Spotkałam ostatnio w metrze niesamowitą starszą parę. Słychać było, że się zbliżają już z daleka. Kobieta pospiesznie schodziła po schodach, zgarbiona, podpierając się "chodzikiem", a starał się ją dogonić starszy pan, wymachując przy tym laską i krzycząc "Nie wiem jak ja z tobą te 65 lat wytrzymałem, babo stara i wredna". Ona mu odkrzykiwała "Spieprzaj, ty stary dziadu, ch*j ci w dupę, nikt cię nie chce słuchać". I szli tak przez cały peron.
Kiedy nadjechał pociąg, kobieta powiedziała do męża "Tylko uważaj, żeby cię nie przejechał, szmaciarzu stary, bo się kłócić z kim nie będę miała".
Prawdziwa miłość.
Dodaj anonimowe wyznanie
„A spróbuj tylko wpaść to mnie popamiętasz!”
Na swój sposób..... urocze
@Aleksandrowska987 urocze? obrażanie się i rzucanie wulgaryzmami na całe metro? normalne co nie?
Noo. Jak staruszki to wszystko urocze. A jakby młoda / średnia para szła i tak rzucała mięsem to wielkie oburzenie..
Nie widzę nic w tym uroczego.
To jest nieco rocze, ponieważ mimo wspólnej, pozornej niechęci dalej ą razem i najprawdopodobniej nadal się kochają
Zastanawia mnie, ile w tym miłości a ile przyzwyczajenia i niechęci do zmian.
Od dłuższego czasu czytam tak sobie te anonimowe, potem komentarze.. Powiem tyle, najlepsza rada to nie ROZWÓD. Ci dziadkowie Tak naprawdę się kochają i wiem ,że czasami rozwód to rzecz konieczna no ale, błagam was jakby każdy się tak z każdą kłótnia rozwodzić chciał to by małżeństwa wymarły w zatrważającym tempie. Nie wiem czy ktoś czytał kiedyś taki tekst Ale go powtórzę dawniej pielęgnowało się współmałżonka, teraz wymienia się na nowszy model.
Proszę bardzo jestem gotowa na hejt.
Ciasteczkowe, dawniej ludzie nie mieli za bardzo wyboru. Nawet teraz starsze pokolenia patrzą na rozwodników jak na lekką patologię. Dawniej rozwody były nie do pomyślenia i wiązały się z przykrymi konsekwencjami, jak na przykład wykluczenie społeczne. Ostatnio nawet rozmawiałam o tym że starszą sasiadką. U niej na wsi, jeśli małżeństwo się rozpadło, to znaczyło, że kobieta jakąś wybrakowana, bo nie umie utrzymać przy sobie chłopa. Poza tym, była już "ruszana", jak to nazwała, więc nikt jej więcej nie chciał. Sama sąsiadka rozwiodla się z alkoholikiem, który ja katował. Z tego powodu wyrzekła się jej własną matka.
To jeden z wielu przykładów, który pokazuje, że kwestia trwałości małżeństw w dawnych czasach nie jest taka prosta. Oczywiście nie mówię, że ludzie nie byli ze sobą z miłości. Chcę tylko zaznaczyć, że zdarzały się pary, które nie miały większego wyboru.
Wydaje mi się, że obecnie małżeństwa się rozpadają, bo ludzie za szybko w nie występują, za mało się znając.
Ludzie, te wyzwiska raczej nie były na serio, biorąc pod uwagę to, ze o siebie dbają. Nie odebrałam to jako kłótnie, bardziej... Żart?
@Shadowcat, masz rację oprócz tego ostatniego zdania... nie wydaje mi się, żeby teraz ludzie brali ślub nie znając się. Nie wiem, nie mam żadnych statystyk przed oczami, ale patrząc po znajomych (a taki wiek, że wiecznie jakieś śluby) to większość jest ze sobą dobre kilka lat. A dla porównania za czasów mojej mamy jej znajomi i rodzeństwo to raczej tak szybko ten ślub (zazwyczaj po prostu, bo wpadka).
Ja za to bym zadała pytanie czy te rozwody to naprawdę aż taką straszna rzecz? Bo męczyć się z kimś z kim się nie ma nic wspólnego. Ja nie mówię o kilku klotniach, ale czasami po prostu po latach okazuje się, że to nie ma sensu, mimo prób naprawy. Poza tym naprawić muszą chcieć dwie osoby, a to nie zawsze wychodzi.
Jestemawsome, ja też uważam, że rozwody są niepotrzebnie demonizowane. Już lepiej się rozwieść niż być z kimś tylko ze strachu przed samotnością na starość. Ślubów z powodu wpadki też nie rozumiem.
Janusz i Halyna
To ja z moim za te 65 lat :D <3
Pracowałam kiedyś w banku, "staruszki-owie" przybywali tłumnie po kredyty (uproszczone zasady, szybka gotówka) co ja się nasłuchałam! 80% brało kredyt w tajemnicy przed swoim wspòłmałżonkiem/-ą. Zazwyczaj mieszkali razem ale prowadzili oddzielne gospodarstwa domowe. Z opowieści wynikało, że się mocno nie znoszą, nie tolerują itp. Przykro się tego słuchało.
To nawet słodkie.
Na swój własny, dziwny sposób.
O ile kłótnie jestem w stanie zrozumieć, takie obrażanie się wzajemnie jest dla mnie niedopuszczalne. Naprawdę uważacie, że do ukochanej osoby trzeba przeklinać?
Ooo wsumie słodko