#bZov7

Za młodu byłam cichą, wręcz skrytą osobą za sprawą innych uczniów, ale nie o tym. W podstawówce mieliśmy taką jedną dziewczynę. Nie była zbyt lubiana przez innych uczniów, gdyż obgadywała, kręciła, kłamała prosto w oczy nawet nauczycielom. Gdy pewnego razu (4-5 klasa) jedno z jej kłamstw wyszło na jaw, niecierpliwie czekaliśmy na konsekwencje jakie poniesie. Z racji tego, że w szkole miała wujka na wysokim stanowisku, nie zrobiono jej nic. Jej matka niby w szkole na nią nakrzyczała, ale było to raczej na pokaz, że "coś z tym robi". Po wyżej wspomnianym wydarzeniu nie uległo zmianie nic, prócz rozwodu jej rodziców. Teraz wszystko można było zwalić na trudną sytuację.

Owa dziewczyna wymyśliła, że ją wyzywam i robię inne niestworzone rzeczy, przez co ona nie chce chodzić do szkoły, z nerwów ciągle boli ją brzuch ((przyznaję się, że raz, jeden jedyny raz skomentowałam jej postępowanie, za co dostałam opieprz od jej matki). Podobno była u specjalistów, ale nie mogli jej pomóc, bo jak pomóc komuś, kto zwyczajnie kłamie?
Do końca szkoły wszyscy winili mnie za jej załamanie psychiczne, depresję i milion innych chorób, podczas gdy ja nie potrafiłam na nic zareagować. Nawet gdy już zebrałam jakąś odrobinę odwagi i zaprzeczałam, to i tak nie miało znaczenia.

Przez 6 lat spędzonych z nią w jednej szkole miałam naprawdę ograniczone już i tak maksymalnie okrojone życie towarzyskie, jeśli można je tak nazwać. Moi rodzice o niczym nie wiedzieli. Nadal nie wiedzą.

W trakcie gimnazjum (byłyśmy w tym samym, ale różne klasy) coś mnie tchnęło. Pewnego razu poszłam do niej i powiedziałam coś w stylu, że nieciekawie wyglądała nasza przeszłość, ale chcę mieć wyrównane rachunki, że możemy się przeprosić i zapomnieć o tym co było.
Przeprosiłam ją, ale ona mnie nie. Rozpowiedziała na całą szkołę o moich "nękaniach" jej w latach wcześniejszych i o tym, że niedawno się przyznałam do tego. Potem chodziła dumna jak paw, że po raz kolejny zrobiła z siebie ofiarę losu.

Myślałam, że wtedy byłyśmy już wystarczająco "dorosłe", by załatwić między sobą wszystko, bez rozgłosu, tym bardziej, że tylko ja znam prawdziwą prawdę i ona, bo nikt inny mi nigdy nie uwierzył. Najwidoczniej tylko ja wtedy dorosłam ;)

PS Spotkałam ją ostatnio na ulicy, rzuciłam pojednawcze "cześć", ale nie odpowiedziała. Jak widać, niektórzy nigdy się nie zmienią.
AleksanderV Odpowiedz

Dorosłość to odcięcie się od judaszy za wszelką cenę, nie nadskakiwanie im.

Ebubu

Dorosłość to umiejętność radzenia sobie z judaszami - czasami nie da się od nich całkowicie odciąć.

Vito857 Odpowiedz

Dziwię się, że jej nie naplułaś w twarz na ulicy.

Kotkot Odpowiedz

W sumie w takiej sytuacji mogłaś zacząć ją na prawdę nękać. Skoro i tak wszyscy myśleli że to robisz 😂

wsiowy Odpowiedz

Zajadła ty i pamiętliwa jak córka naszego sołtysa.
35 roków i pięć dziecisków porodziła ale do młynarzówny się nie odzywa od 30 lat bo tamta jej narwanej koniczyny i pokrzyw dla kurek podebrała.

My się już nawet przy bimbrze z tego nie śmiejem.

Lunathiel Odpowiedz

Dzieciaki są czasem wyjątkowo głupie. Nic na to nie poradzimy, tak po prostu jest. No bo sorry, ale jaka normalna, ogarnięta osoba uwierzy notorycznie kłamiącej dziewczynie w to, że akurat ta jedna, nieśmiała, cicha osoba, jakimś cudem ma na tyle odwagi i tupetu, żeby regularnie ją wyzywać i się nad nią znęcać? Podobno wszyscy wiedzieli, że twoja "koleżanka" jest kłamczuchą, więc czemu jej w to wierzyli? Fuck logic, co nie :')

Przykro mi, że nie miałaś siły się im postawić. Wiem jak takie rzeczy potrafią siedzieć w psychice. To strasznie kijowe, że całe kształtowanie się naszych charakterów, uczenie się życia w społeczności, przypada właśnie na ten najbardziej pierdołowaty okres, który spędzamy w szkole, wśród losowych, często wybitnie wrednych, nie-uspołecznionych osób :')

Lunathiel

A, jeszcze jedna rzecz. Osoby takie jak ta dziewczyna, które nałogowo kłamią, zwykle rzeczywiście są zaburzone. Chodzi o kłamanie nie tylko kiedy im to serio pomoże (np. zrzucenie swojej winy na kogoś innego), tylko wymyślanie historyjek dla rozrywki, zwrócenia na siebie uwagi, podziwu albo współczucia (np. zmyślając ciekawe fakty o sobie, wmawiając ludziom że cierpi się na poważną chorobę, albo obgadując innych żeby namieszać w ich relacjach). To tak zwana mitomania albo patologiczne kłamanie. To nie jest sklasyfikowane zaburzenie czy diagnoza sama w sobie, a bardziej symptom występujący zwykle u osób z różnymi zaburzeniami. Nie ma jednej konkretnej przyczyny i sposobu leczenia, ale jest to realna, istniejąca rzecz, która świadczy o jakichś brakach i problemach w życiu owej osoby - warto wziąć to pod uwagę przy ocenie kogoś takiego :')

Także, to co zrobiła ta dziewczyna zdecydowanie zasługiwało na karę. Ale wiem też, że ona również na pewno nie była wtedy szczęśliwa - gdyby była, nie czułaby potrzeby zmyślania takich bzdur. Przykre to, po prostu. Najbardziej przykre chyba to, że nikt z rodziny nie próbował ukrócić jej krętactwa. Bo gdyby postarali się jej pomóc i ochrzanili już po pierwszym odkrytym kłamstwie, to może przeszłoby jej to z wiekiem (bo u małych dzieci takie zmyślanie jest jeszcze naturalnym zachowaniem i można z czasem je naprostować). A takie pobłażanie jej i olewanie problemu, to chyba najgorsze co mogli zrobić 😐

HellBlazer Odpowiedz

Czasem przemoc jest konieczna.
Skoro tak bardzo chciała być szykanowana, że sama to robiła to zrobiłbym to o czym mówi. Gwarantuję, że miałabyś spokój.
Ona zwyczajnie wybrała Cię jako ofiarę.

ad13 Odpowiedz

Może tak długo wmawiała to wszystkim, że w końcu sama uwierzyła.

Dodaj anonimowe wyznanie