#v91Dk
Na początku liceum mieliśmy zajęcia mikroskopowe na biologii. Jako niezbędne do wykonania ćwiczenia, musieliśmy przynieść żyletki. Jedna z nich wysunęła się z opakowania i latała luzem po wnętrzu mojej torebki. Nigdy sięgając po cokolwiek nie zacięłam się nią, ale znajomi wiedzieli, że nie wolno wkładać tam rąk. Za to był to świetny system antykradzieżowy - przetestowany tylko raz. Mina zlodziejaszka bezcenna, choć zranienie płytkie i niegroźne.
Kiedy zaczęłam mieć stałego partnera, którego czasem proszę o sięgnięcie po coś do torebki, musiałam pożegnać się z tym nietypowym zabezpieczeniem...
Ostro
Czekaj.
Torebka. W torebce żyletka. Którą ma docelowo pociąć się złodziej grzebiący ci w torebce. Złodziej który może być przy okazji narkomanem (narkusy dość często na głodzie kradną dla kasy na "towar"). Narkomanem który jest w grupie która ma podniesioną statystyczną szansę na HIV czy inne wesołe choroby które sobie mogą wędrować przez krew. Czyli de fakto sama sobie załatwiałaś szansę na zachlapanie torebki krwią z jakimiś niespodziankami ? Dobrze zrozumiałem ?
Kiedy ostatnio robiłeś badania?
I bardzo mu tak dobrze, może go to czegoś nauczy...
Gorzej jakbys sie na zaciela nie wiedzac ze zrobil ktos to wczesniej.
Hiv albo wzw tak sie przenosi.
Ludzie to idioci...