#q3HT2

Wiecie co jest nie tak z polskim systemem edukacji? To, że w szkole średniej jest trudniej niż na większości kierunków studiów.
Czyli jeśli komuś udało się dostać na studia, to nie powinien mieć problemu z ich ukończeniem. Nie mówię tu o medycynie, ale na większości tak jest.
Powinno być na odwrót, ponieważ tytuł magistra ma większe znaczenie niż świadectwo ukończenia szkoły.
Oto kilka przykładów:
- Do egzaminu zerowego dostaliśmy właściwie zagadnienia na każdy egzamin, więc wystarczyło znaleźć temat w książce i się nauczyć. Ale spróbuj spytać nauczyciela w liceum o zagadnienia, to uuuuu, panie... Pan jest bezczelny, pan się powinien uczyć wszystkiego, bo wszystko się może trafić.
- Na niektórych uczelniach masz 5 terminów poprawkowych, więc jeśli ci nie szkoda kasy, to nie ma opcji, żebyś nie zaliczył semestru. W szkole jest jedna szansa i adios.
- Jest większa szansa, że dostaniesz test jednokrotnego wyboru. W szkole jak masz sprawdzian z pytaniami zamkniętymi, to święto lasu.
- Jeśli wykładowca nie chce, to nie robi kolokwiów, więc często wystarczy tylko napisać egzamin końcowy. W szkole te oceny zbierają się przez cały semestr, więc czasami musisz się namęczyć, żeby coś poprawić.
- Nikt cię nie rozlicza z nieobecności. Oczywiście ćwiczenia i konwersatoria są obowiązkowe, ale to akurat ma sens. Teoretycznie możesz nie pojawić się na wykładzie ani razu. Dostać notatki od kolegi i zdać na 5. Ale spróbuj kilka razy nie przyjść do szkoły, to już zachowanie tylko dobre.

Właśnie dlatego mamy przesyt magistrów.
oldhighhat Odpowiedz

zależy o jakich ty studiach mówisz, jeśli masz na myśli biedauniwerki i płatne zaoczne pseudoszkoły to na pewno tak. ale każdy praktycznie kierunek na polibudzie jest bardzo trudny. matematyka i fizyka, (które są obowiązkowymi przedmiotami na polibudzie) to takie przedmioty których jeśli nie rozumiesz i nie umiesz wykonywać obliczeń to nie zdasz. mnie własnie zawsze bawiło to, jak ludzie się zamartwiali maturą i to że, do pierwszego prawdziwego egzaminu z chemii po pierwszym semestrze było więcej materiału niż przez całe liceum.

Esza

No właśnie, ja studiowałam kierunki humanistyczne, ale też wspominam egzaminy przy których materiał 3 lat liceum to było nic.

ohlala

Moja znajoma studiowała dziennie na UW, nie pamiętam, co to było, ale jakieś ścisłe studia, i pozwalano im zaliczać po 13 razy... Raz się z czymś takim spotkałam, więc zakładam, że to wyjątek, ale niestety to pokazuje, że nie dotyczy to tylko biedauniwerków.

zjemcikota

Uniwersytety o niskim poziomie, przyjmujące wszystkich jak leci, którzy tylko zapłacą i dający papierek za hajs. Tak ciężko to wymyślić?

Soczewica

Biedauniwerki to nie uniwersytety tylko wyższe szkoły czegoś tam np wyższa szkoła bankowości czy wyższa szkoła agrobiznesu. Najczęściej prowadzą nauczanie w trybie niestacjonarnym a zdaje się dopóki się płaci.

niejestembotem

aha, no to widać, że do magisterki nie dobrnąłeś. Takich kozaków to było mnóstwo, tylko w takim razie dlaczego na ostatnim semestrze jest 10 osób? A skończy w terminie jeszcze mniej? Ot tak luźne pytanie...

