#am1GO

Właśnie pochowaliśmy mojego serdecznego przyjaciela. Znaliśmy się ponad 20 lat. Na dobre i na złe. Od pandemii nie wychodził z domu, problem z alkoholem miał od dawna, a ostatnie dwa lata pił na umór. Praca zdalna, zakupy przywoził mu lokalny sklep pod drzwi, alkohol taksówkarz. Z domu wychodził tylko jak już naprawdę musiał.
Błagałam go wielokrotnie, żeby zaczął się leczyć, groziłam mu, angażowałam innych bliskich. Obiecywał, że pójdzie, kłamał, że się już umówił, kłamał, że był na spotkaniu AA.
Mieszkaliśmy 60 km od siebie, więc nie byłam w stanie go kontrolować, wierzyłam mu na słowo. Ale alkoholik zawsze kłamie. Znów były prośby, błaganie i tak w kółko.
Mój mąż zaczął się denerwować, że poświęcam czas „pijakowi”, zamiast skupić się na sobie i rodzinie. I w sumie mu się nie dziwię.
Zaczęły mu się problemy zdrowotne, dziwny kaszel, duszności, krwotoki z nosa, ból kręgosłupa, wszystko leczone teleporadami. Poszłam do AA zapytać, co mam robić. Troszkę mnie zbyli – jak sam nie przyjdzie, to zmusić go nie można.
Mnie już brakowało pomysłów, co robić. Ktoś bliski poprosił taksówkarza, żeby nie przywoził mu alkoholu, bo jest alkoholikiem. Taksówkarz obiecał, że nie przywiezie. Następnego dnia był już pod drzwiami. Codzienne dodatkowe 50 zł nie śmierdzi.
A ze zdrowiem zaczęło się coraz gorzej – żółte gałki oczne, sromotne biegunki. Ja już wiedziałam, że to się źle skończy. Wiedziałam, że umiera, że ma ostatnią szansę. Płakałam w słuchawkę, że mu pomogę, ma wokół tyle kochających go osób, wszyscy pomożemy, tylko niech wyjdzie z domu, pójdzie się leczyć, najpierw zrobi porządek z wątrobą.
Nie zdążył.
Najgorsze jest to, że dwa tygodnie przed śmiercią powiedział mi, że powie mi dlaczego pije. Pił, bo był jako dzieciak molestowany i bardzo bity. A gdy przyznał się pedagogowi szkolnemu, wysłali go do psychiatryka.
Zapił się świadomie na śmierć. Nie dawał sobie rady. Depresja plus choroba alkoholowa zabiły go.
Na pogrzebie patrzyłam na rodzinę zalaną łzami. Wewnątrz byłam rozdarta i miałam ochotę wykrzyczeć światu ten ból.
Dlaczego rodzina była taka podła?
Dlaczego system nie pozwala w skrajnych sytuacjach zmusić człowieka do leczenia?
Dlaczego nie zrobiłam więcej?
Mogę tylko wierzyć, że mój kochany przyjaciel odnalazł już spokój.
Dziękuję tym, co dotrwali do końca.
I mam do Was prośbę – pamiętajcie, że alkoholik to nie „pijak”, to człowiek chory i potrzebuje wielopoziomowej pomocy.
AvusAlgor Odpowiedz

A bierzesz pod uwagę, że kłamał, także w sprawie przyczyn picia, równie mocno i chętnie jak pił?

Dantavo Odpowiedz

Podstawą w leczeniu uzależnień jest to, by leczony sam chciał podjąć leczenie. Inaczej to naprawdę ma małe szanse powodzenia. W takim przypadku zmuszanie do leczenia nie wydaje się dobrym pomysłem.

ohlala

Dokładnie. Leczenie na siłę to tylko marnowanie zasobów i zabieranie miejsca tym, którym zależy na wyjściu z nałogu. Uzależnienie to nie jest taka sama choroba, jak niektóre choroby fizyczne, które można skutecznie wyleczyć nawet bez zaangażowania chorego.

ohlala Odpowiedz

"Troszkę mnie zbyli" - nie zbyli Cię, tylko powiedzieli brutalną prawdę, której nie chciałaś zaakceptować. Nie pomożesz uzależnionemu, który nie chce się zmienić. Zrobiłaś wszystko, co w Twojej mocy.
Natomiast apel możesz sobie włożyć w buty. Ty tak naprawdę miałaś łatwiej, bo nie żyłaś z alkoholikiem. Dla Ciebie to był "tylko" pijany przyjaciel, a nie kat.

