#QQKYD
Urodziłam dziecko, chłopca, którego zaraz po porodzie oddałam do adopcji. Podobno szybko udało mu się znaleźć rodzinę.
Minęło wiele lat. Wykształciłam się, wyszłam za mąż i urodziłam dwójkę dzieci, a koszmary przeszłości odeszły w niepamięć, oprócz powtarzających się co jakiś czas snów, w których wracałam do dnia porodu.
Pewnego dnia dowiedziałam się, że pierwsze z moich dzieci chce spotkania ze mną. Nie wiedziałam, czy jestem na to gotowa, ale zbyt wiele nie spałam po nocach śniąc o losach niemowlęcia, którego twarz w obskurnej salce porodowej pamiętałam jak przez mgłę. Byłam ciekawa, jak potoczyło się jego życie, poszłam więc na spotkanie. Przywitał mnie elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku. Wyglądał na zmęczonego życiem, a w jego ciemnych oczach tlił się niesamowity smutek, gdy na mnie patrzył.
Okazało się, że po oddaniu do adopcji adoptowało go bogate zagraniczne małżeństwo. Miał więc szczęśliwą rodzinę i zapewnione bardzo dobre warunki do dorastania. Wykształcił się i jest onkologiem dziecięcym. Jednym z najlepszych w swoim fachu, co roku ratuje setki małych żyć. Mimo to gdy się spotkaliśmy wyznał mi, że od czasu, gdy się dowiedział, w jaki sposób został poczęty (rodzice ukrywali to przed nim całe życie), jedzie na psychotropach. Moje istnienie nie dawało mu spokoju, długo bił się z myślami, żeby spróbować się ze mną spotkać, ale myśl o mnie prześladowała go do tego stopnia, że zaczął mieć problemy z wypełnianiem swoich obowiązków zawodowych, co mogło zaważyć na zdrowiu i życiu jego pacjentów, stąd prośba o spotkanie. Opowiedziałam mu więc swoją historię, zaznaczając, że sama podjęłam decyzję o urodzeniu dziecka. Nikt mnie do tego nie zmusił (czego on się bał), zostałam okropnie skrzywdzona, ale on nie jest niczemu winien i jeśli tylko zechce, mogę z nim utrzymywać kontakty. Tak też się stało. W ten sposób, oprócz moich obecnych dzieci (i jednego wnuka), zyskałam kolejnego syna. Zdarza nam się spotkać kiedy akurat przyjeżdża na sympozja do Polski i pozostajemy w stałym kontakcie. Od czasu naszego pierwszego spotkania sny również odeszły.
Bardzo piękna i jednocześnie smutna historia.
Jeśli naprawdę widzisz w tym coś pięknego to czas na lekarza.
Piękna, bo syn autorki okazał się wartościowym człowiekiem. Ostatnio było tu wyznanie, gdzie taki synek znalazł po latach rodzicielkę i urządził jej niezłe piekło.
Piękne jest zrozumienie syna dla sytuacji, jak i zachowanie autorki, która nie uciekła od przeszłości, a się z nim zmierzyła.
I zmyslona
Sam jesteś zmyślony.
Przepraszam, ale cooo?!
Gdzie tu @Eureenergie jest opis wartościowego człowieka? W sensie nie uważam, że jest zły i prawdopodobnie jest wartościowy, ale na jakiej podstawie tak uważasz? Opisu, który tego nie pokazuje napisany przez osobę, która praktycznie go nie zna?
No... na pewno jest bardziej wartościowy niż ten z wyznania o dręczeniu biologicznej matki.
Też bym się na jego miejscu mocno zastanawiał nad takim spotkaniem. No ale skoro wyraziłaś na nie zgodę, znaczy, że byłaś jakoś psychicznie na to wszystko przygotowana. Dobrze, że tak pomyślnie się to ułożyło.
Dobrze że chociaż udało wam się dogadać. Niedawno była tu historia podobna tyle że syn jak odnalazł matkę, zacząl nachodzić ją i jej dziecko. O ile tamata historia była prawdziwa i o ile ta jest prawdziwa.
Fajnie, że Twój syn okazał się normalnym człowiekiem :)
przykro mi z powodu waszych przezyc
bardzo milo, ze sie udalo stworzyc fajna relacje, bez wzajemnych pretensji
Myślę, że nie tylko autorkę przestały dręczyć złe sny, ale również jej syn odzyskał spokój.