Novara Odpowiedz

Istniejący w Polsce system edukacji jest nastawiony na masówkę - masowe "produkowanie" licencjatów i magistrów, kończących kierunki, na absolwentów których nie ma zapotrzebowania, a potem 40+% osób w wieku 25-40 lat ma wyższe wykształcenie, z czego większość pracuje na stanowiskach nie związanych z ukończonym kierunkiem. Do tego poziom szkolnictwa wyższego jest często żenujący, osoby kończące studia właściwie niewiele umieją nawet w zakresie kończonego kierunku i często muszą się później same doszkalać, czy douczać w pracy. Zresztą dla wielu studia to właściwie przedłużone dzieciństwo, tyle że bez kontroli rodziców. Czas beztroski i imprez.
Skuteczność procesu nauczania zależy od obustronnego zaangażowania zarówno nauczyciela, jak i ucznia. I jeżeli nauczyciel/wykładowca prowadzi zajęcia byle jak, byle zleciało ileś tam godzin, a uczniowie/studenci mają to gdzieś, byle tylko zaliczyć, dostać papierek, to taki system nie ma żadnego sensu. A później tacy magistrzy podejmują gdzieś pracę i okazuje się, że nie potrafią zrobić nawet prostego zestawienia - czegoś co średnio rozgarnięty gimba by potrafił.

JoseLuisDiez

A najgorsze jest to, że trafi się ci taki w pracy i musisz się z nim użerać, zanim szefostwo uzna, że jest beznadziejny i trzeba go wywalić.

radiant

Niestety czasem trafiają się tak nieogarnięte osobniki, że gdy dowiesz się że taki ktoś ma wykształcenie wyższe, to zastanawiasz się jakim cudem on/ona skończył/a studia.
Kiedyś (do lat 90-tych) na studia szli naprawdę ogarnięci maturzyści, poziom był nieporównywalnie wyższy i tacy absolwenci byli prawdziwą elitą narodu. A teraz jak to opisała Novara - masówka.

Awtroil

Obecny system edukacji to najprostsza droga do produkowania wtórnych analfabetów (a e lekcje jeszcze pogarszają sprawę) - niby takie osoby kończą jakieś szkoły, niby zdają maturę, kończą studia, ale tak naprawdę wykształcenie to fikcja. Takie osoby nawet nie potrafią poprawnie używać języka polskiego, niby umieją czytać, ale kompletnie nie rozumieją tego co czytają, nie ogarniają mapy bez GPS-a, nie potrafią policzyć ile powinni dostać reszty, a nawet odczytanie instrukcji obsługi to dla nich czarna magia. Do tego wierzą w kompletne bzdury - płaską ziemię, szkodliwość szczepionek, reklamy, państwową propagandę itd.
A później na tej, czy podobnych stronach jest masa postów nt. jakimi idiotami potrafią być ludzie.

Slimshady1

Ewentualnie jak @Awtroil przekopiowują wszędzie ten sam komentarz, bo są z niego tak niesamowicie dumni. Możliwe, że to jego pierwsza, dłuższa wypowiedź od momentu ukończenia szkoły. Brawo dla Ciebie.

Solange Odpowiedz

Ile bym dała żeby na jednym przedmiocie na studiach było jak w liceum... Tylko co jakiś czas sprawdzian, kartkówki, ale za to bez egzaminu z całego roku. A u mnie kartkówki, kolokwia i egzamin, gdzie przedmiot zupełnie nie związany z moim kierunkiem.
No i choć moje studia nie mają wysokiego poziomu trudności, to na większości przedmiotów można poprawić tylko raz, a w liceum mogłam poprawiać do skutku, a jak mi się nie chciało to jedynki nie przeszkadzały w zdaniu semestru/roku. Na studiach przeszkadzają.
Zagadnienia w liceum też często dostawiliśmy (nawet jeśli były bardzo ogólnie określone), a na studiach zdarzało się nie dostać.
A co do nieobecności na wykładach to też nie zawsze jest kolorowo. Niektórzy wymagają 60% obecności, a raz się spotkałam z systemem "więcej niż 2 nieobecności - nie można dostać piątki". Do tego w szkołe rodzic mógł napisać usprawiedliwienie (przynajmniej za moich czasów) z wymyślonym powodem, a na studiach? Lekarz, oficjalne zaświadczenie, że byłam na konkursie...
Więc od szkoły średniej też dużo zależy. Dla mnie poziom trudności liceum i poziom trudności studia to dwa zupełnie różne rzeczy, których nie warto porównywać.

