#IOg6J
Byłam małą dziewczynką i mieszkałam na wsi. Zarówno mój tata, jak i dziadek mieli swoje biznesy, przez co wielu okolicznych rolników do nas po coś przyjeżdżało. I jak to na wsiach bywa, każdy każdego zna. Pewnego razu bawiłam się sama przy lesie, a koło mnie zatrzymał się samochód. Był to jeden z typowych rolników i spytał się, czy nie wiem, gdzie mieszka pan X, czyli mój tata. A ja jako pomocne dziecko powiedziałam, że wiem i że go pokieruję... po czym wskoczyłam do samochodu – obcemu starszemu facetowi, którego nigdy nie widziałam na oczy – i zaczęłam nawigację: tutaj proszę skręcić w lewo, tutaj w prawo. Dojechaliśmy do mojego domu, ja się pożegnałam i pognałam dalej bawić się w lesie.
Tyle.
Nic się nie stało, moi rodzice nigdy się nie dowiedzieli. Nikt mnie nie skrzywdził, nie molestował. Ale czasem jak pomyślę, że miałam więcej szczęścia niż rozumu, to mnie mrozi.
Kiedyś w czasach podstawówki w deszczowy dzień szedłem do szkoły. Obok mnie zatrzymało się jakieś auto i ktoś zapytał czy nie podwieźć mnie do szkoły. Podwieźli mnie i nic się nie stało. A co ciekawe do dziś nie wiem kto był tak miły.
Bo nie każdy ma złe intencje i też zastanowiłabym się czy nie zapytać gdyby mocno lało. Gdyby mniej padało to jednak bym nie zapytała by nie wystraszyć dziecka. Jednak lepiej nie ryzykować i uważam, że żadne dziecko nie powinno się na coś takiego zgodzić.
Zawsze mi przechodzi przez myśl ze szkoda tych dzieciaków i bym podwiozla ale z drugiej strony lepiej nie proponować
Lepiej nie proponować, bo wy akurat macie dobre intencje i tylko podwieziecie dziecko, ale ono nabierze zaufania do obcych i zgodzi się przy następnej takiej propozycji, która może się już skończyć źle.
Jak chodziłam do podstawówki to chodził ze mną taki chłopczyk który moim zdaniem miał jakieś problemy (niewiem dokładnie co to było bo jako dziecko nie zastanawiałam się, ale wydaje mi się że rozwijal się trochę inaczej niż reszta klasy) I odbierała go zawsze mama, bo mieszkał kawałek za miastem. Jednego dnia się spóźniła, a on sobie poszedł na szczęście trafił na ludzi którzy podwieźli go do domu, ale w tym czasie pół szkoły i rodzina tego chłopaka go szukali. Kolejnego dnia w szkole mieliśmy pogadanki z naczucielami na temat wsiadania do aut z obcymi itd. Na szczęście wszystko skończyło się ok, ale mogło być różnie.
Myślę sobie, że skoro byłaś małą dziewczynką, bawiącą się samotnie przy lesie to gdyby ten człowiek chciał cię skrzywdzić to nie potrzebowałby byś wsiadała do tego auta.
Zależy jak chciałby ją skrzywdzić. Wiele porywa ofiary i je przetrzymuje. No i łatwiej wszystko załatwić w domu niż na szybko w lesie.
Jeśli różnica sił jest duża, da się zapakować drugą osobę do auta wbrew jej woli.
Parę lat temu moja córka wsiadła do nie tego autobusu i wyjechała na koniec miasta. Kierowca buc kazał je wysiąść pomimo, że zaraz miał jechać spowrotem do miasta. Nic jej nie wytłumaczył tylko poprostu kazał wyjść! Wysiadła, płakała na przystanku bo nie wiedziała co ma robić i tak podszedł do niej mężczyzna z samochodu ( kurier) i zapytał co się stało no i oczywiście zaproponował pomoc. Ona się zgodziła. Ja już szalałam, odchodziłam od zmysłów, dzwoniłam do wszystkich i na policję i właśnie wsiadałam do auta żeby szukać jej z teściem. A ona podjeżdża z tym panem, zadowolona i uśmiechnięta. Panu podziękowałam uradowana, że moja córka jest cała i zdrowa i dopiero wieczorem doszło, że przecież mogło się to źle skończyć! Córka miała wtedy 8 lat, wracała ze szkoły
8 lat to chyba jeszcze trochę mało, żeby jeździć samej autobusem po mieście...?
