W wieku 8 lat wpadłam z kuzynką na genialny pomysł... Zrobimy konkurs na najbardziej śmierdzącą miksturę. Kuzynka pomieszała patyki, błoto, liście itp. z nadzieją wygranej. Jednak to moja mikstura okazała się zwycięską... Tak się akurat złożyło, że miałam ochotę wyjść za potrzebą. Domyślcie się co się znalazło w mojej miksturze. I tak oto stałam się zwycięzcą.
Błoto, liście, patyki i tajemniczy składnik G dodał odpowiedniego aromatu, który zagwarantował mi pierwsze miejsce.
Nie bójcie się eksperymentować. Obecnie pracuję w laboratorium i analizuję żywność.
Veni, Vidi, Vici!!!
Dodaj anonimowe wyznanie
Od mikstury z gównem do analizy żywności...
... Nie wiem czy to poszło w dobrym kierunku :D
Przecież gówno to skutek analizy żywności przez nasz układ pokarmowy 😉
lepiej tak niż od analizy żywności do mikstury z gównem :D
Taki film puszczony od tyłu....
Ahh, też za dzieciaka robiłam z przyjacielem różne dziwne mikstury, zgarnialiśmy głównie składniki z podwórka (roślinki, kupa też nieraz wpadła), z kuchni (ostre przyprawy, proszek do pieczenia itd) i garażu (bywało, że znaleźliśmy benzynę albo jakieś smary)... A efekty bywały różne, najczęściej przez sodę oczyszczoną te ohydne paciaje buzowały i chciały uciec ze słoików, jeden mocno zakręcony z hukiem nam rozsadziło, piękne wspomnienie, haha ;)
Gówniane te twoje wspomnienia z dzieciństwa....
Przesrane ma te wspomnienia
E tam. Ja za młodu, kiedy mieszkałam na wsi, robiłam "maść dla Bernasi". Bernasia miała widoczny problem skórny i non stop się smarowała jakimiś masciami właśnie. Ja jej nie lubiłam, obiecałam jej specjalną maść, w której były różne okropne rzeczy: pokrzywy, osty, grzyby, stary, spleśniały kompot z wiśni, w mieszance wylądowała też martwa jaszczurka. To wszystko stało na podwórku zamknięte w słoiku przez ponad trzy miesiące, od maja do końca sierpnia. Co jakiś czas słój był otwierany, żeby wszystko zamieszać. Po tych trzech miesiącach już nie dało się odróżnić, co jest czym, a cuchnęło niesamowicie... Niestety któregoś razu ojciec wjechał w ten słój autem i go rozbił, więc moja praca poszła na marne i Bernaśka nigdy nie dostała swojej maści :/
Wyznania zamieniają się powoli w Anonimowe Centrum Gówna...
W dupę se wsadźcie takie opowiastki!
Lepsze gówno niż kolejna smętna historyjka o gwałcie/molestowaniu w dzieciństwie/prześladowaniu w szkole
@TurnDownForWAT serio?
Ja robiłam "trutkę na Kobusów" - dzieci sąsiadów o tymże nazwisku. To było moje hobby przez jakieś 2 lata. Pewnego dnia wpadłam na fantastyczny pomysł, że napoję ich zatrutą herbatką, którą moja mama zawsze podawała do kanapek... Tak. Nasrałam do czajnika...
Moje dzieciństwo było chyba biedne pod tym względem, bo ja tylko woda, rośliny i piasek.