznej matce. Nos? Oczy? Pasję, np. do rysowania? Nie wiem jak i czy w ogóle to zniosę.
Wiem, że powinnam o tym z kimś porozmawiać, ale na razie jeszcze nie potrafię. Nie jestem gotowa. Ta diagnoza, jej następstwa... to wszystko spadło na mnie tak nagle i niespodziewanie. Nie tak to miało być. Nie potrafię sobie jeszcze z tym poradzić.
Mam nadzieję, że opisanie tego tutaj to będzie taki pierwszy, mały krok w kierunku akceptacji tej sytuacji i nabrania odwagi na szczerą rozmowę.
Nie chce rozbudzać nadziei niepotrzebnie, ale… byłaś u jednego lekarza? Idź jeszcze do co najmniej dwóch, szarpnij się na najlepszych specjalistów, jakich znajdziesz. Lekarze się mylą. To nie musi być ten przypadek, ale sprawdź na 100%, zanim zaczniesz się z tym wszystkim godzić psychicznie. Były setki przypadków takich „cudownych ciąży”, jak lekarz powiedział, że się nie da. Potem ludzie mówią, że cud, że medycyna nie zna wyjaśnienia, a czasem wystarczy iść po drugą opinię. Od tego bym zaczęła. A jak się diagnoza potwierdzi, może rozważ terapię, może razem z mężem - będziecie musieli sobie to wszystko ułożyć jakoś w głowie i decydować. Co do głosów, że trzeba było wcześniej planować dzieci - takie gadanie jest bez sensu, raz że wskazania są, że najlepiej przed 30., a ten warunek jest spełniony, a dwa - ja np. swojego narzeczonego poznałam w wieku 26 lat, myślę, że może po roku związku doszłam do etapu, gdzie miałam poczucie, że jestem na tyle pewna, że ciąża by mnie nie przeraziła. Gdybym na sile próbowała wcześniej, to miałabym teraz dziecko ze swoim byłym i szczerze, wole już nigdy nie mieć dzieci.
No ja się nie dziwię. Cierpieć ciążę i poród, żeby urodzić czyjeś dziecko... Lepszą opcją byłaby adopcja.
Idź do innego lekarza, koniecznie do kliniki leczenia niepłodności. Od czerwca jest refundacja do in vitro, nie płacisz za nic od momentu kwalifikacji. Wiem, bo miałam :) Przedwczesne wygaszanie czynności jajników nie jest przeciwwskazaniem do stymulacji do in vitro, możesz mieć szanse na uzyskanie swoich komórek. Twoje jajniki jeszcze pracują - ale musisz się zabrać za to jak najszybciej. Lekarz, który ci powiedział, że nie ma szans na Twoje własne dziecko, nie mógł być lekarzem z kliniki leczenia niepłodności, tam takich głupot byś nie usłyszała. Trzymam kciuki za Wasz mały wielki cud 🩷
Moim zdaniem, może nie będzie miało Twoich genów, ale po Tobie będzie miało dobre szanse na zdrowie, bo będzie w ciąży, w której mama o siebie dba, będzie miało szczęśliwe dzieciństwo, w troskliwym domu i kochająca mamę, która wspiera je, niezależnie od tego czy ma taki sam, czy inny nos niż ona. Daj sobie czas na oswojenie się ze swoimi emocjami. Dostałaś szokującą diagnozę i to normalne, że możesz się czuć przytłoczona, ale zastanów się co jest dla Ciebie najważniejsze. Nie każdy ma taką samą potrzebę bycia mamą. Ja bym chyba jednak wolała nią zostać, nawet jest moje dziecko nie miało by 50% moich genów. Bliskość jaką jest między mamą, a dzieckiem jednak sądzę, że nie zależy od tej puli genów, tylko od wspólnych momentów i opieki jaką otaczasz maleństwo. Wiadomo, że geny dużo determinują, ale dawczynie też muszą spełniać odpowiednie wymagania, więc z dużą pewnością jajeczko byłoby od kogoś kto ma potencjał.
To myślenie mogłoby być straszne tylko dla tych, których przerażają fakty. Jestem facetem i myślę dokładnie tak samo, nie wyobrażam sobie wychowywać ani utrzymywać nie swojego dziecka, to zwykła strata czasu. O ile jednak jest tak w przypadku ludzi mogących mieć własne dzieci, o tyle w przypadku osób nie mogących sobie na to pozwolić sprawa wygląda już inaczej. Wiele osób marzy o własnej rodzinie i widzi w tym sens życia, jaki inny wtedy mają wybór?
Lepiej mieć dziecko, które jest Twoje, ale nie jest z Ciebie, czy nie mieć żadnego?