Solange

Poprawianie było problemem głównie na matematyce, bo byłam w klasie teatralnej, gdzie na koniec roku 2/5 klasy miała pasek, 2/5 poprawkę (przez rzeczoną matematykę) i tylko 1/5 miała sytuację po prostu stabilną. Więc raczej matematyczka próbowała przepchnąć kogo się dało pozwalając poprawiać do skutku, ale i tak wszystkie oceny były wpisywane do dziennika (w sensie jedynka i te z popraw).

No zagadnienia w liceum to bardziej były przykładowe zadania (matematyka), sami układaliśmy zadania na sprawdziany(przyroda, ale to był zapychacz), z historii po prostu strony były podawane, a z polskiego to sprawdzian po przerobieniu lektury. Z reszty to mówili na czym się skupić, ale nauczyciele byli naprawdę spoko.

Co do obecności na studiach to rzeczywiście zależy, a w liceum ta zasada 80% też u mnie była.

"Tak właściwie, to na tym polega porównywanie, że bierzesz dwie różne rzeczy i wskazujesz podobieństwa i różnice ;)" niby tak, ale nie zawsze jest sens porównywać, bo tu wszystko zależy od tego na co lub kogo się trafi.

"Po pierwsze, to na studiach masz egzamin z semestru i nie jest to takie trudne, żeby go zdać jeśli byłaś na wszystkich wykładach" niestety nie tym razem, a tu były tylko ćwiczenia i egzamin po dwóch semestrach. Zdane, ale z trudem i niestety ściągami, ale jak wspominałam przedmiot niezwiązany z moim kierunkiem (gdybym była nim zainteresowana, to poszłabym na równoległy kierunek), strasznie męczący i trudny. To nie tylko moje zdanie na temat tego przedmiotu, a większości grupy.

HerbataZCynamonem

@Mieta to jest poziom przeciętnego ogólniaka, ale Ty widocznie nie rozmawiałeś/aś z nikim spoza swojego, skoro znasz tylko taki poziom, który z tego co wiem, funkcjonuje tylko w najlepszych szkołach.

nkp6 Odpowiedz

Moje studia wyglądały zupełnie inaczej.
- Zarówno wykłady, jak i ćwiczenia obowiązkowe (nieobecność trzeba było odrabiać, oprócz jednej dozwolonej na wykładzie)
- Nie dostawałam zagadnień, a jeśli już to były to tematy każdego ćwiczenia i wykładów, więc finalnie i tak trzeba było ogarnąć wszystko
- Wszelkie zaliczenia czy egzaminy (czy to pisemny, czy ustny) nie opierały się na "przepisaniu" definicji ale ważne było udowodnienie, że rozumiesz to, co opisujesz i interpretujesz swoimi słowami (więc definicja+ własne wyjaśnienie i przykłady)
- Masa zajęć opierała się na robieniu projektów, pisaniu prac, przeprowadzaniu zajęć w innych placówkach (wszystko musiało być "udowodnione" podpisem dyrektora placówki i wydaniem rekomendacji)
Owszem, zdarzały się zajęcia bardziej luźne ale to raczej były te typowe "zapychacze", które nie były niezbędne.

A w szkole? Wymagania były, pracy dużo było, nikt nie usłyszał nigdy, że zdają Ci, których podrzucona praca wyląduje na biurku, można było poprawiać ocenę bez płacenia.

Vito857 Odpowiedz

To chyba masz jakieś studia dla leserów. Odniosę się do tego, co napisałeś, na swoim przykładzie:
- Z pierwszym punktem się zgodzę - od wykładowcy na studiach dostaniesz zagadnienia, w liceum ci się każą uczyć wszystkiego, trochę nie wiadomo po co.
- 5 terminów poprawkowych? U mnie jedna wykładowczyni robiła 4 na kolokwia, bo faktycznie trudny przedmiot; reszta ma dwa terminy, ewentualnie trzeci po uzgodnieniu z dziekanem. W liceum można było pisać tyle razy, ile nauczyciel miał cierpliwości.
- Test jednokrotnego wyboru? Nie przypominam sobie czegoś takiego na studiach. W liceum było to dość częste.
- Jak u mnie wykładowca robi tylko egzamin końcowy bez kolokwium, to jest jeszcze bardziej przesrane, bo musisz się uczyć teorii+praktyki i masz 2-3 terminy. W szkole zbiera się oceny przez cały semestr i dzięki temu masz więcej szans, żeby się poprawić.
- Nikt cię nie rozlicza z nieobecności? U mnie to za imponderabilia wieszać chcą, jak jest więcej niż dwie. Na wykładzie możesz się nie pojawić ani razu, ale na egzaminie profesor będzie miał do ciebie też inne podejście. W szkole u mnie też tego pilnowali, ale część przymykała oko.
Tyle ode mnie.

