#mdUvC
Miałam bardzo niewiele ubrań. Na tle zamożniejszych koleżanek było widać, że zawsze chodzę w tym samym. Przez cały czas liceum miałam trzy pary spodni, dwie pary jeansów i zielone bojówki, pamiętam je bardzo dobrze.
Zaraz po zdaniu matury wyjechałam pracować za granicę. Kiedy tylko stanęłam na nogi, a pieniędzy do pierwszego miałam aż nadto, zaczęłam kupować. Kupowałam ciuchy, buty, torebki, kosmetyki... Wszystko czego nie mogłam mieć jeszcze kilka lat wcześniej. Potrafiłam spędzić większość wolnych dni na zakupach.
Obudziłam się dwa lata później, uświadomiłam sobie ile wszystkiego mam podczas przeprowadzki. Niektóre ubrania wciąż miały metki. Samych par spodni i szortów naliczyłam ponad 50. Oczywiście nie zaoszczędziłam przez ten czas ani grosza.
Dziś mam zdrowe podejście do zakupów i nie muszę już sobie niczego rekompensować. Trochę żal mi pieniędzy wyrzuconych na "szmaty", ale z drugiej strony spełniłam marzenie tej młodej dziewczyny, która musiała dosuszać wieczorem jeansy na grzejniku, żeby mieć w co się ubrać do szkoły na następny dzień.
To nie są pieniądze wyrzucone na szmaty. Przecież możesz je bez problemu sprzedać. Są różne portale, juz nawet nie tylko olx ale i vinted, wiec sprzedaj i odzyskaj pieniądze :)
Nie wiem czy ktoś kupi rzeczy kupione kilkanaście - dwadzieścia lat temu, ale wątpię. Niby moda krąży, ale jak sobie przypomnę co się nosiło w latach 90' i 2000'... To chyba nigdy nie wróci, nie dokładnie w tej samej formie. Np. dzwony niby spoko, ale nie mega biodrówki które zjeżdżają z tyłka. Krótkie bluzki - ok, ale te nadruki w stylu pierwszych grafik komputerowych, często jeszcze z symilkami...po prostu nie.
Część rzeczy na pewno da się sprzedać, ale nie liczyłabym, że jakąś dużą część.
Mimo wszystko myślę, że warto spróbować ;)
nigdy nie odzyska tyle ile wydała na takich stronach. Już lpepiej zwrócic chociaz czesc w h&m gdzie masz 3 miesiace na zwrot
Przecież biodrówki które zjeżdżają z tyłka właśnie wracają do mody. Poza tym autorka nie pisze, że kupowała rzeczy w latach 90
Nie, nie wracają. Skąd ten pomysł?
A ja tylko czekam, aż dzwony powrócą do mody. Naprawdę je uwielbiałam.
Za granicą dzwony, bojówki i koszulki z nadrukami już od jakiegoś czasu robi furorę, tylko oczywiście są inaczej zestawiane niż kiedyś.
Autorka z szału zakupów otrząsnęła się po dwóch latach, więc trzy miesiące na zwrot to nadal będzie trochę mało ;) A z tego co rozumiem, od tego czasu znów minął dłuższy czas.
Autorka pisze o sobie "spełniłam marzenie tej młodej dziewczyny" - w kontekście czasu, kiedy była w liceum. Raczej by tak o sobie nie pisała, jakby minęło pięć lat.
Anahi, dzwony są w modzie, ale w skandynawii, tutaj miałabyś raj. Ja osobiście ich nie znoszę, ale tutaj co druga je nosi.
Hvafaen, bywam w Norwegii :). I z tego co widzę jest tam duża swoboda w ubiorze, co bardzo mi się podoba. Nie mam najlepszego gustu i jeśli akurat nie idę do pracy to ubieram obojętnie co i nie zastanawiam się czy już wyglądam jak klaun, czy na razie tylko bezguście 😂
PS. Odpisałam Ci pod wyznaniem jMJGJ, nt. holenderskiego i języków skandynawskich.
Tak, dokładnie. To też sprawia, że czuję się ze sobą lepiej, bo nikt mnie nie osądzi jeśli mam ochotę komfortowo się ubrać.
Ja miałam totalnie na odwrót. Oszczędzałam na wszystkim aż zdałam sobie sprawę, że wreszcie mogę sobie pozwolić na różne przyjemności, że mogę zacząć "żyć". Mimo wszystko muszę mieć jakieś konkretne oszczędności na koncie, na czarną godzinę, bo inaczej nie mogę się zrelaksować i zaczynam za dużo pracować.
Myślę, że nie jest to źle podejście. Z oszczędnościami zawsze masz zabezpieczenie. Lepsze to niż żyć od pierwszego do pierwszego i drzeć że strachu, że pojawi się jedną konieczność prywatnej wizyty lekarskiej i już chleba nie kupis
Podejście byłoby dobre, gdyby nie ta wzmianka o pracy i napięciu. Rozumiem to w 100%, bo gdzieś z tyłu głowy zawsze siedzi obawa, że zabraknie mi pieniędzy. Bardzo ciężko jest się zrelaksować. Jasne, życie od wypłaty do wypłaty nie jest fajne, ale wieczne drżenie o stan konta wykańcza.
Biedę ciężko wypędzić z mózgu.