Oczywiście, że to będzie Twoje dziecko. Będziesz nosić je w sobie, urodzisz, wychowasz. Pokochasz je, a ono będzie kochać Ciebie bezwarunkową miłością. Bardziej "czyimś" chyba być nie można.
Chcesz dziecka, możesz to zrobić, to wykorzystaj tę szansę, bo dzieci to w sumie spoko sprawa :-)
"ono będzie kochać Ciebie bezwarunkową miłością"
Teraz to odleciałaś. Zależy jaką będzie matką.
Wampanella jak są małe, to do pewnego momentu wszystkie dzieci kochają swoje mamy bezwarunkowo.
Łatwo powiedzieć - nie przejmuj się, zrób z siebie inkubator, na pewno pokochasz dzieciaka. Dla mnie to ckliwe ględzenie. Szkoda tylko, że wiele matek nie jest w stanie pokochać nawet własnych dzieci. I to tych wymarzonych i wyczekanych.
A tu dziecko może urodzić np. rude, po babce dawczyni jajeczka. A rodzice oboje bruneci z ciemnymi oczami. I mamy chłopca o porcelanowej skórze, zielonych oczach i pomarańczowych włoskach. Każde spojrzenie na to dziecko będzie przypominało kobiecie, że nie jest jej.
Nigdy do końca nie wiadomo, jak matka faktycznie będzie się czuła. Być może zakocha się w dziecku od pierwszej chwili, bez względu na wszystko. A być może dziecko będzie ją tylko drażniło swoją innością. I samym swoich istnieniem przypominało o jej dolegliwości, nieświadomie rozdrapując raną i wciąż od nowa przywołując ból.
Do tego nie oszukujmy się, ciąża to nie zabawa. Niektóre kobiety płacą za nią zdrowiem do końca życia. Hemoroidy, utrata włosów, zębów, wypadająca macica, problemy sercowo-naczyniowe itd.
Tu trzeba ogromnej dojrzałości i szczerej gotowości. Ale nawet one nie gwarantują, że matka pokocha dziecko. Niestety, ale serce nie słucha się rozumu.
Uważam, że to bardzo trudna decyzja.
Dawstwo komórek tak nie działa, że dają ci losowe komórki od jakiejś kobiety. Lekarz ma obowiązek dobrać dawczynię do rodziców, właśnie po to, żeby zminimalizować różnice. Jak oddajesz komórki wypisujesz wywiad, w którym dokładnie opisujesz jak wygląda dawczyni. Wiem, bo oddałam swoje komórki i interesowałam się tym, jak wygląda ta procedura :) Ale na pewno jest to strasznie ciężka decyzja wymagająca pełnego przemyślenia.
Susieeenk
Tak. Ale to niewiele zmienia, bo dziecko może być podobne właśnie do babki. Sama tak mam, za grosz nie przypominam rodziców. Ani odcieniem skóry, ani kolorem włosów, figura też zupełnie inna niż u matki. Czysta babcia.
Różnie bywa z tą genetyką. To zawsze trochę los na loterii.
@ Czaroit: Ty nie przypominasz swoich rodziców a twój rodzic nie przypomina swojej matki. Noo, pole do spekulacji otwiera się spore. ;)😉
upadlygzyms
Część upadły. Tak się zastanawiałam, kto pierwszy to wytknie.
Na Ciebie zawsze można liczyć. :))
Spokojna Twoja rozczochrana. Moja matka jest identyczna jak jej matka i jej siostry. Ja wyglądam akurat jak kopia matki ojca.
przeszłam in vitro na swoich komórkach i męża plemnikach 3 x. 1 raz nic + 2 poronienia. nie mieliśmy więcej zarodków a ja nie chciałam kolejnej stymulacji i punkcji. Zdecydowaliśmy się na adopcję zarodka. Teraz ten mały zarodek jest już 8miesieczna dziewczynką i śpi obok mnie. Wiem, ze nie ma naszych genów, ale dla nas jest w 100% naszym dzieckiem. Nie cofnęła bym już czasu żeby spróbować na naszych zarodkach bo w tedy nie było by naszej kochanej córeczki a z niej nie zrezygnujemy za nic na świecie. Jakie to ma znaczenie czyje geny ? Najważniejsza jest miłość do dziecka i na odwrót
Poszukałabym dobrego lekarza, żeby sprawdzić, czy powie to samo. Poczytaj o poście Dąbrowskiej. Działa tak, że resetuje organizm, więc kto wie...? Leczy dolegliwości, na które medycyna akademicka nie miała sposobu, albo wytaczała ciężkie działa. Spróbowałabym.
