#r6HUa

Chcę podzielić się z Wami sytuacją z mojego życia. Strasznie mnie ona irytuje, więc chętnie poczytam Wasze komentarze co o tym myślicie.

Jesteśmy z narzeczonym ze sobą dość długo, kilka lat. Za 2 lata planujemy wziąć ślub.... i zaczęłam dość mocno zastanawiać się, czy tego faktycznie chcę. Mieszkamy razem, nie mamy dzieci, jesteśmy osobami niezależnymi finansowo, ogólnie dogadujemy się, jest dobrze.

Jestem od trzech miesięcy na półrocznym zwolnieniu lekarskim. I mam dość. Oboje nie zarabiamy źle, aczkolwiek mój narzeczony zarabia więcej. Nie mamy wspólnego budżetu, każdy ma swoje konto, korzysta ze swoich pieniędzy. Wspólnie składamy się na mieszkanie, jedzenie itp. Partner zarabia więcej, to więcej może zaoszczędzić w danym miesiącu i tak też odkłada sobie jakąś część z pensji. Moja pensja pozwala naprawdę na minimalne oszczędności.
Ogólnie partner to typ takiego dusigrosza. Gdy idzie sam na zakupy, kupuje wtedy najtańsze produkty.
Ale do rzeczy...

Odkąd jestem na zwolnieniu zaczęłam dostrzegać, że to ja zajmuję się całym domem. Zaczęło mi to przeszkadzać, że sama przygotowuję obiad, sprzątam po nim, sprzątam całe mieszkanie, robię pranie. Podjęłam się próby porozmawiania na ten temat, nawet kilkukrotnie. Ciągle jest to samo wytłumaczenie - bo jesteś w domu i masz więcej czasu na to, a ja muszę zarabiać. Tylko że sytuacja była identyczna przed pójściem na zwolnienie.

Nie wiem... może gdybyśmy tworzyli wspólny budżet, to miałabym do tego inne podejście? Bo jak chodzi o finanse, to niezależni, a w przypadku mieszkania, to ty masz więcej czasu. Sytuacja ta powoduje, że zniechęca mnie wspólne życie. U mnie w rodzinie nie było takiego podziału, wszystko było wspólne. Rodzice pomagali sobie, również w kwestiach sprzątania. To jest dla mnie nowość, ciężko mi to zaakceptować.
Mocno Odpowiedz

Sama widzisz jak jest. Po co ci opinia obcych ludzi? Jest niefajnie, ludzie powinni ogarniać dom wspólnie, jeśli wspólnie mieszkają. Niekoniecznie po równo, ale razem.

jankostanko33

Nie, jej pracą nie jest ogarnianie domu. Ona nie jest bezrobotna ani na bezpłatnym urlopie. Jest na zwolnieniu lekarskim, a skoro to zwolnienie jest aż tak długie, to z jej zdrowiem musi być coś mocno nie tak. Czyli powinna odpoczywać i dochodzić do zdrowia, a nie latać na mapie. No chyba że to lewe zwolnienie.

Serwatka31

Etanolansodu

Wtedy nie było by ŻADNEGO problemu, tylko musiała by dostawać od niego część hajsu.

Jak jedna osoba robi więcej w domu, by druga miała czas na pracę, to albo muszą mieć wspólny budżet, albo pracująca oddawać część pensji.

Xanx

Etanolan ale autorce nie chodzi o teraz, kiedy jest na zwolnieniu i siedzi w domu. Ona teraz zobaczyła że tak naprawdę robi większość sama, nawet wtedy kiedy pracowała

ohlala

@Etanolansodu

Nie ma znaczenia, ile pracuje on, a ile ona, ponieważ nie mają wspólnego budżetu. Za wszystko płacą po połowie, to nieważne, że autorka jest teraz chora, bo nadal za siebie płaci. Jak partner płaci za połowę mieszkania, to ma też połowę obowiązków, ZAWSZE. Nie ma czasu wypełniać swoich obowiązków? To niech zapłaci komuś, żeby robił to za niego.

