#mgzGb
Po skończeniu szkoły chciałam aplikować na ukochaną medycynę, oczami wyobraźni już widziałam siebie w zielonym chirurgicznym fartuchu. Ale matka mi ni z tego, ni z owego zakomunikowała, że nie będzie mnie utrzymywać. Ojciec ją poparł. Od dawna wiedzieli o moich planach, obiecywali wsparcie, a koniec końców zostawili mnie na lodzie. Popełniłam wtedy błąd. Zrezygnowałam ze studiów jakichkolwiek i poszłam do pracy. Bez kwalifikacji nie miałam jednak szans na coś "dobrego". Im częściej zaś słuchałam matki, tym mocniej wierzyłam, że więcej w życiu nie osiągnę. Dla świętego spokoju oddawałam jej większość swojej i tak niedużej wypłaty, reszta szła na moje osobiste wydatki. Marzenia, miłość, związki, rozwój... Zakopałam je w sobie głęboko. Tak mniej bolało.
Dopiero sześć lat temu coś się zmieniło. Nie wiem, czy to ja pękłam, czy po prostu dojrzałam do tej decyzji, ale zostawiłam dom za sobą. Znalazłam stancję, powoli zaczęłam odkładać niewielkie sumy co miesiąc. Wiecie, tak na zaś. Nowych znajomości jednak nie potrafiłam już nawiązywać i nadal nie umiem, lata domowej tresury wyrobiły we mnie lęk przed odrzuceniem i porażką.
I wiecie co? Moje marzenie o studiach medycznych odżyło powoli. Z jednej strony chciałabym bardzo spróbować, gdy sytuacja w kraju wróci do normy... Ale potem myślę sobie, że to przecież strasznie dużo czasu. Sześć lat studiów, kolejne tyle specjalizacji, a ja przecież nie jestem w wieku studenckim. Boję się, że dla mnie za późno, że nie ma już sensu próbować. To marzenie było moim życiem, a teraz... Nie wiem co z nim zrobić.
Jestem studentką drugiego roku medycyny, też miałam po górkę, tata zaczął pić jeszcze jak byłam dzieckiem, okres liceum to był dramat. Matura nie poszła mi tak jak chciałam, nie dostałam się. Poszłam do pracy, ale po dwóch latach marzenie wygrało, złożyłam papiery i udało się te moje marne ponad 80 procent wystarczyło. Co prawda dostałam się do uczelni na drugim końcu Polski, ale to nie ma znaczenia. Pod górkę mam dalej, w zeszłym roku zaliczyłam kilka pogrzebów i bolesne rozstanie, zawaliłam rok. Martwię się, że skończę studia przed 30, nie wiem co zrobię gdy skończy mi się renta rodzinna już za dwa lata. Boję się, że zostane starą panną, bo często przez naukę brakuje na wiele czasu. Mimo obaw nie poddaje się tę parę lat w plecy nic nie zmieni, co z tego, że jestem starsza? Rok wyżej jest facet koło 40, pracował za granicą, odłożył na studia i całkiem dobrze mu idzie. Ta więc da się, trzeba tylko bardzo chcieć. Powodzenia, trzymam kciuki :-)
przestraszylas mnie teraz. Marne ponad 80 procent?
Ponad 80% jest marnym wynikiem? Szczerze sama mam plany iść na medycynę, ale wiem że nawet 80 nie dobije. Więc teraz nie wiem czy lepiej odpuścić, czy próbować.
Byly lata, ze te 80% bylo wystarczajace, zeby dostac sie na prawie kazda uczelnie medyczna. Z kolei jak ja zdawalam mature, to znajomi z ponizej 90% nie dostali sie w pierwszej turze nigdzie (na medycyne).
Mimo wszystko uwazam, ze warto probowac, ale tez miec jakis plan b.
Jezeli mysli sie o medycynie lub weterynarii to 80% jest marnym wynikiem. Przy 90% ludzie czesto sie nie dostaja lub dostaja sie dopiero w pazdzierniku.
Dokładnie, jest kilka tur. Wynik ok 90-80% daje ci wejście na pierwsze listy. Jeśli wyniki są trochę niższe, trzeba po prostu trochę dłużej poczekać, bo wiele osób dostało się np na kilku uczelniach jednocześnie i jak zabierają papiery, to zwalniają się miejsca. Sam znam osobę, która z wynikiem nieco ponad 80% z jednego przedmiotu i niecałe 70 z drugiego z powodzeniem się dostała w jednej z pierwszych tur, więc różnie bywa.
Duzo zalezy od uczelni, od liczebnosci rocznikow i trudnosci matury. Są lata w ktorych jest latwiej sie dostac a sa lata w ktorej jezt duzo trudniej.
Dostać się to jedno, utrzymać się i dotrwać do końca, to jest dopiero sztuka.
Teraz od czasu nowej matury (2015) jest duża tendencja spadkowa, jeżeli chodzi o progi na medycynę. W zeszłym roku z wynikiem 80% biologia i 80% chemia można się było dostać WSZĘDZIE.
Dokładnie. Może te kilka lat temu rzeczywiście było to faktem, ale teraz wraz ze wzrostem poziomu matur progi z roku na rok systematycznie spadają. Także nie ma co się zniechęcać, tylko robić zadania i ćwiczyć pisanie pod klucz.
Jest tendencja spadkowa poniewaz poziom trudnosci matur z chemii, biologii i fizyki szybuje w gore. I to do szokujacego poziomu.
Spróbuj może się uda.
Nie trzaskaj się, na takich studiach można spotkać osoby ok 30-40 i nie jest to powód do zdziwienia, bo niektórzy po prostu trochę później odkrywają swoje powołanie albo właśnie z powodu różnych sytuacji losowych były zmuszone porzucić swoje marzenie i dopiero po jakimś czasie decydują się o nie zawalczyć.
mam 34 i studiuje, co prawda nie medycyne, ale nigdy nie jest za pozno
kolezanka z roku ma chyba 42
U mnie na roku było parę osób, którzy zaczęli studia mając już ukończone inne. Byl nawet jeden chłopak który zaczął mając 34 lata. Jeśli masz pieniądze na utrzymanie siebie przez czas studiów a jest to twoje marzenie uważam że warto je spełnić
Mój sąsiad został lekarzem w wieku 45 lat. To były jego 2 studia i prawdziwa pasja. I był wspaniałym lekarzem. Tak ze trzymam kciuki
Leć ptaszyno, spełniaj marzenia.
Kobieto idź na te studia. Nigdy nie jest za późno na marzenia. Życie cię nie rozpieszczalo bo tak naprawdę ktoś inny nim kierował. Teraz uwolnilas się od rodzicow więc spróbuj żyć po swojemu według swoich zasad, ambicji i marzeń. Trzymam kciuki !
Nie jest za późno. Walcz o marzenie i aplikuje na studia. Potrzeba nam dobrych lekarzy. Życie masz jedno, więc nie zmarnuj go
A co lepszego możesz robić w tym czasie, hm? Idź po swoje marzenie
Nie poddawaj się po raz kolejny. Idź i walcz o swoje!