#p09bK
Bezpłatny staż w dużym stopniu utrudniał życie, ale był jedynym światełkiem w tunelu i jedyną opcją, by zdobyć dobrze płatną, normalną pracę.
Próby dorobienia na boku były dość mizerne, ale zawsze znajdowała się jakaś praca, która pozwala przeżyć.
Najgorzej było po wykupieniu antybiotyku na receptę, takiego zwykłego, na zwykłą codzienną chorobę tysięcy ludzi. Kosztował 57,89 zł i to była cała "dniówka " zarobiona na sprzątaniu restauracji. Zostało mi 2,11 zł wydane na najtańszy, największy chleb.
Brakło mi na jedzenie. Lodówka pusta, odłączona, by nie tracić energii, pralka to moje ręce, ale głodu nie idzie odłączyć. Pójście pod gimnazjum po 8h stażu na drugi dzień było dobrym pomysłem.
Oczekiwanie przynosiło efekty, w koszu przed wyjściem lądowały zapakowane kanapki od rodziców dla dzieci. Z trzema bułkami z masłem, szynką i żółtym serem i jedną z nutellą praca przy sprzątaniu restauracji nie była aż taka straszna.
Sytuacja powtórzyła się wiele razy, wstyd i strach, że ktoś to zauważy, były ogromne. Ale udało się. Praca jest moja.
Gratuluję pomysłowości!
Dzieciaki dostają najlepsze możliwe jedzenie, na które stać rodziców i aż żal, ile tego ląduje w koszu. A tu proszę, wystarczyło iść pod szkołę i wyłowić sobie pyszne kąski. Doskonały sposób, by przetrwać najgorszy czas.
Absolutnie nie ma się czego wstydzić, ja podziwiam Twoją zaradność.
I da się nie qurwić? Da się. Tak w kontraście do niedawnego wyznania studentki lekkich obyczajów z dobrego domu.
Komu bieda zajrzała w oczy ten inaczej patrzy na świat. Błogosławieni którzy bez wsparcia idą ciemną doliną. Nie lękajcie się. Jest nas wielu.
Nie narzekam na brak pieniędzy, ale jak widzę jakieś jedzenie w śmietniku, to biorę nie zważając na nieprzychylne spojrzenia przechodniów.
Kiepy z chodnika też zdarzy mi się podnieść i spalić.
Normalna sprawa.