#uZyr2

Są we mnie dwa wilki - ten dobry i ten zły.

Wilk dobry: mimo stosunkowo młodego wieku należę do czołówki onkologów dziecięcych pewnej specjalności/specjalizacji. Jestem pochłonięty pracą od godziny 8 rano do 8 wieczorem. Często pracuję również w weekendy - pobierając wynagrodzenia, które nie są wysokie. Jestem uważany za osobę, która bezbłędnie rozpoznaje symptomy nowotworowe, która potrafi rozpoznać wczesne stadia wszelkich zmian prowadzących do pełnego obrazu klinicznego "raka" u małych pacjentów. Moja skuteczność już dawno przekroczyła 95% rozpoznań, włączając bardzo rzadkie przypadki. Miesięcznie diagnozuję nawet kilkaset nowych przypadków. Teoretycznie daję nadzieję na pełne wyleczenie, a przynajmniej na wydłużenie nadziei. Jestem w tym naprawdę dobry - dodatkowo ludzie uważają mnie za "anioła" - zawsze kładę dzieciaki ponad wszystko - potrafię przyjechać do kliniki w nocy, aby tylko pomóc, pracuję nie do godziny 16, a do końca kolejki. Nigdy nie wziąłem nawet czekolady od rodziców małych pacjentów. To na tyle dobrego wilka.

Zły wilk: moją największą radością jest obserwacja rodziców, kiedy przekazuję im informacje o chorobie nowotworowej ich dziecka. Uwielbiam patrzeć na ich ból i łzy. To jest coś, dla czego żyję. To jest coś, co motywuje mnie do jeszcze lepszej i bardziej skutecznej pracy w diagnostyce/histopatologii. Udając współczucie patrzę z pełnym szczęściem na ich łzy i niedowierzanie. Pocieszam, choć w głębi się cieszę.
meeeeen Odpowiedz

Dawno nie czytałem wyznania w którym osoba wymyśla sobie historyjkę na temat wykształcenia w której jest tyle nieścisłości.
Jakiś nastolatek, za bardzo się naoglądał Dr House lub innych seriali medycznych i stworzył sobie wyobrażenie o pracy lekarza. 1. Kilkaset ( najmniej 190 dziecięcych pacjentów nowo zdiagnozowanych w ciągu miesiąca, czyli około 6/7 na dzień )
2. Autor pisze o RAKU czyli o nowotworze złośliwym wywodzącym się z tkanki nabłonkowej czyli wszelkiego rodzaju białaczki z tej klasyfikacji odpadają, a warto wspomnieć że dzieci często chorują na nowotwory złośliwe układu krwiotwórczego.
3. ,,Specjalność” vs specjalizacja nie wiem w jakim środowisku lekarze stosują te terminy wymiennie.
4. Niewysokie wynagrodzenia - hymm przy takiej ilości pracy? Przy pełnej specjalizacji i takich wynikach ? Okay, każdy ma inne pojęcie co jest ,,niewysokie” chociaż moim zdaniem tym zdaniem autor chciał zrobić z niego typowego bohatera z jedną wadą.
5. Moim zdaniem wyzwanie jest zmyślone. Typowa prosta do wymyślenia historyjka gdzieś bohater ma talent w jakiejś dziedzinie - tutaj diagnostyka ,,raków”. Autor specjalnie dodał do wyznania dzieci ( bo kojarzą się niewinniej, łatwiej im współczuć ) co było strzałem w kolano w kwestii wiarygodności, ( dorośli częściej zapadają na choroby onkologiczne, liczba kilkaset byłaby bardziej realna gdyby pisał jako onkolog ) swoją drogą absurdem jest, że jeszcze mówi o konkretnej dziedzinie co jeszcze zawęża możliwą ilość małych pacjentów. Także autor tylko chciał sprawdzić reakcje ludzi i zobaczyć co jest ważniejszej według nich szczera empatia czy skuteczność.
Fantazje, fantazje, fantazje. Wracaj do książek młody.

Wrodzonybrakkonczyn

1. Autor mógłby diagnozować 6/7 pacjentów dziennie, gdyby był onkologiem i patomorfologiem zajmujący się oceną histopatologiczną, a wtedy rzeczywiście taka jak 6-7 dziennie byłaby możliwa, gdyby mówić o wszystkich nowotworach u dzieci. Dodatkowo nie wiemy czy wypowiada się jako osoba pracująca w naszym kraju, a gdyby pracował w ośrodku o najwyższym poziomie referencyjności, To dlaczego by nie - wtedy jest to prawdopodobne. Oczywiście mówić „ja diagnozuję” jest tu pośrednie, ponieważ on ocenia, opisuje tkankę, podaje możliwe wywodzenie się tkanki zmienionej nowotworowo i podaje rodzaj nowotworu, ale tak też często się mówi „ja diagnozuję”, mimo że większości tych pacjentów na oczy nie widział.