SiriusBlagh Odpowiedz

Okej, do wielu spraw się można przyczepić, system jest kiepski, mamy za dużo magistrów, ale to że Twoje studia były g*no warte nie znaczy, że każde są.

Co do zagadnień: niby tak, ale zwykły semestralny kurs na studiach miał więcej materiału, niż trzy lata z danego przedmiotu w liceum. Klasówka w LO była z 2-3 tematów/rozdziałów w podręczniku i faktycznie tylko kretyn nie ogarnąłby, czego się uczyć. No a później... Niektórzy prowadzący na legalu dawali pytania do egzaminy i co z tego, skoro było ich kilkaset, a opracowanie jednego to praca porównywalna z licealną rozprawką na zaliczenie semestru.

ohlala Odpowiedz

Wiem, że niektóre kierunki tak funkcjonują, ale studiowałam na dwóch różnych uniwerkach i poprawka zawsze była jedna, zagadnień nigdy nie dostaliśmy, nigdy nie było testu jednokrotnego wyboru, za to były wielokrotnego z punktami ujemnymi, ha. Na jednym przedmiocie było tak, że kolokwia były tylko 2 na cały rok, przy czym ich nie można było w ogóle poprawiać.
Ale zgadzam się, że mamy przesyt ludzi z papierkiem.

ohlala

A w sumie jeszcze dodam, że brak obowiązkowej obecności na zajęciach/wykładach akurat o niczym nie świadczy. Wprawdzie u mnie tylko wykłady były nieobowiązkowe, ale stanie nad dorosłym człowiekiem z batem jest słabe. Student powinien przejąć odpowiedzialność za własną naukę. Jeśli uważa, że poradzi sobie bez chodzenia na wykłady - spoko, niech nie chodzi. Takie pilnowanie ludzi prowadzi właśnie do tego, że studiuje byle kto.

niewiemjakikik

Każdy z nas jest wartościowym człowiekiem.

SzaraDama Odpowiedz

Nie wiem jaką szkołę średnią miałeś, ale:
Dwójka w szkole średniej- zaliczenie
Dwójka na studiach - oblane

Czyli, aby zaliczyć przedmiot w szkole średniej, trzeba mieć minimum 30%, na studiach minimum to 60%. Nie na każdej uczelni masz 5 terminów.
Na niektórych uczelniach masz termin 1, za 2 miesiące termin poprawkowy, nie zaliczysz, narka.

Egzaminy: czasami jest tak, że termin 0 jest łatwiutki, termin 1 jest trudniejszy, a poprawa jest najtrudniejsza, więc jak komuś zabraknie jednego punktu w terminie zerowym, to może czasami pomarzyć o zaliczeniu, jeżeli później nie przysiądzie.

Nie wiem czy byłeś zagrożony w szkole średniej, ale wtedy nauczyciele siedzą z Tobą i czasami nawet piszesz specjalnie łatwiejszy sprawdzian, aby jakąś ocenę dostać. Dodatkowo zagadnienia... Sprawdziany są z ostatnio przerabianego działu, gdzie to około 20 stron z podręcznika. Egzamin? Masz podane zagadnienia, bo inaczej musiałbyś przerabiać czasami 5 -10 całych różnych książeczek.

Może i są łatwiejsze ZASADY na studiach, ale objętość materiału na niektórych uczelniach jest taka, jakbyś miał co pół roku maturę z 10 przedmiotów...

