#MLZC7
Poszłam kiedyś do jednej z dużych galerii handlowych, aby kupić sobie jakieś nowe ciuchy. Znalazłam ładny biustonosz, a przede wszystkim - śliczne spodnie i idealnie pasującą do nich przepiękną, luźną koszulę. Weszłam więc do przymierzalni. Będąc w środku rozebrałam się do samych majtek, zdjęłam nawet stanik i zaczęłam mocować się ze spodniami. O ile na długość były one wręcz za duże, to już gorzej było z ich włożeniem na siebie.
Myślicie, że moje tłustawe pupsko skutecznie uniemożliwiało ich przymierzenie? Błąd. Problemem okazały się moje grube niczym dębowe pieńki, łydki. Wstałam więc ze stołka i usiłowałam przepchnąć nogawkę podskakując na jednej nodze (stara, sprawdzona metoda - wiadomo). Udało się! Teraz pozostało powtórzyć czynność z drugą nogą. Stopa została umieszczona w nogawce... i wtedy zaczęłam tracić równowagę. Obijając się w kabinie (ona mała, ja - duża) desperacko usiłowałam odzyskać pion. Nic z tego...
Runęłam z hukiem prosto na drzwi przymierzalni. Skobelek, pod wpływem uderzenia mojego galaretowatego cielska, pękł i wyleciałam z kabiny, niczym wielka kula wystrzelona z katapulty. Najgorsze jednak było to, że uderzyłam swoimi ubranymi w stringi (!) pośladkami o zimne kafelki, czemu towarzyszył donośny dźwięk przypominający plaśnięcie wielkiej meduzy o posadzkę. PLASSSK!
Oczy całego sklepu zwróciły się na mnie. Sprzedawców, klientów, matek, dzieci, fajnych facetów, kurde - WSZYSTKICH! Nawet muzykę ktoś wyłączył!
Dosłownie wszyscy w ciszy patrzyli na ubranego w same stringi walenia rozmaślonego na ziemi, który nie może się ruszyć, bo ma nogi na wysokości łydek skrępowane spodniami dla, no nie ukrywajmy - szczupłych lasek.
Podniosłam się czym prędzej do pozycji siedzącej i zrobiłam jedyną sensowną rzecz, jaką mogłam zrobić, aby szybko wrócić do przebieralni. Po prostu "poszłam" tam na tyłku. I w tej grobowej ciszy, gdzie człowiek z najgorszym nawet słuchem wychwyciłby bzyczenie przelatującej muchy, sklep wypełnił się dźwiękami: MLASK! MLASK! MLASK! - wydawanymi przez moje spocone pośladki odrywające się z każdym "krokiem" od kafelków.
Dopiero gdy byłam już w środku i zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam śmiech kilkudziesięciu osób. Owacje, niczym na "Nocy Kabaretów".
Ale wiecie co? Nie mam traumy. To wydarzenie zachęciło mnie do zapisania się na treningi. Zmieniłam też dietę. W ciągu kilku miesięcy zrzuciłam prawie połowę swojej wagi. Nie dość, że się nieprzeciętnie "wylaszczyłam" to teraz jestem w stanie utrzymać równowagę nawet i stojąc na głowie! :)
Wreszcie ktos przyznaje ze to nie wina "zlych genow" :) Wiekszosc takich ludzi i tak napisze ze "ty masz lepszy metabolizm i jestes dziwka"
Mialam przyjaviolke ktora byla wielorybem i nosila krotkie topy z dekoldem wiekszym niz szyja zyrafy i gdy sie jej sytalam czemu wazy troche wiecej czy jest moze chora czy cos to ona powiedziala ze to po jej ciotce Wtf xD
Może ją zjadła?
Taco, wygrywasz tę konkurencję!:D
Czasami faktycznie tak jest, są osoby, które jedzą bardzo dużo, a nie tyją
Miałam przyjaciółkę, która miała sporą nadwagę i nosiła leginsy i krótkie topy. Ciągle było jej widać ogromny brzuch i tyłek. Pamiętam jak udzielała mi rad jak powinnam się ubierać żeby chłopcy zaczęli zwracać na mnie uwagę tak jak na nią. Nigdy wcześniej nie słyszałam śmieszniejszej rzeczy.
