#vFehh
Codzienność staje się ciężka, gdy słuchasz, jak twoja miłość wyzywa cię od najgorszych, jak szantażuje cię, a nawet czasem próbuje bić. Parę razy skończyłem z siniakami. Jak to z borderline często bywa, 90% czasu jest idealnie, przez co tak trudno to zakończyć. Każde byle nieporozumienie oznaczało wojnę, w której słuchałem np. „niech ci ten kot zdechnie” (miałem umierającą na raka kotkę), że jestem śmieciem, że zadzwoni na policję nakłamać, że ją zgwałciłem, że moja mama to dziwka. I nierozłączny element kłótni z nią – szantaż zerwaniem. Przez to straciłem pewność siebie, wewnętrzny spokój, stałem się impulsywny. Moje życie stało się toksyczne, zatrute. Mimo mijającego czasu nadal ciężko mi cytować zdania, które padały z jej ust w kłótniach. Od ilości słów, które wielokrotnie padały z jej ust, traciłem do niej zaufanie.
Wpadłem przez to w poważną depresję. Byłem w takim stanie, że zacząłem się jąkać, nie jadłem, nie spałem. Właściwie nie wychodziłem z domu. Podupadłem na zdrowiu.
Przestało chcieć mi się żyć.
Po ostatniej kłótni, która skończyła się dla mnie połamanymi żebrami, zakończyłem to.
To było cztery miesiące temu, lecz koszmar się nie skończył. Próbowała różnych sposobów, aby zniszczyć mi życie po zerwaniu – zawodowe i prywatne. Jestem w trakcie terapii i jest już nieźle, ale miewam momenty takie jak teraz, że mam doła. Chyba dlatego to piszę i chcę się z wami podzielić tą historią. Trzymajcie kciuki.
Uważam, że początek Twojego wpisu jest bardzo krzywdzący i stygmatyzujący. Jeśli już, to byłeś z kobietą z zaburzeniem osobowości typu borderline. Naszej tożsamości nie definiują choroby, zaburzenia czy niepełnosprawność.
Idąc dalej - absolutnie nie neguję Twoich trudnych przeżyć. Twoja była partnerka zachowywała się skandalicznie, ale ocenianie jej zachowania jako "typowy borderline" bardzo generalizuje. Każde zaburzenie u danej osoby objawia się inaczej, czasem jest to kilka zaburzeń jednocześnie i mogą występować w różnym nasileniu. U niej objawy widocznie były bardzo intensywne, ale zaręczam na własnym doświadczeniu, że dobre leczenie (farmakoterapia, terapia w nurcie DBT i przede wszystkim terapia grupowa) potrafią zdziałać cuda i sprawić, że da się żyć bez objawów.
Mam diagnozę na borderline od roku, a już dwa i pół jestem w szczęśliwym związku. Współpracujemy ze sobą, nie kłócimy się, uczymy się komunikacji. Ja poświęcam bardzo dużo czasu na samorozwój, czego Twojej byłej po prostu zabrakło.
Borderline na pewno przyczynił się do jej destrukcyjnych zachowań, ale nie możemy doszukiwać się w zaburzeniu źródła wszystkich problemów.
A ja nie uważam, żeby jakaś części wpisu autora albo całe wyznanie było krzywdzące. Opisał tylko SWOJĄ historię. Tylko w jednym zdaniu napisał ogólnie o osobach zmagających się z borderline: "Jak to z borderline często bywa, 90% czasu jest idealnie, przez co tak trudno to zakończyć". Ja tam nie znam danych statystycznych, u ilu procent takich osób i w jakich proporcjach jest dobrze, a w jakich źle. Może na przykładzie swoich doświadczeń doszedł do takich wniosków. To on jest tu ofiarą. Jak ktoś mnie obraża, za bardzo mnie to nie rusza, choć nie pozwalam sobie na to i nie byłabym w związku z kimś, kto mnie obraża. Ale gdyby ktoś życzył śmierci mojemu zwierzęciu, groził mi albo wyzywał moją mamę, to straciłabym chęć na relację i nie przymykałabym oka na takie zachowania, bo ktoś ma stwierdzone zaburzenie albo chorobę. Kiedyś moi znajomi oburzyli się na filmik, w którym schizofrenik opowiadał o swoich objawach. Było to naprawdę makabryczne. A znajomi stwierdzili, że to demonizuje chorobę, bo to są skrajne objawy i zbyt wielu chorych aż takich nie ma. A przecież prawdą jest, że urojenia występują częściej u osób ze schizofrenią niż u zdrowych. Zdrowi nie byliby zdrowymi, gdyby mieli te objawy. Tak samo u osób z borderline częściej niż u zdrowych wystąpią zachowania destrukcyjne czy autodestrukcyjne. Autor wyraża się kulturalnie, z szacunkiem, nikogo nie obraża, nawet jeśli przesadził w proporcjach. Nie pała nienawiścią nawet do osoby, która go skrzywdziła, a co dopiero do innych.
Trzymaj sie chłopie
Borderline borderlinem, jednak laska była to prostu głupią szmatą.
Bardzo Ci współczuję. Jesteś silny i dasz radę się pozbierać. Wierzę w to i trzymam za Ciebie kciuki. Nie zasłużyłeś na to, co Cię spotkało.
Życie z osobą z BPD jest trudne, ale ważne jest stawianie granic. Przemoc fizyczna jest naruszeniem tych granic, a to, że nie podejmowałeś działań (oczywiście, rozumiem dlaczego), niestety, pozwalało dziewczynie te granice przesuwać. I o ile można wybaczyć, a nawet zaakceptować pewne zachowania, gdy wiesz, że partnerka nie ma na nie wpływu, o tyle nie znosi to z niej odpowiedzialności i nie pozwala na dalsze przekraczanie tych granic.
Na pewno w terapii coś takiego słyszałeś, ale nie czuj się "jak śmieć". Podjąłeś się związku z osobą, która ma problem, i tym problemem nie jest BPD jako takie, ale prawdopodobnie brak leczenia albo niedostatecznie dostosowane leczenie. Podjąłeś, pozwoliłeś nawet na siniaki, stwierdzasz, że dalej nie wytrzymasz - nie zrobiłeś nic złego. Mógłbyś mieć wątpliwości, gdyby dziewczyna błagała Cię o powrót, zapewniała szczerze, że to było poza nią, że nie chciała, że bardzo Cię kocha - ale w sytuacji, o której piszesz, nie masz podstaw do wyrzutów. Zresztą te wyrzuty to efekt manipulacji, której zostałeś poddany.
I nie życzę Ci powtórki, ale szkoda, że nie poszedłeś na obdukcję...
I jeszcze jedno. Twoje reakcje noszą już cechy potraumatyczne. Zadbaj, żeby terapię prowadził Ci psychotraumatolog, a przynajmniej terapeuta znający się na traumach. Bo nieprzepracowane mogą Tobie przysporzyć sporo kłopotów, również zdrowotnych.
Spokojnie. Całe życie będziesz trafiac tylko na takie
Z osobowością typu Borderline chyba ciężko budować relacje, o ile w ogóle to możliwe.
Oczywiście, że możliwe. Jeżeli taka osoba jest świadoma zaburzenia, wie jak funkcjonuje jej mózg oraz używa umiejętności DBT w życiu codziennym to osoby z tym zaburzeniem są lojalne, przywiązane i szczere.
Dlatego lepiej nie pakować się w związek z takimi ludźmi, zwłaszcza jeśli się nie leczą