2. W społeczeństwie mocno zakorzenione jest, że rak=nowotwór. Mógł to zrobić jako celowy zabieg, szczególnie jeżeli by jednak w Polsce nie pracował - wtedy prosta droga do kalki językowej z angielskiego. Niby niewybaczalne dla osoby na takim poziomie, ale u nas na uniwerku jedna z najważniejszych osób w onkologii i patomorfologii w Polsce na swojej prezentacji napisała definicję mutacji jako „nagła zmiana w materiale genetycznym prowadząca do choroby”... jestem więc w stanie uwierzyć w wiele rzeczy.

3. Rzeczywiście się nie stosuje w środowisku, ale już do pacjentów jak najbardziej.

4. Nie mam nic do powiedzenia. Oprócz tego, że w swojej argumentacji popadasz w cherry-picking.

5. Tak, może być zmyślone, ale Twoja argumentacja nie jest wystarczająca by móc to stwierdzić, jest praktycznie żadna. Moją hipotezę o tym, jakoby mógł to być jakiś patomorfolog potwierdza druga część wypowiedzi. Sam koncept jednak jest bardzo chwytny, ale znam parę osób, przy których sam musiałem się zastanawiać „co Ty robisz na tych studiach”, gdy mówili mi dlaczego tutaj są. Uwielbiam przypadki osób, które poszły na medycynę, bo nie miały na siebie pomysłu. Z kolei współczuje osobom, które poszły dla rodziców, chociaż tutaj takich osób które się do tego przyznały jest niewiele.

Wrodzonybrakkonczyn

I kończąc. Nie jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić czy to wyznanie jest zmyślone, nie przez internet.

meeeeen

Okay, jeśli wystąpi jednocześnie wiele zmiennych ( pracowanie poza granicami kraju, posiadanie dwóch specjalizacji, celowe użycie niepoprawnych zwrotów, plus trochę nietypowe wręcz psychopatyczne zachowanie ) Jest to możliwe, ale bardzo bardzo grubymi nićmi szyte. Moim zdaniem mało prawdopodobne. Z resztą cyklicznie ludzie wrzucają tutaj zmyślone, zapożyczone z żartów/artykułów itd historie. Ludzie KŁAMIĄ nawet jeśli są ,,anonimowi”. W przypadku tego wyznania uważam, że jest ono zwykłą konfabulacją. Prawdę zna tylko autor. Przedstawione moje zdanie na ten temat jest tak samo subiektywne jak i twoje.

Chopparini

@meeeeen po nawiasie otwierającym i przed nawiasem zamykającym nie dajemy odstępu/spacji. Cy@

digoksyna Odpowiedz

W Polsce rocznie na nowotwór zapada 1100-1200 dzieci, a Ty sam rozpoznajesz kilkaset przypadków miesięcznie?
Piszesz o "raku u małych pacjentów" - nie wiesz, że raki stanowią mały margines wszystkich nowotworów u dzieci?
Wali ściemą.

Dispater

Czy te liczby pochodzą z pracy z 2009 roku? Jeżeli tak, mogą być nieco przeterminowane, bo odnotowuje się wzrost zachorowań w ostatnich latach. Pytam nie ze złośliwości, a ciekawości, bo nie odnalazłam żadnego aktualnego i jednocześnie rzetelnego opracowania.

Wrodzonybrakkonczyn

Ilość przypadków nowotworów złośliwych wśród dzieci(większość prac traktuje ten przedział jako 0-20 lat) wynosi około dwóch tysięcy. Biorąc pod uwagę również nowotwory łagodne dające objawy wymagające leczenia - mogłoby wyjść około kilkunastu tysięcy rocznie. Samą bezwzględną liczbę zachorowań wyliczyłem na podstawie ilości ludności w przedziale 0-20 podawanego przez GUS, mnożąc przez współczynnik zachorowalności na nowotwory złośliwe wśród tej grupy, podawany przez krajowy rejestr nowotworów. Sądzę, że są to całkiem obiektywne źródła informacji, na podstawie których można wyliczyć bezwzględną liczbę...

Co do określenia „mali pacjenci”- mógł mieć na myśli przedział wiekowy 0-18(a nawet 19-21), sam miałem styczność z pediatrami, onkologami dziecięcymi, którzy infantylizowali słownie swoich 17-letnich, a czasami i 19-letnich pacjentów, pisząc w kartach „17-letni chłopiec/19-letnia dziewczynka”. Poniżające, ale występuje. Może też występować z tego powodu, że poznają te dzieci w wieku lat 12-14, kiedy rzeczywiście można o nich mówić „dzieci”... i prowadzą ich leczenie nawet po tym, jak przejdą magiczną barierę wieku rozgraniczającą pacjentów na pediatrycznych i niepediatrycznych. Niektóre ośrodki robią tak właśnie z pacjentami, którymi zajmują się kilkanaście lat, aby nie robić zamieszania. Wymaga to szeregu pozwoleń, ale tak się robi.

