Miałam ostatnio niezłą zagadkę – gdzie nauczyła się przeklinać moja 1,5-roczna córka, z którą spędzam cały czas? Mała jeszcze nie kojarzy, co mówi (ogólnie dopiero się mówienia uczy), ale radośnie wtrąca „chuuuj” czy „kulwa”. Z mężem nie przeklinamy, rodzina raczej też nie, telewizja odpada, z dziećmi mała nie ma kontaktu, więc zachodziłam w głowę, skąd ona zna takie słowa. Po miesiącu odkryłam przyczynę... Okazało się, że winni są lokalni pijaczkowie, przechodzący pod oknem pokoju córki, którzy ze sobą żywo dyskutowali w drodze do sklepu po trunki.
Panowie dostali opierdziel za słownictwo. Teraz mijają nasze okna w grobowej ciszy albo chodzą ciut inną drogą, a ja modlę się, żeby córa zapomniała o tych jakże pięknych słówkach. Najgorsze jest to, że takiemu maluchowi nawet nie da się wytłumaczyć, że tak mówić nie wolno...
Dodaj anonimowe wyznanie
Nie zwracaj uwagi. Zapomni.
Mi się przy dziecku w takim wieku wyrwało słowo "gołodupiec". Innych słów tej długości nie powtórzy, to wymawiało bardzo wyraźnie i z entuzjazmem godnym lepszej sprawy.
Pracuję w żłobku, nie takie cuda dzieciaki powtarzają jako pierwsze słowa :D
Mam dwulatkę w grupie, która po zrobieniu jej kitek woła PATCIE JAKA JESTEM NIEŹŁA LASKA!
No i chuuuuj.
Moim pierwszym słowem w którym wypowiedziałem poprawnie "r" było przeciągłe "spierrrrrrr$alaj" rzucone do ojca od niechcenia jak miałem ze dwa czy trzy latka. Ojciec zdębiał, odwrócił się do matki z pytaniem "i co ja mam zrobić?!" Na co usłyszał odpowiedzieć rodzicielki "no przecież Ci powiedział". XD
Coś jest osobliwego w wulgaryzmach, miałem kontakt z człowiekiem po udarze który zapomniał prawie całego słownictwa, za wyjątkiem bluzgów właśnie.
Miałem właśnie mówić, że za przekleństw odpowiada jeszcze inny ośrodek w mózgu prócz ośrodka mowy.
Mam córkę w identycznym wieku i na osiedlu również jest element. Najgorzej było z jej drzemkami, bo nieraz darli się tak, że ją budzili i nie, nie mówię tu o normalnych odgłosach życia w bloku tylko kurłach, wujach i innych. Prosiłam, stosowali się, ale szybko zapominali.
Któregoś pięknego dnia, po tym jak mała dała mi czadu w nocy, usłyszałam ich znowu. Na samą myśl o tym, że mogliby ją obudzić dostałam takiego ciśnienia, że wyleciałam z mieszkania (mała spała bezpieczna w łóżeczku), puściłam im półszeptem (to musiało z boku wyglądać komicznie) taką wiązankę, że następnym razem jak jeden z nich zaczynał podnosić głos idąc pod naszymi oknami, to drugi uciszył go słowami:
- ZAMKNIJ MORDĘ! *imię dziecka* ŚPI.
Cóż.. czasem tak trzeba
Sorry, ale to brzmi jak durna, moralistyczna pogadanka o przeklinaniu. Czemu twoja córka miałaby się nauczyć akurat tylko tych dwóch słów? I tylko od żuli? I to przez okno? Szukaj atencji w inny sposób.
Historyjka prawdziwa, czy nie, to nie ma absolutnie nic dziwnego w tym, że dziecko podłapało akurat te słowa, których nie powinno.
Serio? Uważasz, że nie ma nic dziwnego w tym, że z mnóstwa zdań, które ludzie za oknem wypowiadają dziecko "akurat" wyłapało tylko dwa przekleństwa?
JMoriarty
Nie, nie ma nic dziwnego.
Absolutnie nic dziwnego, dzieciaki z łatwością podłapują to, czego nie powinny. Krótkie, chwytliwe słowa, które są wypowiadane z emfazą, szybko zapadają im w pamięć. No i to, co mówi elbatory. Skąd autorka miałaby wiedzieć, że te normalne słowa pochodzą akurat od pijaczków?
Nie zwracać uwagi, a jak będzie starsza to udawać że się nie wie co to znaczy. Albo powiedzieć, że poprawnie zamiast "k...o", jest "kulson". Policji się udało to i Tobie się uda :)
Macie szczęście że was posłuchali zamiast zwyzywać