#8SzpY
13 lat później.
Dwie kreski na teście. Tego dnia zrobiłam ich 7! Nigdy nie zapomnę, jak płakałam wtedy ze szczęścia. Telefon do męża do pracy, pół godziny później jest w domu. Płakaliśmy razem, nosił mnie na rękach, skakaliśmy ze szczęścia. Lekarz ciążę potwierdził, wszystko jest dobrze, a ja zaczęłam wybierać dziecku już studia... Ciąża rozwijała się prawidłowo, synek miał się urodzić 18 września. Z mężem załatwiamy papiery dzięki znajomym do pracy, że ciąża niby zagrożona, przez co mogłam już w trzecim miesiącu przestać do niej chodzić, a my byliśmy jeszcze bardziej spokoji o nasze dziecko.
1 czerwca
Jakie to wspaniałe, jak czujesz, jak twoje dzieciątko się w tobie porusza. I ten spokój, to uczucie spełnienia, że po tylu latach wylanych łez i starań będziesz mamą.
Tego dnia szłam do lekarza, niedaleko, 20 minut na piechotę od naszego mieszkania. Przejście dla pieszych, zielone światło, przechodzę i... budzę się w szpitalu. Mąż siedzi przy mnie, niby nie płacze, ale oczy ma zaszklone, w tych oczach widziałam odpowiedź na pytanie, którego nie zdążyłam jeszcze zadać. Dziecko nie żyje... Tyle lat... tyle czekania, płaczu, nerwów i pieniędzy, i ta radość, gdy na teście pojawiły się te dwie kreski... To szczęście spier****ł mi jakiś gówniarz, który przejechał przez przejście dla pieszych, jakby był na autostradzie. 3 lata w zawiasach, tyle to kosztuje... Moje dziecko... Dziś by miało 6 lat.
Kocham Cię, Filipku, dziękuję, że choć przez chwilę mogłam poczuć jak jest nosić Cię pod sercem.
To straszne co was spotkało. Mam nadzieję, że poza zawiasami gówniarz został obciążony kosztami twojego leczenia i dostałaś odszkodowanie. Wiem, że pieniądze nie wynagrodzą straty ale na pewno pomogłyby w czasie żałoby.
@BuldogFrancuski równie dobrze mogła nie wychodzić tamtego dnia z domu, mogła nie zachodzić w ciążę, mogła.. mogła.. mogła... To się już stało i to co mogła autorka wtedy zrobić nie ma w tej chwili najmniejszego znaczenia. To się stało i tego nie cofnie, a rozpatrywanie 'co by było gdyby..." niesie tylko więcej bólu.
Aż nie wiem co powiedzieć… bardzo wam współczuję. Czy zastanawialiście się z mężem nad adopcją? Większość ludzi potrafi pokochać takie maleństwo jak swoje biologiczne.
Na "maleństwa" jest najwięcej chętnych i najtrudniej dostać. Adopcja super pomysł, ale lepiej jakby pomogli komuś bez większych szans na nowy dom - np. 10 czy 12 łatce.
Myślę, że to głęboka nadinterpretacja mojego komentarza bądź zwykłe czepialstwo. Nic nikomu nie proponuję, a już na pewno nie twierdzę, że to rozwiąże wszystkie jej problemy. Bliska mi osoba trzy razy poroniła, w końcu zaadoptowali 2letnią dziewczynkę i są szczęśliwą rodziną. Nigdy nie nazwałabym dziecka z domu dziecka zamiennikiem, okropne słowo w tym znaczeniu.
Zamiennika? Mówisz tak, jak gdyby bezdzietne życie w żałobie aż do końca było lepsze, niż "jakieś tam" adoptowane dziecko, które może być tylko zamiennikiem, jakby było jakąś rzeczą
Ale w czym moje pytanie jest bolesne? Jak pytanie o inną drogę w celu spełnienia marzenia o dziecku (co pomogło wielu ludziom z podobnymi przejściami) może zostać porównane do nieczułego stwierdzenia „zrób następne”?
Naprawdę próbuję zrozumieć Twój tok rozumowania, ale mi nie wychodzi. Mam wrażenie, że jakaś teoria wpadła Ci do głowy, nie przemyślałaś i teraz ciężko wybrnąć.
Ps. Założyłaś, że mam dziecko (od razu biologiczne???), bo wpisując szybko nick wpisałam postać z bajki? Jak dobrze, że jednak nie wybrałam „rudymorderca”, też chodził mi po głowie.
Wszystko zależy od tego, jak to ująć i ile czasu minęło od tragedii. Moim zdaniem można delikatnie zapytać, czy para planuje ponownie zachodzić w ciążę po jakimś czasie. Tak samo można spytać, czy adopcja wchodzi w grę. To nie jest "co tam, po prostu se adoptuj", tylko pytanie o jedną z opcji - nie opcji zastąpienia zmarłego dziecka, tylko opcji wychowania dziecka. Jeżeli nie da się biologicznie, to można adoptować. Ba, są ludzie, którzy mają dzieci i biologiczne, i adoptowane.
Nie przejmuj sie tą pirattomi, ona jest znana z tego, że bez powodu ma ból dupy o wszystko. Ją powinno się zamknąć w psychiatryku albo najlepiej zutylizować.
Wiesz, ja nie tyle co się przejmuję (chyba za twardo stąpam po ziemi, żeby przejąć się obcą osobą i to jeszcze w internecie), co jeśli ktoś zarzuca mi, że moje pytanie było słabe, to próbuję zrozumieć skąd ten pomysł. Ból dupy zauważyłam od początku, ale skądś on się bierze. Żal mi osób, które są tak nieszczęśliwe, że próbują wylewać to wszystko w internecie, ile frustracji i smutku musi być w takim człowieku.
Z resztą już kiedyś pisałam, że anonimowe bardzo się zmieniły, jestem tu prawie od początku, ale pod innym nickiem. Teraz, gdy wrzucają stare wyznania i widać stare komentarze, można porównać jak ludzie komentowali i reagowali kilka lat temu, a jak teraz. Życzliwość i uprzejmość zmieniła się w jad i chamstwo. Sytuacja w kraju i na świecie aż tak zmieniła nas w gbury i nieszczęśliwych ludzi?
Trzymajcie się....
To chyba jest zmyślone, bo nie ma takich "zawiasów". Maksymalnie to dwa na pięć.