karolyfel Odpowiedz

Alkoholizm to choroba, ale tak właśnie działa, jak poczułaś na swoim przykładzie: dałaś się wciągnąć w ten patologiczny układ "pijący+przyjaciel/bliski, który próbuje pomóc". Kolega alkoholik właśnie wciągnął cię w swój problem, ty go "błagałaś", biegałaś za nim nawet kosztem swojej rodziny i teraz ty z tego powodu przeżywasz rozterki, żal itd. - klasyka.
Tak też działa alkoholizm, że pijący zawsze znajdzie powód, żeby pić. Jedni z traumą z dzieciństwa czy innymi problemami po prostu walczą, inni traktują to jako wygodny pretekst do dalszego picia.
I wreszcie na koniec tak też działa alkoholizm (każde uzależnienie zresztą), że uzależniony musi sam chcieć się z niego wydostać. Dopiero wtedy pomoc z zewnątrz może mieć jakikolwiek sens. W przeciwnym wypadku będzie jak z tobą - alkoholik będzie bezlitośnie wciągać innych w swoje bagno i nawet mu brewka nie pyknie. Bo tak naprawdę alkoholik wszystkich innych ma w nosie, dla niego liczy się tylko on sam i jego picie.
Trudno się z tym pogodzić, gdy chodzi o kogoś nam bliskiego, ale tak to właśnie działa. Zawsze i bez wyjątku.

Frog

Bardzo merytoryczny i niestety w 100% prawdziwy komentarz.

Mój przyjaciel zmarł w wieku 33 lat. Hiper inteligentny, ścisły umysł, uzdolniony muzycznie - i w ogóle brak słów na opisanie. Traktujący "kieliszeczek" jako luzik i reset po pracowitym dniu.
Kiedyś, po kolejnych "kieliszeczkach", pijany spadł z wysokich, kamiennych schodów, ponosząc śmierć na miejscu.

Nikt nie zdołał go nakłonić do leczenia. A dla niego, to były "tylko kieliszeczki", z biegiem czasu zamieniające się w półlitrówki.

Eldingar Odpowiedz

Jeżeli ktoś nie chce pomocy, to mu nie pomożesz na siłę. Szkoda tylko twojej rodziny - olewalas ludzi, którzy potrzebowali twojej obecności na rzecz pijaka przedkładającego wódę nad wszystko inne.

Econiks Odpowiedz

Jesteś jednym z najgorszych typów kobiety. Zbawicielka, która chce ratować wszystkich wokół, zapominając przy tym o swojej rodzinie. Zapijaczony kłamca, był dla ciebie ważniejszy od kochającego męża. Jeszcze dodatkowo uważasz, że to wina rodziny, bo gość z przepitym mózgiem tak powiedział.

coztegoze2 Odpowiedz

Przecież składa się wniosek do sądu o przymusowe leczenie i sąd podejmuje decyzje.

Natomiast ludzie mają rację w swoich komentarzach. Nie uratujesz kogoś kto chce się zapić na śmierć. Trzeba chcieć żyć i trzeba chcieć się leczyć.

ohlala

Pomijając skuteczność czegoś takiego, zmuszenie kogoś do leczenia wcale nie jest proste. Główna podstawa prawna to:
"Osoby, które w związku z nadużywaniem alkoholu powodują rozkład życia rodzinnego, demoralizację małoletnich, uchylają się od obowiązku zaspokajania potrzeb rodziny albo systematycznie zakłócają spokój lub porządek publiczny, kieruje się na badanie przez biegłego w celu wydania opinii w przedmiocie uzależnienia od alkoholu i wskazania rodzaju zakładu leczniczego."
(Art. 24. [Przesłanki skierowania na badanie w przedmiocie uzależnienia od alkoholu])
W tej sytuacji żadne z powyższych nie miało miejsca.

coztegoze2

@ohlala czyli wg przepisów osoba bezdzietna i bez małżonka może spokojnie zapić się na śmierć, bo "nikomu nie przeszkadza". "Super" przepisy.

ohlala

A teraz zastanów się, czy chciałbyś, żeby wsadzenie kogoś do szpitala na siłę było proste. Jakie byłyby tego konsekwencje dla ludzi, jak duże obciążenie dla NFZ i jak bardzo ucierpiałyby na tym osoby, które już teraz czekają od kilkunastu miesięcy do kilku lat na to, żeby sąd zajął się ich sprawami.

Eldingar Odpowiedz

Powiedz to ludziom, którym tacy pijacy rozwalają życie

dewitalizacja Odpowiedz

Ale co miałaś więcej zrobić? Twój przyjaciel nie był ubezwłasnowolniony, sam wybrał taką drogę. Nie każdy potrafi zmierzyć się z traumą. Z tego co opisujesz, on żył tak, by przebywać większość czasu w alkoholowej delirce i nie być skazanym na koszmary przeszłości.

Takich Odpowiedz

Możesz spróbować pójść pójść na spotkanie Al-Anon. To grupa samopomocowa dla bliskich alkoholików. Naprawdę warto bo bliscy naprawdę dużo cierpią. Udział w takich spotkań może przynieść ulgę. A poza tym bardzo często bliscy są współuzależnieni

Zobacz więcej komentarzy (1)
Dodaj anonimowe wyznanie