Wczoraj pierwszy raz od dłuższego czasu miałem atak astmy, więc chwyciłem za mój inhalator i zaserwowałem sobie „strzał” lekarstwa, które biorę od dziecka. Coś z impetem uderzyło w tył mojego gardła i poleciało do płuc.
Zacząłem się krztusić usiłując w jakiś sposób wypluć to świństwo. W końcu siny, ze łzami w oczach, dosłownie wyrzygałem ślinę z wielką, ruszającą się nogą pająka.
Nawet nie chcę wiedzieć gdzie teraz znajduje się reszta.
Dodaj anonimowe wyznanie
Dzięki za ten opis. Już wiem, jakiej nowej sytuacji związanej z pająkami będę się teraz bać. A nawet nie mam inhalatora…
Czyli za dzień-dwa wysrasz pająka bez nogi ☺
Nie ta dziurka. :)
Ta - skoro przestał się krztusić, to znaczy, że wykaszlał z płuc, a skoro nie wyrzygał, to połknął 😏
i właśnie dlatego:
1. inhalator ma zatyczkę (przynajmniej mój miał)
2. przed podaniem sobie, robię jeden "strzał" w powietrze chociażby po to aby środek miał okazję "zlecieć/spłynąć" i abym dostała pełną dawkę.
Mój też miał, na początku. W ferworze życia zgubiła się bardzo szybko.
Lepszy w płucu pająk, niż rak
"Nawet nie chcę wiedzieć gdzie teraz znajduje się reszta."
Zbigniew Stonoga wie gdzie :)
Dzięki, teraz wiem, że do końca życia będę się bać inhalatorów... (choć na szczęście nie potrzebuję już od 15 lat)
Swoją drogą, czy tylko mi znikły daty dodania wyznań?
Nie tylko Tobie
Czy to było w Australii?
@Esza To było pewnie po zjedzeniu bananów z Lidla.
Dlaczego w Australii? U nas też są pająki 🤨
Gdyby to bylo w Australii, to autor nic by juz nie napisal.
Tak mi się skojarzyło, bo pająk miał 'wielka noge'. Naprawdę wielkie nogi mają pająki w Australii ;)
O Boże.
Ale ty wiesz, że nogą pająka nie może się ruszać po oderwaniu od ciała, prawda?