Chyba, że autor myśli, że 2 na studiach to pozytywna ocena, bo i takie przypadki się zdarzały ;)

niewiemjakikik

Można przysiadać do każdego i oblać za każdym razem. Gdyby mnie wyrzucili z studiów to wystartowałbym w ponownej rekrutacji, nawet co roku.

Misiamisiaa Odpowiedz

Nie wiem o jakich studiach mówisz, ja będąc na drugim roku ledwo daje radę, a w liceum miałam same 5. To jest całkiem inny poziom, no chyba że są jakieś studia dla debili

Esza Odpowiedz

Skoro Cię to boli to idź na lepsze studia. Ja studiowałam 5 kierunków i tylko jeden był latwiutki, na reszcie trzeba było robić nieporównywalnie więcej niż w liceum. Może też jest to kwestia uczelni. W każdym razie mi inni magistrowie nie przeszkadzają, niech sobie każdy ma magistra, rynek pracy i tak to weryfikuje.

Esza

Polonistyka, rusycystyka, glottodydaktyka, porównawcze studia cywilizacji oraz zarządzanie zasobami ludzkimi.

ohlala

@Mieta

Mhm, jasne. Tylko ci się wydaje, że wiesz o czym mówisz, w teorii każdy jest kozakiem. Założę się, że nie masz nawet pojęcia, co dokładnie się robi na np. polonistyce (i nie, nie skończyłam żadnego z tych kierunków).

Dahun2

Ja skończyłam dwa kierunki techniczne i dla porównania widziałam test z termodynamiki dla zaocznych, był abcd.
U nas na dziennych nie było o tym mowy nawet.

Liceum to inna bajka niż studia. Jak to powiedział mój znajomy "na studiach co pół roku masz małą maturę i nie uczysz się do niej przez trzy lata".

agathe

Ja studiowałam lingwistykę i to była droga przez mękę. Przez trzy lata zajęcia codziennie, bez dnia wolnego, od rana do wieczora, z małymi wyjątkami. Do tego mnóstwo nauki i tłumaczeń, tekstów do opracowania i podobnych rzeczy.

czarnaskorupa

@ohlala

Akurat dla mnie filologia rosyjska była łatwa... po trzech latach mat-fizu XD

Esza

@Mieta, latwiutkie było zarządzanie, nawet bardzo. Rusycystyka w miarę. Reszta nie bardzo. Myślę, że wiele zależy od uniwerku. Ja studiowałam dziennie na najlepszej polonistyce w kraju, miałam doktorów, którzy wykładali na Harvardzie, i wierz mi, nie było łatwo. Na pierwszym roku odpadło 30%.

agathe

Nie potrafisz zrozumieć, Mieta, że nie dla każdego polonistyka jest łatwa? Według ciebie prawdziwe studia to tylko takie, po których zostaje się inżynierem? No to uświadomię cię, nie ma łatwych i trudnych kierunków. Dla każdego co innego jest łatwe. Z doświadczenia wiem, że wiele osób nie poradziłoby sobie na studiach językowych, podobnie jak równie wiele miałoby problemy na politechnikach. Nie wiem, czego tu nie rozumieć.

Esza

@Mieta, źle mnie zrozumiałeś. Chodziło mi o to, że na moich studiach już doktorzy mieli za sobą współpracę z najlepszymi uczelniami świata, nie mówiąc o profesorach. Swoją drogą, widać, że nie wiesz o czym mówisz. Porównawcze studia cywilizacji są realizowane na jednej uczelni w Polsce, sprawdź sobie której, a potem zobacz czy Twoja uczelnia może się porównywać. Nie wiem dlaczego tak autorytatywnie wypowiadasz się o czymś, o czym nie masz żadnego pojęcia.

ad13

Esza, z nim się nie dyskutuje, Mieta/ciskowski/Vladi/solo/tatacorki/kolokwium studiował na Uniwersytecie w Tworkach, na wydziale całodobowym i miał tam profesorów nawet z Marsa.

Esza

@ad13 Widzę, niepotrzebnie wdałam się w tę dyskusję. Jeszcze nie kojarzyłam tego nicku, ale już zapamiętam. Dzięki :)

Zobacz więcej odpowiedzi (2)
Zobacz więcej komentarzy (17)
Dodaj anonimowe wyznanie