Tu gdzie mieszkam jest normalne, że dzieci jeżdżą same do szkoły od pierwszej klasy.
A nie uważasz że rodzic mający minimum rozsądku wysyłając dziecko same do szkoły dałby mu telefon? Nie wyobrażam sobie pozwolić 8 latce na samodzielne dojazdy do szkoły, szczególnie jeżeli nie dałabym jej czegoś co w razie trudnej sytuacji jej pomoże czyli telefonu.
Nie można puszczać dziecka samego do szkoły do 10 roku życia.
Postać, jak ja chodziłam do gimnazjum było tak samo aż do momentu w którym nauczycielka zabrała telefon dziewczynie z cukrzycą. Jej rodzice nie mogli się dodzwonić, przyjechali wystraszeni do szkoły i urządzili taką awanturę, że nagle dało się zmienic zapis w regulaminie szkoły. Polecam.
@Postac, masz rację, coś pokopałam, przepraszam.
@Marynowanegrzybki Pewnie przystanek powrotny był po prostu po drugiej stronie drogi albo coś takiego. Jaki problem po prostu pójść na właściwy przystanek?
Soczewica@nawet najlepszemu rodzicowi zdarza się popełnić błąd lub czegoś zapomnieć. Po tym zdarzeniu już zawsze miała telefon i kartkę z numerami. W tym jednym dniu akurat zapomniała.
Przynajmniej@ nie był. To była pętla. Miał poprostu odjazd za jakieś 10 minut i kazał jej wyjść. Ona była jeszcze mała i się zamotała. Później już wiedziała.
Przynajmniej, jak masz 8 lat to coś takiego staje się problemem. Sam stres z powodu sytuacji sprawia że dziecko głupiej i nie wie co ma robić.
Ale wiecie, że jeszcze 20 lat temu własny telefon u dzieciaka poniżej 18 roku życia był "luksusem" i "wymysłem"?
Zdecydowana większość ludzi jest dobra i nie robi krzywdy.
Ale lepiej nie ryzykować
Ale niech się trafi ta jedna zła...
Ty byłaś dzieckiem, a ja zrobiłam podobną mega głupotę w wieku 20 lat. Umówiłam się z gościem poznanym na chacie. Przyjechał po mnie, a jak jak głupia wsiadłam z nim do samochodu. Miałam więcej szczęścia niż rozumu. Kupił burgery w McDrive, zjedliśmy, pogadaliśmy przez godzinę i odwiózł mnie do domu. Minęło 15 lat, a ja nadal nie ogarniam jak mogłam być tak głupia.
Moja siostra swego czasu, gdy miała około 10 lat, była z koleżankami "na rowerach" (okolica typu las, ogólnie domy co kilkaset metrów) W pewnym momencie zaczepił je jakis facet z pytaniem, czy nie chcą małego kotka - koleżnki dały dyla, siostra poszła z gościem. Facet zaprowadził ją do swojego domu, do piwnicy.
Gdy siostra wróciła do domu, czekała ją podwójna awantura - za pójscie z obcym facetem i za przyniesienie do domu małego kociaka. Kot został - był z nami przez 17 lat :)
I co z tego?
Więcej szczęścia niż rozumu... Skąd ja to znam. Przeżyłam niemal coś identycznego. Nic mi się nie stało na szczęście, ale teraz po latach sama świadomość mrozi
Może to zabrzmi zgredowato, ale po pierwsze kiedyś po prostu było bezpieczniej, a po drugie na wsi generalnie jest bezpieczniej (pod kątem "ludzkim" - wiadomo, że może człowieka napaść zdziczały kombajn albo może wpaść pod rozpędzoną krowę).