#rdZbg
Poznałam go w wieku 22 lat. Niedługo po zakończeniu toksycznego związku. Był jak balsam dla mojego serca. Od początku był we mnie zakochany, jednak ja zrażona wcześniejszymi doświadczeniami długo nie chciałam go do siebie dopuścić. On cierpliwie czekał. Ponad rok. W końcu przestałam się przed tym bronić, bo sama z czasem zrozumiałam, że cholernie mi na nim zależy. Ten związek był tak diametralnie inny od poprzedniego, że momentami miałam wrażenie, że to sen. Rozumiałam się z nim bez słów. Był moim przyjacielem, partnerem i kochankiem. On traktował mnie jak księżniczkę, nosił na rękach. Ja byłam wpatrzona w niego jak w obrazek, był dla mnie definicją siły i męskości. Po 3 latach bycia razem nastał ten moment – zapytał, czy zostanę jego żoną. I wtedy coś mi, za przeproszeniem, odjebało. Zawsze się emancypowałam, ceniłam sama w sobie niezależność i zaradność, ba, można powiedzieć, że byłam wręcz wyzwolona. Kiedy on klęczał przede mną z pierścionkiem, ja przerażona perspektywą dorosłego, innego niż dotychczas życia przeprosiłam go i wyszłam z jego mieszkania. Tak po prostu. Zostawiłam go z milionem myśli. Sama poszłam się upić i zjarać. Wtedy też doszłam do wniosku, że jestem zbyt popierdolona, żeby pozwolić takiemu facetowi zmarnować się u mojego boku. Później poszło szybko – kupiłam bilet i wyjechałam z Polski. W międzyczasie spotkałam się z nim, przeprosiłam za zmarnowany czas i definitywnie zakończyłam tę relację. On ciągle ze łzami w oczach pytał dlaczego. Ja, nie potrafiąc racjonalnie tego wytłumaczyć, cały czas powtarzałam, że nie zasługuję na niego.
Wiodłam samotne życie, pracowałam jako kierowca tira, więc ciągle w trasie. Po ok. 2 latach pobytu dostałam zaproszenie na ślub i wesele naszej wspólnej koleżanki. Postanowiłam przyjechać. Cholernie bałam się tam iść. Siedział ze swoją kobietą. Widziałam w jego oczach to samo, co wtedy, kiedy mówił, że mnie kocha. Traktował ją jak mnie kiedyś – jak księżniczkę. Dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam ich razem, dotarło do mnie, co ja, za przeproszeniem, odjebałam. Miałam to swoje wolne i niezależne życie. Co z tego, skoro samotne. Kiedy tak stałam, gapiąc się na nich jak cielę w malowane wrota, on podniósł głowę, spojrzał na mnie, uśmiechnął się i podszedł. Przywitał się ze mną i powiedział mi, że wbiłam mu nóż w serce, ale gdyby nie to, nie poznałby miłości swojego życia. Czułam się, jakby splunął mi w twarz. Zasłużyłam. Nigdy sobie tego nie wybaczę, nigdy.
Dziwnym trafem ludzie zawsze zaczynaja żałować dopiero wtedy, kiedy zobaczą drugą osobę z kimś innym. Gdyby przyszedł sam na wesele to by było wszystko spoko, ale przyszedł z kimś innym, wiec trzeba zacząć żałować. To nie są prawdziwe uczucia, to jest zwykły ból dupy. I po czasie zawsze się widzi tylko dobre strony, pamiętasz, ze cie dobrze traktował, ale nie pamiętasz, ze siorbał zupę, rozrzucał skarpety albo był arogancki w towarzystwie.
To jest ciekawe jak dużo ludzi tutaj hejtuje autorkę, bo przecież nikt z was nie popełnia błędów a wszystko jest czarne albo białe :p drodzy anonimowi psycholodzy! eksperci w dziedzinie życia i podejmowania decyzji! Mylić się rzecz ludzka, trochę empatii i zrozumienia! Nie każdy kto kocha i jest w związku jest gotowy na małżeństwo, nie dla każdego obraz związku małżeńskiego to to samo. Rozumiem autorkę. Ale podstawowym błędem tutaj jest brak rozmowy między partnerami. Dlaczego nie mogła powiedzieć mu że nie chce ślubu? Że wolałaby jeszcze zaczekać? Może on też nie przyjmował odmowy? Szybcy jesteście w ocenie nie znając sprawy z pierwszej ręki ;)
To chyba oczywiste, że pisząc tu wyznanie będzie się ocenianym i to na podstawie tego co jest w wyznaniu. Oczywiście możemy siąść i domyślać się, że może on nie przyjmował odmowy, a może był rosyjskim szpiegiem, ale nie ma to za wiele sensu.
