#1VP7q
Jakież było zdziwienie, gdy oczom dziadka ukazała się postać dziewczynki leżącej i płaczącej kolo torów. Dziadek zabrał płaczące dziecko do domu. Było trochę poturbowane, bo o zgrozo... wypadło z pociągu. Jechało z tatusiem do Zakopanego. Pomyliło drzwi i wypadło. Gdy dziadek przyniósł dziewczynkę do domu, wszyscy byli niebywale zaskoczeni. Opatrzono ją i rodzina ze zgubą czekała do rana.
Rankiem dziadek zatrzymał biegnącą po drodze grupę mężczyzn wraz z ojcem dziewczynki. Nerwowo szukali dziecka i znaleźli. Dziewczynka nazywała się Basia. Miała niebywale szczęście. Ojciec też był bardzo wdzięczny za odnalezienie jego córki.
W albumie rodzinnym mamy jej zdjęcie, przypomina nam ono o wielkiej przygodzie dziadka i dziewczynki z Grudziądza.
Historia jak z jakiejś książki, ale życie pisze najlepsze opowieści! :)
Frazes gorzej wytarty niż ubranie Prezesa.
A to w tym wielkiego? Dziecko wypadlo z pociagu i typ ja znalazl. Nie podniecaj sie tak bo nie ma czym
No niewiem, moze tyle, ze nie codziennie dzieci wypadaja z pociągów i przeżywają 🤷♀️
Jets w tym to, że dziecko miało szczęscie że zostało usłyszane i znalezione. Dziadek mógł przecież to olać, uznać że to może jakieś koty się marcują (koty czasem "płaczą" jak ludzkie dzieci). Dziecko mogło zamarznąć zanim by zostało znalezione. Po prostu dużo szczęścia miało.
W latach 50- tych wiele linii kolejowych nie było w najlepszym stanie (nie wszystko odbudowano po wojnie - niektóre linie były jeszcze wyremontowane prowizorycznie) i często istniały ograniczenia prędkości, poza tym ówczesne pociągi nawet na tych liniach będących w lepszym stanie rzadko kiedy mogły się rozpędzić do prędkości 100+ km/h. Zresztą wypadnięcie z pociągu nie zawsze kończy się śmiercią.