#bfeMv
Do moich zadań należało sprzątanie sal, podawanie obiadów i innych posiłków (przynoszenie ich na stolik, ponieważ na tym oddziale większość osób jest leżących), utrzymanie czystości na korytarzu i w toalecie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że wyżej opisane obowiązki były tylko teorią, w praktyce wyglądało to znacznie gorzej. Od samego rozpoczęcia dwunastogodzinnej zmiany biegałam z kaczkami i podsuwaczami, na korytarzu było słychać dzwonek za dzwonkiem, a panie pielęgniarki miały, krótko mówiąc, wyje*ane. W porach posiłku chodziłam od sali do sali i pomagałam starszym ludziom zjeść. W wielu przypadkach nie potrafili oni nawet utrzymać widelca czy łyżeczki, a mi było ich po prostu żal. Pielęgniarki w tym czasie zajmowały się swoim posiłkiem, nie interesowało ich to, że ktoś może zostać głodny, bo sobie najzwyczajniej w świecie nie poradzi. Często gdy nie zdążyłam komuś pomóc, zabierały po prostu pełną tacę jedzenia, jak gdyby nigdy nic, i udawały, że nic się nie stało. W wielu sytuacjach nie były skłonne podać pacjentce nawet wody, żeby mogła się napić, czy telefonu, żeby zadzwoniła do rodziny. Wiecznie zabiegane, zmęczone, a najczęściej po prostu siedziały w dyżurce i oglądały telewizor albo zajmowały się plotkowaniem. Kiedy ktoś z rodziny przyszedł pytać o stan zdrowia kogoś bliskiego, datę zabiegu albo czy nie potrzeba czegoś donieść, to wskakiwały na człowieka, że wieczne pytania, ile razy mają mówić, one nie są informacją turystyczną itd. Za to gdy po wypisaniu pacjenta rodzina przychodziła z kawą i ciastem – uśmiech od ucha do ucha. Średnio co dwie godziny potrafiły kogoś zrównać z ziemią bez przyczyny, a gdy wchodziły podać leki, szybko się zmywały, żeby nikt nic od nich nie chciał.
Z tym oddziałem wiążę swoje najgorsze doświadczenia i mam żal, że takie osoby nazywają siebie pielęgniarkami. Oddział ortopedyczny posiadał maksymalnie 3 pielęgniarki z powołania, miłe i uczynne, pozostałe to te opisane wyżej. Na innych oddziałach nie spotkałam się z czymś takim, panie były uśmiechnięte, sympatyczne i to one odwalały największą robotę. Ja wiem, że to praca męcząca i wymagająca, a także bardzo odpowiedzialna. Tylko że zawsze trzeba być człowiekiem i wykazywać trochę empatii, niektórzy po prostu nie sprawdzają się w tej roli.
Niektórzy ludzie, to po prostu życiowi frustraci. Nawet jakby te panie pracowały w świetnych warunkach i za cudownie wysoką płacę, to byłyby tak samo zgorzkniałe, jak są teraz.
Trochę tak i trochę nie. Często na początku pracy zawodowej człowiek ma poczucie misji i inne właściwości, które w jakimś stopniu rekompensują słabe warunki pracy. Ale jeśli po latach wielogodzinnej harówki nie stać go na godne życie, to przychodzi frustracja, która z czasem bardzo zmienia charakter człowieka. Do tego często z wiekiem przychodzą rozmaite choroby i dolegliwości, a ze zbyt małej pensji nie ma jak zadbać w takiej sytuacji dostatecznie o własne zdrowie, podczas gdy trzeba zajmować się zdrowiem innych.
Żal mi tych pacjentów.
Kiedyś będąc w szpitalu w sali obok leżało malutkie, około roczne dziecko. Mama tego dziecka miała 3 pozostałych dzieci i męża za granicą, więc niestety nie mogła być z dzieckiem w szpitalu. Dziecko było więc samo. Roczne dziecko, z wenflonem wbitym w rękę, samo w pokoju, w całkiem nowym miejscu. Dziecko było w szpitalu z powodu problemów z gardłem, jednak przez nowe miejsce i brak kogokolwiek obok cały czas płakało. Co robiły pielęgniarki będące obok? Oglądały TV, jedząc kawę i ciasteczka. Było ich kilka, każda zajęta serialem, podczas gdy dziecko dosłownie kilka metrów obok zdzierało gardło. Jedynymi osobami które się nim zainteresowały, byli studenci medycyny. Dziecku wystarczyła sama obecność kogoś, od razu się uspokajało. Zastanawia mnie czy naprawdę tak trudno zdobyć się na trochę empatii.
Yyy, ale takie małe dzieci nie zostają same w szpitalu. Zawsze obowiązkowo jest z nimi rodzic, albo opiekun. Nie wiem co to za szpital czy rodzice, że wogóle byli skłonni takiego malucha zostawić samego w obcym miejscu
Tutaj to się matka wykazała brakiem empatii. Co to za pomysł, żeby zostawić swoje dzieck same sobie w szpitalu. Co znaczy, że jej rodzina jest zagranią? Pojechała do nich? Mam nadzieję, że nie. A jeśli nie, to równie dobrze mogła zostać i zająć się dzieckiem.
