#mRZY2
Jakiś czas temu przyjeżdża pies z wypadku. Krwawi jak diabli, ledwo dycha - wiadomo, pacjenci planowo umówieni muszą czekać. Po pół godziny przychodzi informacja z recepcji, że ktoś się piekli, bo musi czekać. Co 10 minut kobita się przypomina, że jest opóźnienie, że jak to tak!
Finalnie po godzinie udało mi się pacjenta ustabilizować na tyle, że wróciłam do gabinetu. I wiecie kto się pienił? Nie właściciel owczarka onkologicznego, który ma pogorszenie, nie Pani z dwójką dzieci, która czekała grzecznie na swoją kolej rozumiejąc zaistniałą sytuację - była to baba, którą ktoś wpisał w lukę między pacjentami, która zapomniała zaszczepić fafika, a miała jutro pojechać z nim za granicę...
Dobrze, że szefa mam normalnego, bo jak zobaczył za to potem jedną gwiazdkę na Googlach, to tylko machnął ręką na debilkę.
Pracuję w usługach, nieraz już wyłapałem złą opinię. Nie podam szczegółów, bo nie było by to już anonimowe. Główne powody to: ludzie to idioci, nie potrafią czytać umowy, czy nawet planu miasta, wymagają czegoś, co było by złamaniem zasad udzielenia usługi, a jak się nie zgadzam, to mają pretensje.
Jaką debilkę? Jak chcecie zarabiać miliony to trzeba przyjąć wszystkich. A pies który jest przedmiotem zabiegu debilem chyba nie jest.
Pani prawdopodobnie została przyjęta, tylko wysmarowała niepochlebną opinię, bo musiała czekać, gdyż pomoc pieskowi po wypadku była ważniejsza niż szczepienie.
"Jaką debilkę?"...
Evrard, jestes kobieta?
Jakie miliony? Czemu zamiast odnieść się do historii wymyślasz własną wersję? 😂
Dziwne. 99% lekarzy weterynarii opisując swoją pracę nie nazwie się "weterynarzem". To trochę tak jakby lekarz medycyny nazwałby się felczerem. Szanujmy się. Chociaż może jestem przewrażliwiony na tym punkcie...
Tak, nazywamy sie "wetami" x')