I właśnie dlatego uważam, że odkładanie decyzji o dzieciach nie jest dobre. Twój przypadek nie jest jedyny, gdy zwyczajnie za późno już na dużą rodzinę.
Być może rozwiązaniem byłaby adopcja, skoro nie chcesz in vitro.
Nóż się w kieszenie otwiera słysząc takie komentarze. 28 lat to za późno o staranie na dziecko? A co ma zrobić młoda kobieta, która nie ma chłopaka, albo jeszcze nie jest pewna co do niego, ma zajść w ciążę z byle kim, a potem jak ją zostawi to usłyszeć „tak to właśnie jest, jak się pcha w ciążę z byle kim, bez ślubu”, albo zajść w trakcie studiów, nie mieć pieniędzy i usłyszeć „dlatego właśnie trzeba najpierw mieć stabilną sytuację, zanim się sprowadzi na świat dziecko”. Może przestańmy przerzucać odpowiedzialność na ludzi za rzeczy od nich niezależne.
Naprawdę uważasz, że decyzja o dziecku jest niezależna od przyszłych rodziców tego dziecka?
Biologii nie oszukasz - 29 lat i pierwsza ciąża to jednak późno. Z biologicznego punktu widzenia. A dlaczego dzieci coraz później? Bo się wmawia ludziom 20-letnim, że są młodzi, że mają szaleć, że mają mnóstwo czasu. Zwłaszcza kobietom - jest bardzo mocno promowane życie sigli i singielek. Jeśli się z tym nie zgadzasz, to spójrz chociażby na nagłówki na stronach dedykowanych dla kobiet - wszystkie szczęśliwe bez dzieci. Albo że dzieci żałują. Kiedyś przegięcie w jedną stronę (baba w domu z gromadką dzieci), teraz w drugą (karierowiczka singielka).
Studia to już nie opcja dla wybitnych - to norma. Sztuczne przedłużenie dzieciństwa dla ludzi, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić.
Więcej stereotypów, bo za mało dałaś.
@Postac pieprzysz jak potłuczony na temat o którym nie masz pojęcia. Pierwszą ciążę dzięki in vitro udało mi się uzyskać w wieku 32 lat. późno? ano późno ale ... starać zaczęłam się w wieku 19 lat z partnerem rok ode mnie starszym. 12 lat leczenia na nfz oraz prywatnie. robienie testów partnerowi które wychodziły idealnie. w końcu, już po ślubie, załamani pojechaliśmy do kliniki leczenia niepłodności i co? i mimo że mi lekarze wmawiali że ze mną jest problem i faszerowali mnie lekami po których tyłami to w klinice się okazało że to mój mąż jest praktycznie bezpłodny. Nie szerz głupich wypowiedzi o zbyt późnym macierzyństwie z własnego wyboru bo czasem to nie jest wybór tylko niekompetencja lekarzy. A wiek poniżej 35 r.z. to dobry wiek na ciążę. Autorka tego wyznania nie ma nawet 30 lat więc jeszcze lepiej.
Akurat Twój przypadek jest doskonałym potwierdzeniem moich słów. Zaczęliście się starać jak miałaś 19 lat, czyli w przypadku problemów mieliście czas, aby je rozwiązać. Zajęło Wam to 13 lat.
Ile czasu mielibyście, gdybyście się zaczęli starać o dziecko jak miałaś lat 32?
Czy to tak ciężko zrozumieć, że kobiety mogą zwyczajnie nie mieć z kim się o to dziecko postarać? I co mają wtedy zrobić? To co piszesz jest bez sensu i jest krzywdzące. Jeśli jakaś kobieta marzy o dzieciach i ma odpowiedzialnego partnera, którego kocha, to nie będzie przecież przekładać macierzyństwa latami, bo w telewizji mówią, że kariera ważniejsza. Nie rzuci dobrego partnera, bo „bycie singielką takie fajne, znajdę kogoś po 30-stce”. Kobiety, które rzeczywiście chcą mieć dzieci robią to tak szybko jak to możliwe, czyli najczęściej tak szybko, jak poczują się stabilnie ze swoim partnerem, ale niestety, nie wszystkim jest to dane. Piszesz, że studia, to cyt „ Sztuczne przedłużenie dzieciństwa dla ludzi, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić”, czyli co te wybitne kobiety, które wiedzą co ze sobą zrobić (do których na pewno się zaliczasz), właściwie robią? Po liceum od razu zaciążyć z pierwszym lepszym i z czego się utrzymać? Nie każdy ma bufor w postaci rodziców, że jak chłopak nie utrzyma, to wrócę do domu rodzinnego z dzieckiem. I co wtedy, bez studiów, doświadczenia zawodowego, na socjal, tak? To nie jest żadne przedłużanie dzieciństwa, żadne bycie karierowiczka, tylko walka o własny los.
