#szEk6

Kiedy mam poważną rozmowę, np. po kłótni z mężem, zawsze płaczę. No dobra... Ryczę, robię się cała czerwona i mam piskliwy głos. Nijak nie umiem tego powstrzymać i denerwuje mnie to, bo nie mogę spokojnie porozmawiać.
Mąż wyznał mi ostatnio, że mówi, że jest już wszystko okej, mimo że i tak jest nadal na mnie zły.
Robi to tylko po to, żebym przestała już płakać.
Szwedacz Odpowiedz

Myślałaś by spróbować pisać listy? Zamiast w klasyczny sposób, usiąść przy stole i wymieniać się kartką, bądź na spokojnie każdy napisze co leży mu na sercu, a potem się wymienicie. Twój mąż też nie może zamykać się w sobie "dla świętego spokoju", bo może Wam to w przyszłości utrudnić komunikację. Rozumiem, że tak odreagowujesz swoje emocje i nie ma w tym nic nienormalnego. Zwykła fizjologiczna reakcja. Zdziwiłabyś się ile osób tak ma.

Quakie Odpowiedz

Może spróbujcie przestawić poważną rozmowę po kłótni na później? Np dzień lub dwa później kiedy emocje trochę opadną i nawet jeśli emocje się podniosą to może nie aż tak bardzo?

Solange

Mam tak samo, jak autorka, a może i gorzej. To nie działa. Łzy lecą automatycznie i tak. Nawet jak rozmowa jest poważna, ale nie po kłótni czy jak opowiadam o swoich uczuciach (Nawet czasem pozytywnych) to płaczę. Ludzie wokół mnie wiedzą już, jak reagować, a najlepsza reakcja to ignorowanie, udawanie, że nie płaczę. Dzięki temu nie rozklejam się bardziej i udaje mi się pozbierać na większość rozmowy. Przez takie reakcje jestem w stanie rozmawiać na poważne rozmowy tylko ze łzami w oczach, a to naprawdę duże osiągnięcie w moim przypadku. Gdy ktoś nowy trafia na taką rozmowę po prostu przerywam, żeby wyjaśnić i poprosić, by to ignorował. Natomiast, jeśli płaczę i faktycznie potrzebuję reakcji drugiej osoby, to po prostu o nią proszę.
Nad tym da się pracować, ale potrzeba współpracy innych, żeby po prostu udawali, że tego płaczu nie ma, co daje czas na uspokojenie się. W czym autorka może potrzebować innej metody, ta akurat pomogła mi.

Meanness

U mnie jest głupi problem z oddychaniem tak już domyślnie. A jak się martwię to jest jeszcze gorzej. Więc się zdarza, że jak się czymś martwię to mi pada oddychanie i mogę zacząć się dusić albo zemdleć. Ale właśnie, już tak domyślnie mi oddychanie nie działa. I już było raz na neurologii, że tak jak wcześniej jak tylko się dusiłam to dawali od razu maskę tlenową, to tam było już po badaniach u innych lekarzy, też był psychiatra i było napisane, że wszystko ok z tamtej strony. Ale już tam na neurologii było "pewnie atak paniki, bo była u psychiatry". No nie. Rozwalone płuca po prostu. A też w szkole jedna straszna pani jak zobaczyła jak mnie już prawie wylogowało to się darła, że robię sceny z omdleniami. No nie robię, po prostu mi się oddychanie wyłączyło. I nie, orzeczenie o niepełnosprawności nie pomaga. Jest tylko "psychiczna" albo "baby zawsze udają" albo "udajesz, bo ci coś nie pasuje". I tak dopóki nie padnę całkiem i nie trzeba karetki wzywać. Chociaż teraz w tej nowej szkole tylko ta jedna osoba tak się drze, że na pewno udaję, inni od razu dzwonią po karetkę. I tylko jeden pan sugerował, że pewnie atak paniki, inni mówili, że widać, że nie oddycham. Jeden pan nawet jak się po prostu zakrztusiłam to już się martwił. Więc w sumie tacy jakby najmilsi ludzie jakich pamiętam. Tylko nie wiem czy dlatego, że są tak bardzo mili, czy dlatego, ze prawie nic nie pamiętam^-^"

Dodaj anonimowe wyznanie