#xmflY

Jestem pielęgniarką. Od paru tygodni zajmuję się umierającym mężczyzną, niesamowicie optymistycznym i wesołym. Prawie codziennie odwiedza go rodzina: żona, nastoletnia córka i siedmioletni synek. Żona zawsze płacze, mały nie rozumie jeszcze co się dzieje, ale córka... Córka wchodzi ostatnia, dopiero jak matka z bratem wyjdzie. Zachowuje się normalnie, rozmawia z nim i żartuje. Wczoraj ojciec spytał się jej ze łzami w oczach, czy nie jest jej smutno. "Oczywiście, że nie. Nie mam się czym martwić, przecież wyzdrowiejesz i wszystko będzie dobrze". Pocałowała go i wyszła. Na korytarzu usiadła na podłodze i zaczęła płakać.

Zawsze płakała po wyjściu.
Nukaka Odpowiedz

Pamietam gdy moj tata umieral na raka...boze to bylo straszne. Nie wiem teraz jak dawalam rade byc tak twarda i przy nim nie plakac gdzie normalnie jestem bardzo wrazliwa.Zmienialam mu morfine z usmiechem na ustach, rozmawialam, zmienialam oklady na bolace kosci, mowilam, ze wyglada dzis lepiej chociaz smrod trupa prawie doprowadzal mnie do wymiotow (tak wiem, ze to brzydko brzmi ale kiedy czlowiek umiera, szczegolnie kiedy jest w zaawansowanym stadium choroby naprawde okropnie smierdzi)... Najgorsze chyba bylo kiedy wrocilam ze sklepu a on mnie nie poznal. Zaczal plakac i mowic do mnie pani doktor ja chce do domu...Wylam w lazience chyba z pol godziny...Nastepnego dnia poznaal mnie normalnie. Mowil, ze sie boi bo mnie slyszy ale widzi kogos innego, nie wie juz co jest prawda.Wtedy sie usmiechnelam i powiedzial "kiedy juz nie bedzziesz nic rozpoznawal sluchaj mojego glosu, on zawsze bedzie prawdziwy..." i tak bylo. Przez kilka kolejnych dni rzucal sie, krzyczal bo nie wiedzial gdzie jest. Glaskalam go za reke i mowilam do niego. Wtedy sie uspokajal.Nigdy sie przy nim nie rozplakalam. Bylam usmiechnieta do samego konca...Rak to strasznr ku*rwa

tramwajowe

@Nukaka Doceniam, że to cierpienie które ominęło mojego tatę w ostatnich tygodniach życia, tak naprawdę zostało oszczędzone tym, którzy zostali.

SzczerbataZiuta

Moją mamę rak wykonczył błyskawicznie. Nawet nie zdążyliśmy się oswoić z diagnozą. Czasem myślę, że może to i lepiej. Przynajmniej nie męczyła się zbyt długo.

ohlala Odpowiedz

Też tak robię, gdy rozmawiam z kimś chorym. No, może nie do końca tak. Nie daję bliskim fałszywej nadziei, bo skąd mogę wiedzieć, czy wyzdrowieją? Ale zawsze mówię, że nie ma co płakać, dopóki walka trwa. Nie muszą wiedzieć, że sobie czasami chlipnę w domu ;)

Ebubu

Czasami już taka nadzieje pozwala dalej walczyć. Zresztą... Póki życia, póty nadziei

Qehayoii Odpowiedz

Zawsze gdy czytam takie historie zadziwia mnie, ze sie jeszcze gdzies, w naszych czasach, uchowali normalni ludzie...

Fruktoza666 Odpowiedz

I co z tego?

Erudytka Odpowiedz

O kurczę:(

Dodaj anonimowe wyznanie