Zobacz, jak się denerwujesz. Czyżbyś była jedną z osób, dla której starania o pierwsze dziecko po 30-tce to norma?
Bez sensu jest fakt, że im ludzie starsi, tym więcej problemów mają z rozmnażaniem? I mówię o ludziach obojga płci, nie tylko o kobietach. Zobacz na wpis powyżej. Starania w wieku 19 lat zakończyły się sukcesem po 13 latach. Zdążyliby rozwiązać problemy, gdyby zaczęli po 30-tce?
Wszystko fajnie, gdy partnerzy są zdrowi. Ale tego się nie wie, zanim się nie spróbuje. A co jest teraz ważniejsze? Zawsze będzie coś niedokończone. Jeszcze mieszkanie, jeszcze samochód, jeszcze lepsze stanowisko - i można mnożyć zapotrzebowania. A gadanie "chcę dużą rodzinę, ale..." może oznaczać złe postawienie priorytetów. Jeśli chcesz dużą rodzinę, to nie możesz czekać do 30-go roku życia ze staraniami. Wtedy zdążysz, jeśli oboje będziecie zdrowi i ciąże oraz dzieci nie będą zbyt problemowe.
Postać, nie mam jeszcze 30-stki. Ale skoro tak projektujemy, to zgaduje, że ty nie masz studiów ani pracy, twój zawód to mama na pełen etat, alimenty + zasiłki. Stąd każda kobieta, która sama na siebie próbuje zarabiać inaczej niż w markecie jest dla ciebie karierowiczką.
Ja nie kłócę się z faktem, że im się jest starszym tym jest gorzej. Twierdzę, że kobiety nie starzeją się samotnie z wyboru. Widzę jednak, że nie ma z kim gadać, bo raz, że nie czytasz ze zrozumieniem, a dwa nie odnosisz się do moich pytań. Czyżbyś wybrała nie tego co trzeba?
A teraz personalne wycieczki. Ja Ciebie nie pytam ile masz lat i czy starasz się o dziecko.
Pytałam natomiast, jak chcesz oszukać biologię. Masz dwa przypadki - jeden to wyznanie, drugi w komentarzu - gdy późne starania przyniosły tylko rozczarowanie. Lukrowanie rzeczywistości nie zmieni. Możesz powtarzać, że to nie zależy od Ciebie - ale zależy. Od Ciebie i od ludzi wokół. Ale raczej od szerzej rozumianego społeczeństwa i wychowania, a nie jednostek. Mało ludzi chce brać odpowiedzialność, ciągle szukają "tego jedynego", zamiast naprawiać relacje. I powtarzam - ja nie mówię o skrajnościach, gdy jedna osoba jest toksyczna. Ale o nudzie, braku zaangażowania. O wszystkim, co wymaga wysiłku.
Łatwo powiedzieć "to nie zależy ode mnie, nie znalazłam księcia z bajki". "Muszę najpierw mieć dom pod miastem ". A później "ojej, za późno".. Ale to "za późno" jest konsekwencją wyborów, których dokonujemy. Jak ważniejsza jest kariera, to nie kłam, że Twoim celem w życiu jest duża rodzina. Jak ważniejsza jest rodzina, to musisz się pogodzić z tym, że nie dasz rady pracować po 12 godzin, rozwijać się i jeździć w delegacje.
Coś kosztem czegoś.
Maryl: Ja nie kłócę się z faktem, że im się jest starszym tym jest gorzej. Twierdzę, że kobiety nie starzeją się samotnie z wyboru.
Postać: Pytałam natomiast, jak chcesz oszukać biologię. Lukrowanie rzeczywistości nic nie zmieni.
Powtórzę po raz kolejny, nie twierdzę, że powinno się zwlekać. Twierdzę, że kobiety nie są głupie i nie przekładają macierzyństwa z byle powodu. Ty mówisz, że studia to przedłużanie dzieciństwa dla mało ambitnych, ciężka praca po 12h też be, szukanie „tego jedynego” jest głupie, generalnie ciąża jak najprędzej się da. To co ty prezentujesz to prosta droga do bycia samotną matką dwójki, bez wykształcenia, bez perspektyw na lepszą pracę. To chyba normalne, ze taka dwudziestoparolatka woli najpierw naprawić swój związek/wejść w nowy, niż urodzić dzieci i albo a) żyć w nieszczęśliwym małżeństwie do końca życia, b) żyć za najniższą i samotnie, bo jednak panowie niechętnie wchodzą w związki z kobietami z dziećmi. I to są realne dylematy, a nie jak ty to próbujesz nakreślić, że rozwijamy jakąś wyimaginowaną karierę.