Tylko że geny też mają coś do powiedzenia. Jem mniej niż moje szczupłe koleżanki (gdy powiedziałam, ile potrafię zjeść w ciągu dnia, złapały się za głowę i spytały, jakim cudem nie umarłam z głodu. Nie, nie głodzę się, posiłki mam dobrze zbilansowane, rzadko kiedy jestem głodna), kondycję mam lepszą od nich (wniosek po trzech latach w-f, w momencie, w którym dziewczyny padają na twarz, ja wciąż mam energię i siły do dalszej gry/ćwiczeń, chociaż się nie oszczędzam), ćwiczę dzień w dzień od pięciu lat około 2-3 godzin dziennie intensywnego tańca + dodatkowe ćwiczenia, skoki na skakance, bieganie, brzuszki, jazda na rowerze i okazjonalnie siłka i guzik. Schudnąć nie mogę. Z doświadczenia wiem, że żeby cokolwiek zrzucić musiałabym zejść z posiłkami poniżej 700 kcal, a nie mam zamiaru wpaść w anoreksję, więc to odpada. Badania mam w normie, więc... jak żyć? :/
@insolite to Cię troszkę zaskoczę. Choruję na insulinooporność i ważę ok. 48-49 kg przy wzroście 160 cm.
Tak więc można o tej chorobie czytać dużo, ale nie jest ona charakterystyczna dla ludzi z nadwagą bądź nawet otyłych. Owszem większość ludzi cierpiących na tą chorobę to ludzi z nadwagą..ale nie zawsze. Tym bardziej, że przy lekach stosowanych na tą przypadłość z tego co zauważyłam i co powiedziała mi moja endokrynolog się po prostu chudnie. :)
Ale jednak są osoby, które mają niedoczynność tarczycy czy insulinoodporność.
To tez zalezy od tzw genow ale po prostu majac slabe geny trzeba wiecej pracy wlozyc w odchudzanie
Większość osób otyłych je za dużo i źle a do tego zupełnie się nie rusza. Choruje na coś zaledwie kilka procent. Reszta jest po prostu leniwa. Znam dziewczynę z cukrzycą, która nie dba o siebie i ma nadwagę. Cukier mierzy tylko wtedy gdy już czuję się fatalnie, jej dieta to tłuste, smażone rzeczy z dodatkiem mnóstwa słodyczy. Ale po co o siebie zadbać? Przecież można wszystko zrzucać na chorobę.
Genialne wyznanie:D brawo za dystans do siebie :D
I za styl pisania... :)
Dawno się tak nie uśmiałam, choć przyznam szczerze, że było mi Cię żal. Ogromne brawo za 'wylaszczenie'!
Ja też, czytam i nagle zaczynam się śmiać jak głupi :D
Te porównania 😂 usmialam się jak głupia 😉
Ciekawe czy był tam monitoring, ochorna mogłaby mieć potem co oglądać XD
Uwielbiam ludzi takich jak ty! Brawo za nie zrobienie kolejnej anonimowej traumy <3 Dystans do siebie to podstawa
Właśnie jestem na etapie "wylaszczania" jak to ładnie ujęłaś, a pół roku temu, na początku wypisałam sobie powody dla których nienawidzę być gruba. I mimo braku skrępowania przy ich wypisywaniu, cała moja bogata i barwna lista jest niczym przy Twoim opisie sytuacji:D płakałam ze śmiechu czytając te onomatopeje:D jesteś moją faworytką na anonimowych!:)))
Ja też płakałam ze śmiechu. Cudowne i motywujące wyznanie. :)
Masz genialny styl pisania 😂
Prawie pękłam ze śmiechu 😂
Też kiedyś mówiłam, że ja jestem gruba, bo tak i musi tak być. Jednak ogarnęłam się i schudłam 22 kg w 4 miesiące :)
Wow, gratulacje! Jak Ci się to udało? (Pytam bo sama szukam motywacji:))
Polka potrafi :D
No widzicie, ja 20 kg to 2 lata chudłam (chociaż po drodze ciążę zaliczyłam) - bałam się efektu jojo i uważałam by nie chudnąć za szybko...
Dieta od dietetyka+ Chodakowska codziennie :)