No właśnie! Ja w wieku 25 lat też nie byłabym gotowa na małżeństwo, nie ważne z kim.
karlitoska ale wiesz, że nawet jak się nie jest gotowym na małżeństwo, to można sprawę wyjaśnić, a nie od razu uciekać? Dla mnie to jest największy problem autorki. Nie była gotowa na małżeństwo? Ok, ale ucieczki i idiotycznych wymówek na zerwanie nic nie tłumaczy.
Dantavo Nie wiem, co się mnie czepiasz, przecież nie napisałam, że popieram sposobu w jaki autorka się zachowała.
Wiesz..wtedy podejmowałaś decyzję najlepsza, z punktu widzenia etapu na jakim byłaś w życiu. Nie sposób jest przewidzieć, podejmując decyzję, czy będzie ona dla nas dobra, czy zła w przyszłości. Więc podejmujemy ją w zasadzie tylko na podstawie tego, jak widzimy siebie, jakie mamy oczekiwania od życia w danym momencie. Więc zrobiłaś, co chciałaś i to najważniejsze.
A faceta jeszcze znajdziesz. Takiego, albo może i lepszego. Skoro on się pocieszył i znalazł "miłość swojego życia", mimo że taki się zdawał w Tobie zakochany, to Ty tym bardziej możesz to znaleźć. I kropka.
Auć. Pozbierał się, teraz Twoja kolej.
Ludzie. Przestańcie definiować się przez pryzmat bycia w związku. Czy bycie z kimś musi być jedyną słuszną drogą, żeby osiągnąć szczęście? Dziewczyna miała okazję wyjechać do Stanów i przeżyć niesamowite przygody.
Autorko, skoro podjęłaś decyzję (słuszną czy nie), to teraz nie przekreślaj tych chwil, które przeżyłaś sama. Właśnie tak, człowiek jest w stanie się zdefiniować, będąc samemu. Przynajmniej wiesz kim jesteś i czego szukasz. A to co zobaczyłaś, zrobiłaś, jest twoje.
Ale autorka sama przyznaje, że jest nieszczęśliwa, że potrzebuje kogoś. Więc czemu wmawiasz jej, że jest inaczej? A o jakich niesamowitych przygodach mówimy? Bycie kierowca tira w USA? To praca, a nie cudowna przygoda. Nie pudruj rzeczywistości.
A skąd wiecie, że wyjechała do Stanów? Jakoś nie zauważyłam tego w wyznaniu
Dajcie dziewczynie już spokój. Miała mimo własnych wątpliwości przyjąć oświadczyny, żeby nie zrobić mu przykrości? Kochała go napewno, ale najwidoczniej trzy lata nie były dla niej podstawa do małżeństwa. Zwyczajnie. Nie zraniła go z premedytacja, przeprosiła za co mogła, wyjaśniła jak umiała i koniec. To, że teraz cierpi? Normalne, rozumiem to doskonale. Kochała go, uciekła przed przytłaczajacym zobowiązaniem, na które nie była gotowa, może nawet gdyby wtedy się jej nie oświadczył to teraz dalej byliby razem. Problem leży raczej w podejściu ludzi do oświadczyn. To mężczyzna zazwyczaj decyduje kiedy nastąpią, kobieta ma je tylko przyjąć, niestety. Jednak wydaje mi się, że niewiele związków jest w stanie przetrwać odrzucenie oświadczyn, nieważne jak dobrze uzasadnione. Może gdyby podejście ludzi bylo inne, o porze oświadczyn decydowało oboje partnerów, nie istniałoby takie parcie na powiedzenie "tak" tu i teraz zamiast odłożyć to na kilka lat. Prawda jest taka, że jeśli ludzie sie kochają, to będą ze sobą, nieważne czy ze ślubem czy bez a zbyt wczesne dla jakiejkolwiek strony próby sformalizowania związku mogą być destrukcyjne.
