#vNrhF
Zaraz po liceum wyjechałam do większego miasta, by studiować i zarabiać. I to wtedy zaczęła się moja obsesja, która trwa do dziś. Uwielbiam patrzeć na domy innych ludzi. Gdy ktoś mnie do siebie zaprosi, wykorzystuję moment gdy pójdzie do łazienki albo kuchni i robię zdjęcia. Fotografuję meble, ściany, dywany, wszystko co wyda mi się ładne. A gdy moment się przedłuża, nawet wącham te przedmioty. Dla mnie pachną czymś pięknym, czystym, nawet jeżeli nie są nowe. Po prostu mam świadomość, że ich właściciel ma je tylko dla siebie.
Wczesnym rankiem potrafię wyjść na autobus, jechać w nieznaną okolicę i wpatrywać się w domy, zadbane ogrody. Tak samo gdy włączam komputer i patrzę na profile moich znajomych i ich zdjęcia. Niewiele obchodzą mnie oni sami, ale to co jest w tle. Szafa, żyrandol, tapeta na ścianie. Myślę tylko o tym, że mi nie było dane mieszkać w ładnym miejscu. Że wstydziłam się wprowadzić koleżanki w bardzo skromne progi, z wieczną brudną boazerią, dziurawymi dywanami, zepsutą toaletą. Że nigdy nie miałam chwili prywatności, bo w pokoju zawsze ktoś siedział. Z nauką musiałam czasami czekać do późnej nocy, bo siostry nie chciały być cicho albo chorowały. Nadal mam żal do rodziców, że tak było, chociaż wiem, że oni nie patrzyli na to w ten sposób. Ich wychowano w takich domach, więc co się nam może nie podobać?
Argument że 'ja tak miałam' prowadzi do dwóch skrajności: 'moje dzieci mogą mieć tak samo' albo 'moje dzieci będą miały na odwrót'.
W związku z tym przestrzegam Cię Autorko, gdy już będziesz mieć własne więcej niż jedno dziecko. Uważaj by nie wpaść w pułapkę 'to twoje własne, nie musisz sie dzielić'. Nie popadaj w skrajności, trochę prywatności i trochę wspólności jest dobre.
Całe życie mieszkałam z mamą w kawalerce i niby jakoś było. Jakoś. Akurat to nie wina mojej mamy bo miała mnie jedną, a ojciec się wypiął i wyszło jak wyszło. Ale pamietam tę ulgę gdy wyjechałam na studia i byłam w pokoju sama... wolność, prywatność. No, ale 5 dzieciaków w jednym pokoju (zakładam, że różnej płci i w rożnym wieku) to hardkor. Chyba wcale nie miałam tak źle ;)
Moja mama mieszkała ze swoją siostrą w pokoju praktycznie do studiów i powiedziała mi kiedyś, że przysięgła sobie, że każde z jej dzieci będzie miało osobny pokój, bo ona nienawidziła tego dzielenia się przestrzenią.
Współczuję autorko.
Moja miała opinię podobną do rodziców autorki. Ona dzieliła pokój z siostrą to ja też mogę i szczerze mówiąc to był zły pomysł. Ostatnio nawet zrobiła mi niespodziankę i zrzuciła mi siostrę na głowę na miesiąc. Bo przecież to szansa na polepszenie kontaktów i nie wie dlaczego mam do niej żal.
I co, mieliście osobne? ;-)
ja rowniez
zadnego zapraszania koolezanek, bo brat zawsze w pokoju i robi mi obciach
mowilam rodzicom? to jego pokoj ma prawo tam siedziec
mielismy 3 pokoje, ale nie ja z bratem w 1, bo rodzice chcieli miec salon
Arty jak to zrzucila siostre? przeciez nikt ci nie kazal jej przyjmowac zwlaszcza jesli mieszkasz juz na swoim
Nie przesadzajcie, 2 osoby w pokoju to nie jest tragedia.
Dla niektórych jest tragedia, problemów się nie porównuje xx
Owszem, zgadzam się. Ale to nie jest żaden problem, raczej norma. Ktoś mieszka w pokoju sam, a ktoś z rodzeństwem (tylko 1 przecież). Tak było od zawsze.
Czekam na wyznanie osoby z traumą spowodowaną mieszkaniem w bursie lub akademiku... Tam to dopiero są okropne warunki. Ze 3 osoby w pokoju, koszmar.