Serwatka31

A uważasz, że to sprawiedliwe, że on będzie np. całe pół roku pracował tylko na siebie, w domu nie będzie miał nic do zrobienia, "to on pracuje", ale na wypasione wakacje odłoży sobie tylko on, ją nie będzie stać na tydzień nad jeziorem?

Chodzi o to, że człowiek ma pracę która składa się z pracy po za domem + pół obowiązków w domu, jeśli wyręcza go w obowiązkach domowych, tak na prawdę, wykonuje za niego część jego pracy.
Jak najbardziej jest to zrozumiałe jaki jednorazowa pomóc, gdy partner jest zmęczony, ale jako stały układ, jest to cholernie niesprawiedliwe.
Nie widzisz tego?

Za to było by zupełnie okej, gdyby skoro to ona przez długi czas zajmuje się domem, on brał by na siebie ponad połowę "składki" do budżetu (skoro ona dorzuca się do wspólnego życia pracą), i ona by w okres, w który pracuje częściowo za niego, trochę więcej zaoszczędziła.

Serwatka31

Była bym gotowa pół roku pomagać facetowi nawet nie mając całkiem wolnego, nawet przy swojej pracy/studiach, dokładając się do wspolnego życia taką samą ilością pieniędzy i nie chcąc żadnej rekompensaty.

Ale gdybyśmy mieli w perspektywie jakieś wspólne plany, może kupno domu, w każdym razie życie razem na jakiejkolwiek innej zasadzie niż
"Całe życie wszystko jest dokładnie równo po połowie, we wszystkim, a we mnie inwestujemy czas wolny w domu, żebym mógł np. wziąć nadgodziny, albo wypoczęty lepiej pracować i dostać podwyżkę i wszystko wydawać TYLKO na moje zabawki i przyjemności mimo, że ten dodatkowy czas dostałem dzięki twojej pracy".

RollyPolly Odpowiedz

To nie kwestia budżetu a wychowania. Facet widocznie miał zawsze pod nos podstawione i nikt nigdy go nie nauczył, że naczynia same się nie zmywają. Niestety ale z doświadczenia powiem Ci, że będzie cholernie ciężko to zmienić, zwłaszcza, jeśli już podejmowałaś rozmowy bez większego skutku. Niestety nic nie doradzę, bo ja się poddałam i nie walczę. Tyle ugrałam, że chociaż mój przyznał, że nie lubi sprzątać ale nie fair jest zrzucanie wszystkiego na mnie i zatrudnił panią do sprzątania 3x w tygodniu.

Franz1983

Co z was z flejtuchy, że trzeba sprzątać 3 razy w tygodniu????

RollyPolly

@Franz1983
Mamy 4 duże psy i 4 koty, do tego dwòch małych chłopcòw. Ja pracuję z domu a w dodatku moja praca wymaga prawie sterylnej czystości. Więc może następnym razem zanim dodasz komentarz, zastanów się co piszesz.

bazienka Odpowiedz

uwazaj bys ne wyladowala jak moja mamcia
w roli sluzacej
kopara opadla mi calkowicie gdy bylam swiadkiem takiej sytuacji- ojciec luskal slonecznik w kuchni, miseczka spadla, rozwalila sie o kafelki. normalny czlowiek by posprzatal. on wpadl do pokoju, rozsiadl sie w fotelu is twierdzil, ze chyba cos sie potluklo. mama poszla sprzatac
gardze takimi ludzmi

Xanx

No takie coś to chamstwo czystej wody, ale np ja mam zawsze bajzel na swoim biurku. Jem przy nim, pije, ogólnie stoją tam czasem szklanki czy talerz nawet cały dzień. Sprzątam raz w tyg jak mam czas i uważam że do póki nie przenoszę syfu poza "mój teren" to jest ok. Dodam tylko że z biurka korzystam tylko ja i jest ono na uboczu / nie rzuca się w oczy