Pattster wiele jest ludzi, którzy z różnych względów nie mają rodziny- czy jakieś bardzi poważne spory, czy tragiczny wypadek, czy po prostu pobyt w domu dziecka do pełnoletności. Nie zawsze jest tak, że ma się z kim zostawić pozostałe dzieci. Skoro miała jeszcze 3 dzieci, a męża za granicą, to co miała zrobić? Rozdwoić się? Czy ciągnąć pozostałą trójkę do szpitala, żeby jeszcze coś złapali? I nie piszcie, że zawsze jest rozwiązanie, bo znam kilka osób, które z różnych powodów są na tym świecie kompletnie same, znam również 2 rodziny, zdane tylko na siebie. Nie zawsze ma kto pomóc.
Niveam, pattser, a doczytaliście, że matka miała jeszcze trójke dzieci w domu? Jesli mąż był za granicą, to kto miał zostać z pozostałą trójką w domu? Nie każdy ma na miejscu rodzine, która jest skłonna zająć się dziećmi. Na pewno matce nie było łatwo zostawić roczne dziecko samo w szpitalu. Ale do wyboru miała zostawić dziecko w szpitalu, gdzie przynajmniej teoretycznie miał się nim kto zająć albo zostawic trójkę dzieci w domu bez żadnej opieki. Może zanim zmieszamy matkę z błotem zastanówmy się w jakiej sytuacji została postawiona.
@husky65 Ja nie mieszam matki z błotem. Powiedziałam tylko, że w szpitalach zawsze jest obowiązek zostania z tak małym dzieckiem. Nic złego nie napisałam, co by świadczyły, że obrażam matkę tego dziecka. Nie twierdzę, że zawsze jest wyjście z sytuacji. Ja bym przynajmniej wzięła i od rana do wieczora z tymi dziećmi siedziała w szpitalu gdybym nie miała z kim pozostawić pozostałych dzieci. To już jest zawsze coś. Starała bym się dostosować do sytuacji. Autorka też nie mówiła matce co się dzieje z jej dzieckiem, może wtedy by jakoś zareagowała. Ja mam jedno dziecko, więc nie zastanawiam się co bym zrobiła na jej miejscu, ale wtedy bym musiała kombinować.
mam pecha często spotykać zarozumiałe pielęgniarki: mądrzejsze od lekarza i samego Pana Boga, ostatni na ortopedii darła się taka na mnie, że mam siną nogę (w gipsie, krew się zatrzymywała), bo nie chodzę, a chodzić nie mogłam, gips od kostki po pół uda, jak tylko opuszczałam nogę w dół siniała, a lekarz wyjaśnił, że to częste w urazach ortopedycznych i brałam 2 miesiące zastrzyki przeciwzakrzepowe. O chodzeniu mowy nie było. I po co się wymądrzała... żałowałam, że po wizycie jej nie zwyzywałam, jak ona mnie
Kiedyś będąc w szpitalu, leżałam na sali z dwoma kobietami, wszystkie trzy byłyśmy po operacji. Rano, dzień po operacjach świeciło się światło w naszej sali a pielęgniarka przechodząc korytarzem zajrzala do nas i powiedziała żebyśmy światło zgasiły, wszystkie trzy byłyśmy leżące i jakiekolwiek ruchy sprawiały ból.
Nic nowego, tam gdzie ja pracowałam było to samo, dla większości nawet zgaszenie świateł było za trudne :)
W każdej pracy znajdą się takie osoby.
W zeszlym roku moja mama lezala na sali ze starszymi osobami i tez je tylko prowadzala do lazienki i karmila i podawala jak cos bylo potrzeba. Pielegniarki w dupie mialy.
Oj. Niestety miałam okazję przebywać na takim oddziale kilka lat temu jako 20-letnia dziewczyna. Oprócz mnie na sali były 3 panie po 70 roku życia i jedna ok 50 letnia kobieta. Niestety, po zabiegu nie mogłam cały dzień nawet głowy podnieść, żeby nie mieć powikłań. Pielęgniarek nie widziałam przez kilka godzin. Dzwonki nie działały. Jedyną osobą, która mi pomagała z wszystkim była ta 50 letnia kobieta, aż mi głupio było ją prosić o pomoc, ale nie miałam wyjścia. Dzięki niej dałam radę. Dzięki kobiecie ze złamanym kręgosłupem.
Moja mama jest pielęgniarką i gdy się uczyła, chciała bardzo pracować w przyszłości na oddziale pediatrycznym. Wszystko się zmieniło po praktykach, bo piguły stamtąd okazały się ta chamskie, że nie szło wytrzymać.
Rozumiem, ze sprawę zgłosiłaś? Dopóki ludzie nie poczują odpowiedzialności zeby takie sytuacje zgłaszać i szkalowac, dopóty w Polsce sie nic nie ma szansy zmienić.