#oZ7zV
W podstawówce mieliśmy konkurs piosenki. Każdy wylosował karteczkę z tytułem piosenki, a potem miał się jej nauczyć i zaprezentować przed jury i resztą uczestników. Tak więc wylosowałam właśnie ten utwór, którego totalnie nie znałam. Poprosiłam koleżankę o przepisanie mi tekstu skądś tam (to były lata 90., więc internet to człowiek widział na amerykańskich filmach i u bogatych sąsiadów). Załatwiłam sobie nawet kasetę z podkładem, takim amatorskim, jak na karaoke.
Nie wiem dlaczego się zgłosiłam do konkursu, bo totalnie nie umiałam śpiewać i nauka całego wykonania zajęła mi bite dwa tygodnie.
Przyszedł dzień konkursu, moja kolej, dumnie wychodzę i przed całą zgrają dzieciaków śpiewam: „Mięso nad progiem, krzesło i drzwi...”.
Ludzie prawie padli na atak serca ze śmiechu, a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Uciekłam z sali do biblioteki i opowiedziałam wszystko pani bibliotekarce, która dopiero mnie oświeciła, że zamiast słowa „mięso” powinna być „lampa”.
Koleżanka śmieszka dla jaj mi to słowo zmieniła...
Zupełnie jak jakieś talent show, gdzie śpiewa osoba, która nie zna tekstu piosenki, nie posługuje się danym językiem i nauczyła się wszystkiego ze słuchu. A potem występuje i robi z siebie idiotę publicznie.
To nie była twoja koleżanka
zabawne jak zapalenie pęcherza