Mam nadzieję, że i on po tym spotkaniu czuje się lepiej :)
W tej bajce były smoki? Już raz ktoś tu napisał wyznanie, że jest onkologiem dziecięcym i ma setki przypadków rocznie. Wtedy ktoś udawał psychopatę, który uwielbia patrzeć na cierpienie rodziców po diagnozie. Tym razem jest to akcja przeciw aborcji.
W wyznaniu stoi, że autorka ciężko to przeszła i najprawdopodobniej gdyby nie strach i wioskowe klechdy, dokonałaby aborcji. Gdyby to była akcja, to z wyznania raczej biłby wyraźny przekaz, że aborcja to zło największe, a autorka urodziła dziecko z gwałtu zw na takie, a nie inne przekonania moralne. Jak dla mnie jest ono prawdziwe.
Jak dla mnie to wygląda na akcje przeciw aborcji. Co do silnego przekazu, to dają go raczej fanatycy religijni, a tu dla mnie jest przekaz subtelny od jakiegoś obrońcy życia.
Mi to brzmi wręcz na odpowiedź na wyznanie o tym, że autorka urodziła niechcianego syna i oddała, a po latach odnalazł ją, aby jej grozić i próbować wyłudzić pieniądze. Tu jest prawie to samo, tylko na odwrót.
Witam, z tej strony autorka wyznania. Córka jakiś czas temu pokazała mi tę stronę i stwierdziłam, że jest to odpowiednie miejsce do tego, by anonimowo podzielić się z Wami moją historią.
Przykro mi, że moje wyznanie zostało odebrane jako atak i „akcja” przeciw czemukolwiek. Chciałam podkreślić, że nikomu nie odbieram prawa do wyboru - to, że ja podjęłam taką decyzję (podyktowaną przede wszystkim strachem) nie znaczy, że byłaby ona właściwa dla każdej kobiety. Nie miałam zamiaru nikogo urazić ani czegokolwiek zademonstrować i jeśli moje wyznanie rzeczywiście ma taki wydźwięk, to bardzo Was wszystkich przepraszam. Gdybym wiedziała, że zostanie ono tak odebrane, prawdopodobnie w ogóle bym go nie wstawiała. Nie identyfikuję się z ruchami pro-life, ani takowych nie wspieram. Gdyby moja córka znalazła się w takiej sytuacji, jak ja kiedyś, na pewno nie namawiałabym jej do tego, by zrobiła to, co ja, gdyż podjęta przeze mnie decyzja odcisnęła naprawdę głębokie piętno na całym moim życiu. Nie powinno być nigdy zgody na zmuszanie kogokolwiek do rodzenia poczętych w ten sposób dzieci.
Autorko, i tu się mylisz.
@Inni2001 w czym się myli?
inni pogadamy jak ciebie ktos zgwalci i zaplodni
uwielbiam jak obcy ludzie z internetu zabraniaja czegos autorytarnie obcym ludzum z internetu
jastes przeciwko aborcji? to jej nie rob
a nie zabraniaj innym
Tylko że tu chodzi o drugiego człowieka...
Jeśli tak bardzo zależy wam na życiu drugiego człowieka, to zacznijcie od tych już żyjących, narodzonych, myślących. Jest tyle dzieci w domach dziecka, tylu chorych, umierających z głodu, niemających prądu i ciepłej wody w XXI wieku. Skoro tyle w was empatii i chęci ochrony życia, to pomagajcie w pierwszej kolejności im. Trochę trudniej, co? Łatwiej napisać w internecie parę słów na temat zabijania nienarodzonych dzieci, łatwiej pokrzyczeć, protestować i umoralniać.
Nigdy nie zrozumiem, jak ktoś, kto mówi "tu chodzi o życie drugiego człowieka", może być takim hipokrytą, by mieć gdzieś moje życie, życie kobiet, które są w niechcianej ciąży, życie wielu ludzi, o których wspomniałam.
Nie mówią bezpośrednio o Tobie, bo nie znam Cię, być może adoptowalaś już dziecko, wspomagasz sierocińce, jeździsz na misje do Afryki, a zamiast nowych butów dla siebie, wolisz kupić ciepły posiłek bezdomnemu, ale znam zbyt wielu ludzi, dla których troska o drugiego człowieka, kończy się na wykrzykiwaniu haseł, jak bardzo zła jest aborc
Mnie bardziej interesuje sprawa adopcji zagranicznej. To jeszcze trudniejszy proces niż przy adopcji krajowej. Poza tym adopcje zagraniczne zdarzają i zdarzały się w tamtych latach w Polsce bardzo rzadko (jak za komuny jeszcze to w ogóle!), raczej pozwalano na nie tylko w przypadku dzieci chorych, starszych albo kilkuosobowego rodzeństwa. Państwo nie oddawało do takiej adopcji noworodków.