HenrykGarncarz Odpowiedz

Ale co, liczysz ze po ślubie mu się zachce robić i nagle zacznie robić w domu?

chybaraczej Odpowiedz

Gość sie zajebiście ustawił- nie dość że wszystko co zarobi ma dla siebie (z pominięciem rachunków oczywiście) to jeszcze mu ktoś wszystko ogarnia w domu... Dziewczyno, szanuj się, bo po tym co napisałaś to nie brzmi jakby Twoj facet Ciebie szanował

chybaraczej

@Etanolansodu argument "bo Ty jesteś w domu i masz więcej czasu a ja muszę zarabiać" w sytuacji rodzielnego budżetu byłby dla mnie jak strzał w twarz, gdyby mieli wspólne finanse może i możnaby zrozumieć taki podział obowiązków. A w przedstawionej wyżej sytuacji facet myśli tylko o sobie i swojej wygodzie, nie przyjmuje do siebie uwag i żalu autorki, nie tak działa wspierający się związek

chybaraczej

@Etanolansodu ale to też powinno działać w dwie strony- ona ewidentnie robiła tak dla swojego partnera, a on dla niej...? hmm...

Heppy

Etanolansodu z takim podejściem to skończysz pod mostem. Miłość miłością ale o swoje sprawy trzeba dbać. Nie można komuś dawać wejść na głowę, bo miłość.

shala89 Odpowiedz

Wspólne pieniądze na życie a niezależność finansowa to dwie różne bajki, przynajmniej dla mnie.
Związek to wspólne obowiązki oraz ich dzielenie. Nie wyobrażam sobie innego.
Skoro autorko wychowałaś się w rodzinie, gdzie życie podział obowiązków i pomaganie sobie było czymś normalnym i wspólnym, czemu godzisz się na związek z facetem który Ci nie odpowiada?

LaniaLania Odpowiedz

Jakos tak nie potrafię sobie wyoobrazic niezależności finansowej w moim małżeństwie...
Decydujecie sie na WSPÓLNE ŻYCIE wiec kase każdy wykłada do jednego konta.
Nie mam nic przeciwko temu zeby każdy sobie na cos oszczedził , ale nie powinno to wygladac tak, że twój facet odklada 2 tys a ty tylko 500 , albo że on kupuje sobie buty za 500 zl za ty za 50 ... tym bardziej, że to ty sprzątasz, pierzesz i gotujesz.

Xanx

Dokładnie, nie wyobrażam sobie nie mieć wspólnych finansów z narzeczoną. Po prostu z jednego konta ida opłaty, z drugiego życie i oszczędności. Wszystko co kupujemy i tak jest dla nas razem, czy to radio do auta czy nowe garnki.

ashleys12

Lania ma rację. Jeżeli tworzymy coś razem, to mamy wspólnie. Nie moje, twoje tylko nasze. Każdy może sobie to definiować jak zechce, ale ja jednak wolę mieć wspólne pieniądze. Nawet jak zarabiam 4 x tyle co żona, ale jakby stwierdziła, że odchodzi to weźmie połowę. Bo to wspólne pieniądze.

Samedamnlife

Zalezy jak komu dobrze lezy. W moim zwiazku tez z partnerem mamy osobne pieniadze. Zarabiam mniej niz on, jednak to ja mam oszczednosci. Ja jestem dusigroszem, on pieniadze wydaje na glupoty juz pierwszego dnia po wyplacie. Nie wyobrazam sobie sie do tego dokladac. Gdybysmy mieli wspolne pieniadze... to bysmy ich nie mieli. W kazdym zwiazku trzeba myslec o czyms wiecej niz "jestescie w zwiazku to wszystko musi byc wspolne".

