#MdQKV

Sporo pojawia się wyzwań o gnębieniu w szkole, a w związku z tym, że niedawno zostałam mamą, zastanawiam się czy w jakiś sposób można ustrzec przed tym własne dziecko.

Pochodzę z bardzo biednych rejonów. W dzieciństwie jak ktoś miał rodziców, którzy obydwoje pracowali to był bogaty. Moi rodzice nie dość, że pracowali to jeszcze na nie najgorszych stanowiskach. W dużym mieście raczej byłabym mocno przeciętna, ale u mnie nie mogłam pochwalić się prezentem urodzinowym, żeby nie usłyszeć czegoś przykrego. Co roku jeździliśmy na wakacje, czasem także po Europie, gdzie koleżanki jeździły do babci, co skutecznie mi wypominano. Trenowałam pewną dyscyplinę sportu i jako jedyna w szkolnej drużynie miałam adidasy chroniące moje nogi, a nie halówki jak reszta. Do tego miałam zawsze świadectwo z czerwonym paskiem i byłam niesamowicie nieśmiała.

Bywały sytuacje jawnej zazdrości i przykrych komentarzy. Nauczyłam się pewne rzeczy sama u siebie komentować, zanim ku ogólnej radości zrobi to ktoś inny. Zdarzało się, że nie miałam z kim wyjść z domu. Kiedy dostałam w sporcie indywidualną nagrodę, słyszałam za plecami, że na nią nie zasłużyłam, ale nauczyłam się żyć z takimi ludźmi. Nauczyłam się kombinować tak, żeby przynajmniej jedna licząca się w grupie osoba w danym momencie czegoś ode mnie chciała, albo była mi za coś wdzięczna. Nauczyłam się wyrażać własne zdanie tak, żeby inni nie widzieli we mnie kogoś lepszego albo konkurencję. Udało mi się przekonać klasę, że nie jestem "zagrożeniem", ale kimś kogo dobrze mieć przy sobie.

Na studiach to ja byłam tą osobą, z którą każdy chciał się trzymać - nie przeszłam na drugą stronę, jestem zbyt delikatna, żeby powiedzieć komuś coś przykrego, ale potrafię mieć ludzi wokół siebie i się z nimi dobrze bawić, chociaż przyjacielem nazywam tylko męża.

Przeszłam drogę od potencjalnej nieśmiałej ofiary z podstawówki do przebojowej, odważnej kobiety, która potrafi poprosić szefa o awans i podwyżkę.

Czytając anonimowe zastanawiam się jaki udział w tym mieli moi rodzice i jak pokierować własnym dzieckiem, żeby nie miało problemów jak niektórzy tu opisują.
naobcenamrzeczy Odpowiedz

Przede wszystkim nie próbuj go obronić przed problemami świata, a raczej spróbuj na nie przygotować. Wyglada na to, że jesteś rozsądna osobą z konkretnym doświadczeniem i nie pozwól by internet to zepsuł.

tramwajowe Odpowiedz

Mam bardzo podobne dylematy i też zwracam na to uwagę czytając anonimowe. Z mojego doświadczenia wynika, że nie da się uchronić dzieci przed tym, czym byśmy chcieli. Rodzice są wpatrzeni w własne doświadczenia sprzed lat, a dziecko żyje już w innym świecie. A może powinni mniej 'chcieć chronić', a więcej żyć przy dziecku, w teraźniejszości. (Pisząc o moim doświadczeniu mam na myśli zarówno bycie rodzicem, jak i zawodowe z rejonów pedagogiki.)

xxyyzz

Dokładnie, rodzice patrzą na życie dziecka, przypominając sobie, jak wyglądało ich, gdy byli w ich wieku. To jest wielki błąd. Przez to często bagatelizują problemy dziecka, bo przecież kiedyś to było strasznie ciężko, a teraz dziecko ma wszystko. Jednak czasy się zmieniły diametralnie, a rodzice widocznie sami nie potrafią się w tym odnaleźć.

BlachazRdza Odpowiedz

Moim zdaniem, nie zatrać kontaktu z dzieckiem. Bądź osobą, która będzie to dziecko akceptować nawet jeżeli będzie się różniło - bo na przykład, będzie miało inną orientację. Spędzaj z nim czas, rozmawiaj, toleruj i wychowaj na zasadach twardych acz nie graniczących z jakąś krzywdą, aby ich dotrzymywać, nie chowaj też pod parasolem swojej pociechy, a pozwól dziecku poznawać świat oraz popełniać błędy, na których będzie się uczyło. Zaufanie, rozmowy, kontakt, pewne żelazne zasady - to moim zdaniem podstawa, aby z dzieckiem mieć dobry kontakt i aby dziecko było samodzielne. Ważne też, aby nie traktować dziecko jak jajko, które zaraz się potłucze. Trochę brudne, przewróci się, zapłacze - spokojnie, to nic takiego. Sądzę, że dzięki takim warunkom dziecko ma szansę stać się pewniejszym siebie, także odporniejszym, co w szkole zapewni mu dobry start.

