#0kaTy

Jako dzieciak uczęszczałem do bardzo małej szkoły. Było w niej może kilkadziesiąt osób. W związku z tym był raczej luz, nauczycielki zgadzały się na wiele. Jedną z naszych ulubionych zabaw były wyścigi po korytarzu. Ktoś miał stoper i robiliśmy po kolei takie rundki. Na końcu korytarza był dywan. 

Któregoś razu postanowiłem zakończyć swój bieg pięknym ślizgiem na kolanach, ale jako pierwszoklasista nie wziąłem pod uwagę, że ślizganie się po dywanie to raczej trudna sztuka. Akurat bieg dobrze mi poszedł, więc byłem nieźle rozpędzony. Tuż przed końcem korytarza podskoczyłem i wylądowałem na kolanach. Lądowanie oczywiście nie przebiegło tak, jak powinno. Moje kolana stanęły jak wryte, a ja odbiłem się i poleciałem jak kłoda głową do przodu.

Wyobraźcie sobie minę nauczycielki, która za ścianką z karton gipsu (uf!) akurat robiła sobie tosta, gdy przez ścianę przebiła się głowa siedmiolatka i rezolutnie wypowiedziała słowa:
- Ojej, psze pani! Chyba zrobiłem dziurę w ścianie. Czy to da się naprawić..?
Dodaj anonimowe wyznanie