Autorko, nie przejmuj sie jadem. To była Twoja decyzja i miałaś do niej prawo. Teraz cierpisz i może wydaje Ci się, ze już nigdy nie będziesz szczęśliwa ale to minie. Znajdziesz swoją miłość prędzej czy później . Życzę Ci powodzenia.
"wyjaśniła jak umiała i koniec"
Problem w tym, że to autorka zawaliła. To ona nawet nie przyjmując oświadczyn mogła to wyjaśnić partnerowi. No, ale wolała uciec od faceta w imię "niezależności", a tak naprawdę ze strachu. Nic nie wyjaśniła, tylko rzucała banały. Zachowała się jak gówniara, bo nawet związku porządnie nie umiała zakończyć. Może nie zraniła partnera celowo, ale na pewno mogła wszystko rozegrać o wiele lepiej.
Fobia społeczna - rodzaj strachu - ktoś mnie tam zjechał, bo nazwałem tych dwóch piwniczniaków pierdołami życiowymi.
Tu autorka uciekła ze strachu - najlepiej wyzwać, przecież wiadomo, że na anonimowych każdy zawsze podejmuje najlepsze decyzje i od razu trafne w 100 procentach.
Ja też uciekałem, ale to tak totalnie, włącznie z przeprowadzkami, na które decydowałem się w okamgnieniu, wystarczyło jakieś małe pragnionko zmiany, i klamka zapadła. Tak że rozumiem autorkę doskonale, tak przynajmniej mi się zdaje. A na pewno nie potępiam za decyzje, których sama żałuje po larach. Bo znam życie od niejednej strony.
"na anonimowych każdy zawsze podejmuje najlepsze decyzje i od razu trafne w 100 procentach"
Kompletnie nie o to chodzi. Wszyscy popełniamy błędy, ale nie wymagamy, by jak coś sami zepsujemy ludzie nam słodzili i współczuli. Tutaj autorka zachowała się strasznie, zraniła dobrego człowieka nie samym rozstaniem, bo jeśli chciała zerwać to nikt do związku nie może jej zmusić, ale sposobem w jaki zerwała znajomość. Co gorsze jak sama napisała "Dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam ich razem, dotarło do mnie, co ja, za przeproszeniem, odjebałam" czyli dopiero z zazdrości zaczęła inaczej myśleć o tej relacji! A co gdyby facet nikogo nie znalazł i siedział samotny? Nie wiadomo czy wtedy autorka miałaby takie przemyślenia. Podsumowując autorka zachowała się strasznie, a na dodatek jej wyznanie wynika z zazdrości. Jak mamy takiej osobie współczuć?
Jak współczuć takiej osobie? Tak jak każdej innej, której jest źle a wszystkim dookoła dobrze.
Współczujesz każdemu kto ma źle? Nieważne są dla ciebie okoliczności oraz czy ta osoba sama do tego doprowadziła? Czyli np. jak seryjny morderca ląduje w więzieniu i jest mu z tego powodu smutno, to mu wspołczujesz?
Dantavo, czy ty również poza tą stroną używasz ekstremalnych przykładów aby tylko podtrzymać chwiejną sensowność swoich tez?
Jeśli tak, to w dobrej wierze radzę ci odpuścić.
Co ludziom w byciu "wolnym" przeszkadza związek? Jedyne ograniczenie to nie móc spotykać się z nikim innym. Imprezować, pić, podróżować (czy co kto lubi) można przecież wspólnie...
Ależ on to dobrze powiedział :D
Mam wrażenie, że wszystko przebiegło dokładnie tak jak powinno.
No, dałaś ciała. Jeśli liczysz na jakieś klepanie po plecach czy pocieszenie, to idź do znajomych.
A napisała, że oczekuje współczucia? Opisała tylko swoją historię, więc daruj sobie takie teksty. Strasznie dużo w tobie jadu.
A myślisz że po co opisała tą historie? Raczej nie aby się pochwalić.
@Pesysmisja ale mi podnosisz cisnienie. historie sie pisze po to aby sie podzielic doswiadczeniami z ludzmi,a nie po to zeby ci wspolczuli.
pozdr
Sobie tak wmawiaj to w to uwierzysz, większość historii jest pisana po to aby ludzie na nie reagowali, w tym przypadku aż się wylewa parcie autorki na współczucie
Pesymisja a Ty komentujesz, żeby sobie ulżyć, może te trzeba się z tym wybrać do znajomych?