LadyS Odpowiedz

No dobra.. Ale właściwie o czym jest to wyznanie? I co jest w nim takiego, że może uchodzić za anonimowe?

Kicialka Odpowiedz

Myślę, że powinnaś zwracać uwagę na przedszkole czy szkoły, do których posyłasz swoje dziecko. Zależnie od tego wyboru, zwiększa lub zmniejsza się możliwość gnębienia. Oczywiście to niczego nie zagwarantuje, bo i w najlepszej szkole mogą zdarzyć się gnębiciele, ale z mojego doświadczenia wynika, że jednak zdecydowanie więcej takich osób jest w szkołach o niższym poziomie. Prywatne placówki to też nie najlepszy pomysł. Ja polecałabym takie, które nie przyjmują uczniów „z rejonu” i do których trzeba zdać specjalny egzamin czy mieć naprawdę dobre oceny, by się dostać. Zazwyczaj są tam ułożone i inteligentne osoby.
No i oprócz tego, słuchaj dziecka, rozmawiaj z nim, pytaj, jak w szkole czy w przedszkolu, poświęcaj mu czas, by, gdyby coś się działo, ono było pewne, że może Ci o tym powiedzieć.

Cherrycoke

Nie popadajmy w paranoję, szkoły z regionu są okej, byle nie wysyłać do takich z opinią "patologicznej" wręcz. Plus przebywanie w otoczeniu samych ułożonych, mądrych dzieci potem w dalszych latach będzie miało swoje skutki, bo na studiach będzie szok.

lessthan3 Odpowiedz

Zapisać dziecko np. na judo lub coś takiego by umiał się bić.

Koralina Odpowiedz

Moi rodzice uparli się, że wykształcą u mnie wysokie mniemanie o sobie, bo ich zdaniem nawet zawyżone nie zrobi mi takiej krzywdy jak zaniżone. I mają rację. Dzięki temu byłam na tyle śmiała, by na komentarze o wyglądzie zaśmiać się i zapytać: ,,A patrzyłeś kiedyś w lustro?! Nie pękło?!". Polecam tę metodę.

dlaczemubynie Odpowiedz

Przede wszystkim myślę, że należy z dzieckiem rozmawiać, zrozumieć je i jego problemy, zaufać mu i sprawić, żeby zaufało tobie. Nie jest to trudne, jeśli ktoś CHCE dobrze wychować dziecko i myśli obiektywnie na temat tego co jest dla niego dobre, a co nie :)

Fantagiro Odpowiedz

Poczytaj sobie o "porozumieniu bez przemocy" Marshalla Rosenberga. Inaczej nazywane NVC albo "język żyrafy i szakala". Poznałam ten sposób komunikacji dzięki mojej psycholog 2 lata temu. Z powodzeniem korzystam z tej metody w pracy z dziećmi. Wyobraź sobie sytuację: ktoś ma do ciebie pretensje ale ty nie czujesz się urażona. Albo ty jesteś na kogoś zdenerwowana ale umiesz mu tak to powiedzieć, że nie zranisz go a sytuacje uda się naprawić. Tym dla mnie jest "porozumienie bez przemocy". Polecam. Naprawdę warto. W sieci jest masa artykułów na ten temat. Jest też książka za darmo w pdf M. Rosenberga pt: "Porozumienie bez przemocy". Podrzucam link z polecanym książkami tej tematyki https://natuli.pl/8-ksiazek-o-porozumieniu-bez-przemocy/

gitarzystka Odpowiedz

Nie jestem ekspertem, ale w razie możliwości unikałabym puszczenia dziecka do przedszkola. Wolę najpierw wpoić mu pewne zasady, nauczyć pewności siebie i radzenia sobie (choć trochę) ze światem. Z takim wyposażeniem dziecku łatwiej będzie skonfrontować się z rówieśnikami i znaleźć wśród nich miejsce.

Jak tak czytam masę historii w internecie, to wydaje mi się, że przedszkole potrafi być bardzo destrukcyjnym miejscem, gdzie nasze dziecko (jeszcze bez praktycznie żadnej wiedzy o świecie i sobie) jest wystawione na szereg różnych czynników. Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że najpierw lepiej dać mu jakiś "oręż" przed wyruszeniem w świat. Oczywiście nie zawsze jest taka możliwość, ale mimo wszystko można próbować.

I nie chodzi mi o to, żeby separować dziecko, co to to nie. Niech ma kolegów, znajomych z podwórka, kuzynostwo itp., ale niech to będą relacje i sytuacje kontrolowane, a nie zostawianie dzień w dzień dziecka na 6 godzin z obcymi ludźmi (małymi i dużymi), którzy nie wiadomo co mu powiedzą/zrobią. Taki maluch jeszcze za mało wie o świecie i ma zbyt mało pewności siebie, aby się obronić w razie potrzeby.