Stayweird

A ja znowu nie umiem sobie wyobrazić wspólnego budżetu. Tym bardziej jak autorka wspomniała, że jej facet jest dusigroszem. Ja mam swoje pieniądze i jak coś chcę to się nie muszę pytać czy to ok jak wydam. Tak samo jak on chce coś drogiego kupic to mnie to nie boli bo to jego oszczędności. W razie jak by się trzeba było rozstać to też w tej kwesti jest łatwiej. Jak autorka ma za mało pieniedzy na własne oszczędności to może pora pomyśleć o lepszej pracy? Dodatkowym zarobku?

Xanx

Ja mam wspólny budżet z narzeczoną od mniej więcej roku po rozpoczęciu związku. Ja pracowałem, ona się uczyła i tak było po prostu wygodnie (zarabialem tyle że pieniądze nie były żadnym problemem) i nadal mamy wspólny budżet po ponad 5 latach, planując ślub. Wydaje mi się że z reguły ludzie nie dysponują taka gotówką by był to wielki problem przy rozstaniu.

bazienka

u mnei przez 5 z 6 lat zwiazku narzeczenstwa wygladalo tak,z emamy wspolne konto, an ktore splywaja pensje, bonusy czy inny hajs
ja robilam rachunki, bo moj facet srednio umial gospodarowac pieniedzmi ( kiedys zostawil mnie z 4 zlotymi do konca miesiaca pare dni przed sylwestrem...), odkladalam tez pare stow na poczatku miesiaca na wspolne konto oszczednosciowe
oboje mielismy karte, robilismy zakupy, przy wiekszych wydatkach konsultowalismy sie ze soba
polecam ten model
opcjonalnie jesli ktos musi kobiecznie miec swoj zaskorniak to an wspolne mozna oddawac np. 80% pensji, a reszte miec dla siebie
a i nikt nie powinien nikomu wyliczac, kto wiecej zarabia
ja zazwyczaj zarabialam mniej niz moj owczesny, ale na konto splywaly tez bonusy np. pare tysiecy z mojej ksiazeczki mieszkaniowej, wiec w miare sie wyrownywalo

Suomen

Bazienka, 6 lat narzeczeństwa? :D

Ninno

Ja nie jestem na tym etapie, ale wydaje mi się, że wolałabym osobne. Bo osobne/wspólne nie oznacza czarne/białe. Można zarządzać pieniędzmi osobno, być niezależnym finansowo, ale kupować rzeczy do domu w ramach swoich możliwości jako rzeczy wspólne. Nie trzeba mieć wspólnego konta żeby kupić telewizor, który wspólny będzie. Ale do tego wymagany jest związek dwóch osób, które dusigroszami nie są.

Xanx

Też mam 6 lat narzeczenstwa a ślub dopiero za rok

Samedamnlife

Xanx Wlasnie im mniej gotowki tym trudniej jest sie podzielic, bo nie chcemy oddawac resztek naszych ciezko zarobionych oszczednosci. Gdyby bylo tego duzo, to zawsze i dla nas duzo by zostalo.

Zobacz więcej odpowiedzi (2)
SlodkaPomarancza Odpowiedz

Sama widzisz jak jest. Teraz powiedz mu to co tu napisałaś, jeżeli nie zmieni podejścia to raczej nie pasujecie do siebie.

Dragomir Odpowiedz

Albo to napraw, albo cos zmien jesli mialoby Cie to juz zawsze doprowadzac do wscieklosci. Pozdrawiam, powodzenia.

Kurkazbiurka Odpowiedz

Czyli jesteś służącą, której się nie płaci tylko jeszcze ona się dokłada do opłat? Bo przecież on ci nic nie daje tylko wszystko co nie idzie na wspólne wydatki ma dla siebie. Skoro było tak nawet jak pracowałaś to nie zdziw się, że nawet jak dostaniesz podwyżkę to facet dalej będzie uważał że najważniejszą pracą kobiety to posprzątać i ugotować swojemu chłopu.

Zobacz więcej komentarzy (21)
Dodaj anonimowe wyznanie