Zgadzam się z Wami, można wygrzebać się z biedy, ale ona zawsze gdzieś w Tobie zostanie. Od 3 lat mam konto oszczędnościowe, gdzie co miesiąc automatycznie po wypłacie przelewa mi kasę. Te pieniądze są absolutnie nie do ruszenia, na czarną godzinę. I dzięki temu jestem spokojna, bo wiem, że cokolwiek by się stało kasa jest. Ale mimo wszystko górka na zwykłym koncie tez musi być. Takie zboczenie osoby, która zaznała ubóstwa... :)
A ja mialam jeszcze inaczej..kupowałam dużo ale jakiegoś totalnego szajsu z Chin albo secondhandow. Byle tylko miec duzo,ale nie drogo. W polace tez nie było nas na duzo rzeczy stać. Ale jak zaczelam zarabiać to chciałam kupować a jednocześnie musiałam miec oszczędności...Do tej pory nie lubie kupować bóg wie jak drogich ciuchów, ale nie ograniczam się już do totalnej chinszczyzny ;)
"Przez cały czas liceum miałam trzy pary spodni, dwie pary jeansów i zielone bojówki"
What the fuck, ja mam 2-3 pary spodni zawsze (jak mam 2, to powoli rozglądam się za trzecimi, jak mam 3 to nic nie robię aż jedne mi się nie przetrą) i nie uważam, że to mało.
Ale ona chyba miała te 6 par przez całe 3 lata.
Z tego co zrozumiałam to były nawet tylko trzy pary.
Ja dokładnie tak samo. Nigdy nawet nie przyszło mi do głowy że to może być dla kogoś mało.
Kurczę, ja w szkole miałam może dwie pary spodni... nikt mi nie swracał uwagi.
w szkole moze troche wiecej, ale i tak lazilam w 2-3 parach na zmiane, wiec dzis tez mam 2 pary dzinsow i styka
mam manie kupowania sobie rzeczy w tym samym kroju o roznych kolorach... tylko to kurcze pozniej lezy, bo z 10 bluzek chodze w 2-3... i tylko sie gromadzi
w szkole to bardziej jak sie mialo cos nowego cyz modnego, to dziewczyny zwracaly uwage, nikt nie mowil, ze nosisz tydzien jedne spodnie
Nie rozumiem. Chodzisz 3-4 dni w jednych, a później w 3-4 w innych? To niehigieniczne i wyglądasz ciągle tak samo. Dochodzę do wniosku, że jestem jakaś inna, bo mam około 20 par spodni.
U nas w ogóle nikt nie zwracał uwagi na ciuchy (tylko na ładne ewentualnie) i komentarze leciały tylko wtedy, gdy ktoś po prostu śmierdział, ale też niekoniecznie.
A słyszałaś o sukienkach i spódniczkach? Co tym złego że wyglądam tak samo? Nie śmierdzę, nie chodzę brudna, co w tym jest złego?
Nic w tym złego, ja chodzę prawie cały czas w czarnych jeansach i nie widzę w tym nic dziwnego. Bardziej dziwi mnie, gdy ktoś mówi że ma 20 par spodni... ja nie mam nawet tyle miejsca szafie
Ja wyjeżdżajac na studia zabralam dokładnie 3 pary zwykłych spodni + jedne eleganckie. Nie wydaje mi się, żebym potrzebowała więcej.
A były to czarne, granatowe i typowo jeansowe, z czego czarne noszę najczęściej i nie wyobrażam sobie przez jakiś czas takich nie posiadać.
Kurna, 6 par spodni na trzy lata to nie jest tragedia. Jakby to były majtki, to jeszcze zrozumiem. Ale... co Ty robiłaś z tymi gaciami? Po pół roku były do kosza czy co?
3, nie 6.
Mi na przykład spodnie regularnie przecierają się w kroku i ulubione rzeczywiście starczają na pół roku.
Właśnie policzyłam moje spodnie - mam w sumie 7 par, z czego chodzę tylko w 3. Robię coś nie tak :D
Nie ma nic złego w tym, że chciałaś sobie trochę zrekompensować lata biedy. Ważne, że dzisiaj nie jesteś zakupoholiczką
Całkowicie rozumiem. Jak byłam nastką to nie nosiłam wysokich szpilek (nie jestem super wysoka, ale te kilka cm ponad przeciętną jest). Jak już miałam swoją kase, to kupowałam buty do stania (za bardzo nie dało się w nich chodzić). Teraz mi przeszło;) a co do twoich ubrań, to tak jak radzi Allapugaczowa, sprzedaj.
Ja miałam podobnie. Ze dwie pary spodni, kilka bluzek i cały czas chodziłam w tym samym. Do tego brzydkie tanie okulary. Miałam w szkole ogromne kompleksy. Do okularów zraziłam się na wiele lat i mimo wady wzroku minus trzy nie nosiłam ich w ogóle przez wiele lat po skończeniu szkoły. Nie byliśmy jacyś bardzo biedni ale matka nie chciała mi dawać pieniędzy na ciuchy. Czułam się gorsza od koleżanek ze szkoły. Żadnych sukienek, spódniczek nic. Nawet na randkę nie miałabym się w co ubrać, dlatego nawet wtedy nie szukałam sobie chłopaka ani nie chodziłam na żadne imprezy. Zresztą ja w ogóle miałam toksyczne dzieciństwo ale nie chce mi się teraz pisać. Acha i też mam manie kupowania ciuchów i ... książek.
Grzejnik? Piec kaflowy to coś magicznego. Aż żałuję że właśnie robią remont w kamienicy i już ich nie będzie.
Wiem że was to nie interesuje.
Też uwielbiałam piece kaflowe. Na ukrainie ich pełno i kojarzą mi się z takim ciepłym domem i radosnym dzieciństwem.