Tylko że norma też może być problemem ;)
Nata. Y Pakistanie normą jest wydawanie 10 letnich dziewczynek za mąż. To też według ciebie nie jest problem?
Dlatego jestem stanowczo przeciwna zakładaniu dużej rodziny, gdy nie ma się do tego warunków. To, że rodzice wychowali się w takich domach nie znaczy, że ich dzieci też muszą być w ten sam sposób wychowywane. Bardzo Ci współczuję, autorko.
Moja przyjaciółka pochodzi z takiej wielodzietnej rodziny, gdzie z pieniędzmi nie było super i w kilka osób spali w jednym pokoju. Po dwie osoby w łóżku. Praktycznie wszystko było wspólne, starsi pomagali w opiece nad młodszymi. Tylko to była kochająca rodzina, poświęcano czas każdemu dziecku, dbano o jego potrzeby i rozwój. Wszyscy są już dorośli. Rodzeństwo ma ze sobą super kontakt, autentycznie przyjacielski. Każde jest dobrze wykształcone z fajną pracą. Pozakładali swoje rodziny. U nich w domu jest taka atmosfera, że za dzieciaka mnóstwo osób zwalało się do nich spać :)
jasnosc - wątpię, ale 30-40 lat temu były trochę inne czasy :) Ludzie mieli też inne potrzeby i dwie zwykłe pensje wystarczały na więcej niż dzisiaj.
Oo, znam to. Mialam podobnie, tylko ja mam dwojke rodzenstwa, w dodatku przez dlugi czas nie mialam nawet wlasnego lozka! Dopiero gdy brat sie wyprowadzil, to sie zmienilo. Nasze mieszkanie bylo okropne, bo ojciec mial wyjebane i nie lubil robić nic w domu, a na fachowcow nie bylo nas stac. I mam podobnie jak ty, kiedy jestem u kogos - nie robie zdjec i nie wacham cudzych rzeczy, ale rozgladam sie, rejestrujac kazdy szczegol :) I bardzo lubie patrzec sie ludziom w okna, zwlaszcza wieczorem, kiedy maja zapalone swiatlo i nie zasloniete zaslony. Wyobrazam sobie wtedy jak fajnie i czysto maja w domu :)
Mam 5 kuzynów, którzy są rodzeństwem i też mieli tylko jeden pokój dla siebie. Spali po 2 osoby w łóżku, a najmłodszy musiał je dzielić z babcią. A co do patrzenia jak mieszkają inni, to też uwielbiam oglądać czyjeś mieszkania :D
To chore by dziecko nie miało nawet 2m^2 dla siebie. Tak ciężko każdemu zrobić zasłonkę odgradzającą łóżko i chociaż jedną szafkę w biurku na klucz? Żeby tego nie zrobić trzeba mieć coś z głową, lub patologicznie mało miejsca... Nawet dziecko potrzebuje czasem pobyć samo ze sobą
Tak jest, jak rodzice maja niestety socjalistyczne zapedy. Wszystko dla wszystkich, zawsze i wszedzie. Moi podobnie mieli. Bo tak i juz.
Moje mieszkanie rodzinne to było 25m2, gdzie mieszkałem z rodzicami w jednym pokoju. Miałem kąt we wnęce zasłonięty parawanem, 3,8m2. Ani kolegów zaprosić, ani dziewczyny. Moja jedyna prywatność to była ta w głowie, bo nie mogłem się nawet odciąć i odseparować, zamknąć w pokoju, głośniej zachować. Jak już mam swoje to cieszę się każdą minutą spędzoną w samotności, w pokoju, przy komputerze, gdzie nikt i nic mnie nie rozprasza. Z radością nawet wracam do wiecznie pustego mieszkania, bo mogę robić co tylko chcę. A znajomych zapraszam bardzo często, po wielu latach takiego krycia się w kącie jestem bardzo gościnną osobą.
Miałam pokój z 2 lata młodszym bratem. Pokój byl duży można było z niego zrobić 2 małe, ale nie chcieliśmy:) każdy miał swój kawałek podłogi, swoje łóżko, swoje biurko. Nie wspominam tego źle.
@OnaKari Co innego wspólna przestrzeń, a co innego nic własnego.