Kto mu niby powiedział o tym w jaki sposób został poczęty. Rodzice? Skąd niby wiedzieli, wątpię by ktokolwiek mógł udzielić im takiej informacji. I nawet jeśli magicznie jednak wiedzieli, to po co mieliby o tym mówić swojemu dziecku? By właśnie mu dokopać? Bo nie widzę innego powodu...
Może ich syn bardzo na to naciskał? Albo uznali, że jest na tyle dojrzały i ma na tyle silną psychikę, że przyjmie to jakoś lżej do wiadomości. Jak widać trochę się przeliczyli...
A sami skąd niby o tym wiedzieli?
Pewnie udzielono im przy adopcji informacji o biologicznej matce, jeśli ta podała takie informacje przy oddawaniu dziecka.
Ale nikt nie ma prawa do udzielania takich informacji. Ani nikt nie miał prawa informować o tym lekarzy, jeśli autorka sama tego nie zrobiła, w co wątpię, bo niby po co lekarzowi taka informacja, ani później lekarze nie mieli prawa dalej nikomu o tym mówić.
tez mi sie wydaje, ze syn mogl to info otryzmac tylko od matki biologicznej
nie mial na czole napisane- dzieck z gwaltu
chyba ze autorka dolaczyla jakis liscik dla dziecka czy cos
bo innych mozliwosci nie widze, dziecko zostalo oddane anonimowo
Jako osoba adoptowana się wypowiem.
Moi rodzice wiedzieli dlaczego byłam w domu dziecka, znali całą historię mojego życia, jaką udało się zebrać przez MOPS, łącznie z dokumentami medycznymi czy nawet nazwiskiem matki. U mnie sprawa jest trochę inna, bo ja zostałam zabrana jak miałam 4 lata i sama dużo pamiętam, mój młodszy brat z resztą też, ale jeśli nie oddała dziecka anonimowo (a zakładam, że urodziła w szpitalu, skąd dziecko od razu zabrano) to lekarze mają takie informacje i przekazują je dalej do domu dziecka. Moja koleżanka, która została odebrana rodzicom gdy miała roczek, też ma informacje o rodzicach biologicznych, bo poprostu rodzice adopcyjni mogą o takowe wystąpić do sądu. Mało tego. Skoro syn dowiedział się, że jest adaptowany, po osiągnięciu pełnoletniości sam ma prawo do wglądu w takie dokumenty.
Błędy rzecz ludzka. Może autorka podała taki powód, albo przy poszukiwaniach sprawcy dotarło do Pani Plotkary(pielęgniarki, osoby decyzyjnej, nieważne) i ta przypadkiem wspomniała o tym rodzicom.
Na świecie zdarzają się dziwniejsze i bardziej nieprawdopodobne rzeczy jak np. Przypadkowa zamiana noworodków.
@Ylifosretrik
Mylisz się.Tak jak pisze PunkowaHarcereczka. Moja siostra też zna dokładną historię swoich adoptowanych dzieci. Wie też jak ich biologiczne matki się nazywały. A czemu mu powiedzieli? Może uznali, że ma prawo znać swoja historię.
Punkowa oczywiscie, tylko pytanie czy autorka po prostu powiedziala personelowi, ze to dziecko z gwaltu, czy przemilczala i zostawila, bo w tym drugim przypadku nijak nie ma jak sie dowiedziec, chyba ze dzieciak ja sama spyta
to jak z dzieckeim z okna zycia- jest niemowlak, czasem jest list, czasem nie ma, jak nie ma, to nie ma co domniemywac
Od razu zaznaczę, że sama nie jestem pewna czy dobrze pamiętam, ale kiedyś czytałam artykuł właśnie na temat adopcji dzieci i tak było opisane, że warto znać historię dziecka, które chce się zaadaptować, jak np. choroby które posiadali rodzice.
Może autorka wyjaśniła, że ojciec jest nieznany, bo dziecko jest poczęte z gwałtu.
Bujda na resorach
Wyjdź z piwnicy to zauważysz, że takie historię naprawdę się zdarzają
Dokładnie :)