Wiem, że nie każdy ma taką możliwość i pewnie niektórzy się ze mną nie zgadzają, no ale póki co taką mam opinię nt. wpływu przedszkoli na dzieci.

metr50iZyletka

Bardzo szkodliwa rada (w moim skromnym mniemaniu). Im wcześniej dziecko nauczy się jako takiej "samodzielności", tym lepiej dla niego. Myślę, że większym szokiem niż przedszkole jest pójście do szkoły bez żadnego "społecznego" przygotowania...

CzarnaSowa

Gitarzystko, ja uważam dokładnie odwrotnie. Wychowałam sie w latach 80tych z gromadą dzieciaków na podwórku, mama nie posłała mnie do przedszkola tylko dopiero do zerówki. Mimo wcześniejszych kontaktów z różnymi dziećmi miałam ogromne problemy z ogarnięciem "społecznego" życia w zerówce i przez to latami ciągnął się za mną szereg problemów.

jonoforeza

Nie chodziłam do przedszkola, a w mojej zerówce od pierwszego dnia brylowały dzieciaki, które ogarniały zabawę w króla ciszy.
Do tej pory nie wiem, czy gdybym wcześniej zaliczyła przedszkole, miałabym większe umiejętności społeczne. Mam wrażenie, że od tamtej pory już zawsze byłam do tyłu względem rówieśników.

Nie gnębiono mnie, bo dobrze się uczyłam i zawsze był gotowa przyjść z pomocą innym. U mnie w klasie obrywała dziewczyna, która sama się odseparowała, ustawiła się na pozycji ofiary. Dobrze jest wynieść z domu świadomość, że jest się wartościowym.

Arszenik

Gitarzystka, nie gadaj głupot. Owszem, zdarzają się jakieś pojedyncze przypadki gnębienia dzieci w przedszkolach, ale tak naprawdę dziecko wszędzie może doświadczyć zła. Nie uchronisz go przed tym choćby skały srały. I z własnego doświadczenia mówię - bardzo się cieszę, że rodzice posłali mnie do przedszkola, już w podstawówce widziałam ludzi, którzy byli aspołeczni i wycofani. I co się później okazało - te biedne dzieci nie chodziły do przedszkola, w efekcie czego w podstawówce przeżyli szok.

Vini

Kompletnie się nie zgadzam. Nie chodziłam do przedszkola, na osiedlu nie było moich rówieśników, jedyne dzieci z jakimi miałam kontakt to moi dwaj kuzyni, którzy mieszkali daleko i widywałam ich kilka razy do roku. Zdolności społeczne miałam na poziomie zerowym. I zresztą, podobnie jak Autorka wyznania, dopiero na studiach dałam radę się ogarnąć na tyle, że jestem lubiana.
Dlatego moją córkę posłałam do przedszkola. Było na początku ciężko i jej i mnie. Przedszkolanki zwracały uwagę na jej nieśmiałość (np. jak bawiła się czymś i jakieś dziecko dołączało, to szła gdzieś indziej). Ale potem nagle coś zaskoczyło i teraz ma trochę ponad 4 lata i biega z dzieciakami, piszczy, śmieje się i uwielbia przedszkole. Nie zawsze jest pięknie - przez pewien czas dokuczał jej kolega, rzucał w inne dzieci klockami. Jakaś dziewczynka zabierała jej aktualnie używane pisaki, choć było dużo wolnych. No, takie przedszkolne dramaty, jak to bywa. I z początku nic nie mówiła, zero jakiejkolwiek reakcji, asertywności. Rozmawiałam z nią bardzo dużo o rozwiązywaniu problemów (i z przedszkolankami rzecz jasna, żeby zwróciły minimalnie uwagę). W końcu umie spokojnie powiedzieć, że teraz ona używa tego pisaka i może pożyczyć za chwilę. I zaproponować nielubianemu dotąd koledze (a teraz najlepszemu ;)) budowanie wieży z klocków, zamiast rzucać nimi w dzieci. Nie wiem jak rozwijałby się jej umiejętności społeczne gdyby nie przedszkole. Na osiedlu mamy mało dzieci. W rodzinie jest tylko jedna dziewczynka w jej wieku, moja bratanica, ale te spotkania raz na 2 miesiące nie nauczą jej kontaktów. Dlatego naprawdę cieszę się, że przetrwałyśmy pierwszy płacz i trudności, a teraz mała uwielbia przedszkole i umie sobie poradzić w kontaktach z dziećmi :) Dlatego rozmowy i tłumaczenie jak sobie poradzić w życiu - jak najbardziej tak. Ale bez treningu praktycznego i dania dziecku pewnej samodzielności te rozmowy mogą nic nie dać.

Fantagiro

Dzieci potrzebują kontaktu z rówieśnikami. Bardzo. Jeśli zbyt późno umożliwimy takie kontakty dzieciom albo nie będzie ich wcale to dziecko będzie mieć ogromne problemy. Nie da się wpoić zasad społecznych na sucho i sama teorie. Dzieci uczą się przez obserwacje.

Dodaj anonimowe wyznanie