#7avvX
Po szkole średniej naturalną koleją rzeczy były studia pedagogiczne, poszłam na nie z powołania, ze świadomego wyboru i cieszyłam się zdobywaną tam wiedzą.
Po studiach trochę wolontariatu, trochę pracy za granicą, aż w końcu miałam marzenie osiąść w Polsce i dostałam pracę w domu dziecka.
Pracuję tu od dwóch lat i niejedno już widziałam. Wychowawca nie jest nauczycielem, nie dotyczą go wszystkie przywileje pt. Karta Nauczyciela, całe wakacje wolne itp. Moje dyżury to także weekendy, święta, sylwester czy 3 maja. Wiedziałam o tym i nie przeszkadzało mi to. Muszę być też nauczycielem wszystkiego: czasem przyjdzie dzieciak z podstawówki z prośbą o pomoc w odrobieniu zadania z angielskiego, czasem gimnazjalista z matematyką, licealista, który nie radzi sobie z napisaniem wypracowania, trzeba pomóc i muszę mieć jako taką wiedzę. Jestem pielęgniarką: dzieci przyjeżdżają do nas często z interwencji, z niewyobrażalnych warunków. Zdarzyło mi się odwszawiać podopiecznych, robactwa było tak wiele, że skakało mi na ubranie. Musiałam smarować dzieci maścią na świerzb, pilnować brania tabletek antykoncepcyjnych, podawać lek na robaki. Jestem rodzicem, psychologiem, który musi pocieszyć, dodać odwagi, pomóc w poradzeniu sobie z niejedną traumą. Jestem policjantem, który musi też czasem ukarać, dopilnować wykonania testu na narkotyki.
Mój dyżur nie kończy się z wybiciem określonej godziny, często muszę zostać dłużej, bo przedłużyła się wizyta u lekarza, jestem na szkolnych przedstawieniach moich podopiecznych (i nikt mi za to nie płaci, dyrekcja stwierdziła, ze może to być najwyżej wolontariat), zostaję dłużej, gdy dzieciak coś przeżywa i chce ze mną rozmawiać.
Wynagradzają mi to uśmiechy dzieciaków, ich "jest ciocia najlepszą ciocią na świecie" i serce mi pęka, bo mogę pracować tam tylko do końca miesiąca. Kocham te dzieciaki, ale przy pensji 1860 zł (netto) nie utrzymam się w Warszawie. Wiem, ludzie pracują za mniej, ale po pierwsze jestem sama i nie wystarcza mi to na życie, a po drugie czy chcę tak wiele za lata włożone w moją edukację, za pełnienie dość ważnej przecież roli społecznej? Czy godna pensja to coś wielkiego?
W ciągu tych 2 lat mojej pracy przez naszą placówkę przewinęło się kilkanaście osób, pensja sprawia, że fajni wychowawcy odchodzą, tracą na tym dzieci, ale co mogę zrobić?
Proponuję zrobić zrzutkę pieniędzy, żeby te wszystkie osóby, które są za pro life i "najwyżej oddasz do domu dziecka jak urodzisz" w końcu pomogły tym wszystkim dzieciom o których życie tak walczą.
Czyli zarodkom należy się współczucie i opieka, a dzieciom zabranym rodzicom czy sierotom juz nie? 🤔
Niemowleta zreszta z czesciej adoptowane niz juz wieksze dzieci. Szczegolnie jezeli sprawa jest na tyle skomplikowana ze dzieci zostaly odebrane rodzicom i w kazdej chwili sytuacja moze sie zmienic.
ja bym brala takie starsze dziecko, bo nie lubie malych, maluchy mnie niepomiernie irytuja... ale wiem, ze jestem odsobniona w tych pogladach
A kto mówi, że nie pomagają?
Nie daj się oszukiwać, w Warszawie w DM na start od razu po studiach umowa i o pracę i 2400 na rekę to norma. Ty już masz doświadczenie, więc i pensja powinna być wyższa niż ta wyżej przeze mnie napisana :)
Też studiuje pedagogikę, jedna pani doktor na pierwszym roku powiedziała nam "nauczycielką zostaje się z powołania, dlatego trzeba znaleźć sobie bogatego faceta". Oczywiście w formie żartu, ale jednak jakaś prawda w tym jest :D
Też pracowałam w Domu Dziecka. Ogromna odpowiedzialność za śmieszne pieniądze. Dzieciaki mnie też zdążyły pokochać. Niestety nie mogłam tak żyć. Teraz mam pracę przy komputerze za 3 tys miesięcznie ( podwyżka co rok ) z opcją pracy z domu. Nie rozumiem tego. Praca tak odpowiedzialna jak 'ciocia' w Domu Dziecka powinna być wynagradzana dużo bardziej. Masz ludzkie życie pod opieką. Jednak nasz świat jest powalony.
Wszy nie skaczą. Pchły skaczą.
Ok, dzięki za korektę.
Co co co? Antykoncepcyjnych? Grubo.
Leków antykoncepcyjnych nie stosuje się wyłącznie w zapobieganiu ciąży. Często nastolatki/dorosłe kobiety są zmuszone stosować antykoncepcję ze względu na problemy z hormonami.
A nawet gdyby były stosowane w celu antykoncepcji to co? Jeśli autorka miała pod opieką starsze nastolatki to antykoncepcja i jej pilnowanie to raczej mądry odruch.
W placówce mieliśmy np 17latki, które nie ukrywamy, że współżyją z chłopakami. Trudno pilnowac te dziewczyny w drodze do i że szkoły. Antykoncepcja była zabezpieczeniem przed ciążą i potencjalnym kolejnym wychowankiem w domu dziecka.
No fakt. Jakoś jak pisałem ten komentarz to miałem w głowie dzieciaki do 12-13 roku życia. Nie wiem czemu.
Leczyć się, bo to jest choroba. Nie pamiętam nazwy, ale to coś z głową jest nie tak.
Empatia to choroba? Chęć niesienia pomocy i wsparcia. Chyba coś ci się potentegowało.
Pomyliłaś wyznania?