Selevan1 Odpowiedz

Kilkaset przypadków miesięcznie? Mogłeś napisać że kilkadziesiąt, to może ktoś by się nabrał.

Chociaż czekaj, ludziom wiele nie potrzeba.

meeeeen

Dokładnie, wziął liczbę z kosmosu a ludzie wierzą...

Seven777 Odpowiedz

Pewnie nadal jesteś w liceum na biol-chemie.

BlueBlood Odpowiedz

Poćwicz pisanie opowiadań na inne tematy, prowokacja też marna, chociaż widzę, że kilka osób się niestety nabrało.

Stregesti Odpowiedz

Nie jestem przekonana, co do prawdziwości wyznania, ale jeśli, to co w związku z tym?
Przekazywanie złych wieści to nieodłączny element takiej pracy, jeśli to Ci sprawia radość i motywuje, żeby jeszcze bardziej przykładać się do diagnozy... To super, rób swoje dalej.

ZnowMnieZbanowali

czemu nie jesteś przekonana? w książce "mądrość psychopatów" było wspomniane, że jednym z najczęściej wybieranych przez psychopatów zawodów jest właśnie lekarz

Whiteknight

W co nie do końca chce mi się wierzyć, bo rozkład ilorazu inteligencji wśród psychopatów jest zbliżony do naszego, to po pierwsze. Po drugie, psychopaci mają problem z planowaniem i trzymaniem się postanowień, są raczej spontaniczni. Nie wyobrażam sobie wyboru tak długotrwałych i wymagających studiów jako pierwszego, który przyszedłby na myśl większości psychopatów i którego by się trzymali.

Nie doczytałem Duttona do końca, bo zirytowała mnie gloryfikacja psychopatii. Kojarzę artykuły na temat tego, że sporo psychopatów znajdziemy w zawodach zaufania publicznego i uważam, że bycie księdzem, nauczycielem lub biznesmenem może być dla nich pociągające ze względu na możliwość kontroli, wywierania wpływu, dostęp do tajemnic czy pieniądze.

Sądzę, że "wysoko funkcjonujący psychopata" mógłby być świetnym lekarzem, na przykład chirurgiem (brak lęku i empatii działa na jego korzyść w przypadku tak delikatnej pracy) i że wśród lekarzy może być nadreprezentacja psychopatów. Ale nie implikuje to stwierdzenia "jednym z najczęściej wybieranych przez psychopatów zawodów jest lekarz". To tak, jakby stwierdzić, że skoro 20% odnoszących sukcesy pisarzy boryka się z depresją, większość osób z depresją zostaje odnoszącymi sukcesy pisarzami.

Poza tym, sadyzm =/= "psychopatia".

Achnoniewiem Odpowiedz

Ale ściema

egzemita Odpowiedz

Lekarz by czegoś takiego nie napisał.Nie dlatego że lekarz nie może być zły - może , ważne żeby był skuteczny. Dobry chirurg czasem wygląda jak rzeźnik i jest chamowaty. Ale ten onkolog ma niezwykle rzadką specjalizację i obawiałby się zdemaskowania i kompromitacji.

fcklogic Odpowiedz

Phi. Ginekolog pracujący nawet w kilku miejscach potwierdza badaniem może jedną lub dwie ciąże dziennie. Choć to bardzo " popularny " powód wizyty lekarskiej. Kilkaset miesięcznie to jest nawet niemożliwe. NFz nie ma kontraktów na taką liczbe pacjentów.

Retiro Odpowiedz

Coś mi tu śmierdzi. Moja przyjaciółka też jest lekarzem i zapewniam was że ona nie ma czasu na anonimowe wyznania.

meeeeen

Czas zawsze można znaleźć, to akurat nie jest wytłumaczeniem. Ale mój ojciec jest onkologiem, co prawda nie dziecięcym, ale przyjmuje pacjentów prywatnie i państwowo w szpitalu. Nie da się mieć kilkuset diagnoz w ciągu miesiąca. Praca onkologa wiąże się też z leczeniem konsultowaniem starych przypadków ludzi którzy są już zdiagnozowani. Żeby miał takie wyniki musiałby konsultować dzieci przynajmniej w kilku/kilkunastu szpitalach i swoją prace jako lekarza zakończyć na samej diagnostyce. Bo uzupełnianie dokumentacji, prowadzenie leczenia czy zlecanie opieki paliatywnej itd, lub sam fakt tego że na oddziały onkologiczne czy do onkologa trafiają osoby które są miały tylko podejrzenie choroby nowotworowej. Opisany przez autora lekarz nie istnieje, a wyznanie jest ewidentnie pisane przez osobę która nie wiele ma wspólnego z medycyną.

Zobacz więcej komentarzy (12)
Dodaj anonimowe wyznanie