#0C5x2
Zacznijmy od tego, iż przed wyjazdem obiecała nam przede wszystkim dwie rzeczy: że przez cały wyjazd nie wypali ani jednego papierosa i że co wieczór będą spokojne spacerki po starym mieście. Pierwszą obietnicę złamała już po godzinie od wyjechania spod szkoły. Do drugiej wrócę za chwilę.
Po pierwszej nocy w hotelu postanowiłem dokonać dwóch istotnych zakupów: odświeżacz powietrza (w kiblu tak waliło, że dłuższy pobyt tam groził śmiercią) i zatyczki do uszu (dla kolegów z pokoju, gdyż przez moje chrapanie nie mogli spać). Gdy zobaczyła co kupiłem, wydarła się na mnie, że odświeżacz kupiłem tylko po to, aby w pokoju zamaskować smród petów (ona myśli, że skoro ona pali, to i wszyscy dookoła niej palą), a zatyczki do uszu tylko dlatego, że dałem się zmanipulować kolegom (do dzisiaj nie wiem o co jej konkretnie chodziło).
Wracając do sprawy wieczornych spacerów. Gdy ona o nich mówiła, to zrozumieliśmy, że to będą spokojne, powolne spacerki, które pozwolą nam na chwile zadumy i pozwolą na lepsze poznanie starówki wileńskiej... chyba nigdy wcześniej się tak nie pomyliłem. Te spacerki to były forsowne marsze. Co wieczór szliśmy dokładnie tą samą drogą, szybkim marszem. Wychodziliśmy z hotelu (punkt A), szliśmy do jednego miejsca na starówce (punkt B), postaliśmy 5 minut max i wracaliśmy.
Dopiero 3 lub 4 wieczoru namówiliśmy ją na to, żeby chociaż na chwilę zajrzeć do jakiejś kawiarni. Babsko niechętnie się zgodziło. Było miło, kawa, herbatka, lody, deserek i pogaduchy.
W końcu baba dała rozkaz do wymarszu. No to my grupą idziemy w kierunku hotelu. Po 15 minutach zorientowaliśmy się, że wychowawczyni z nami nie ma. Postanowiliśmy, że zaczekamy na nią. Czekaliśmy 15 minut. Z każdą minutą mieliśmy coraz to lepsze teorie co się z nią stało. W końcu postanowiliśmy, że się po nią wrócimy.
Znaleźliśmy ją 5 metrów od kawiarni, wkurzoną oczywiście na nas. Powodem zamieszania była tabliczka nad bramą informująca, że w tym domu studiował Mickiewicz. Ona ponoć się darła, żebyśmy się zatrzymali (no chyba jedna z 30 osób by ją usłyszała gdyby tak było, a głos to ona ma donośny). Efekt: godzina policyjna, znaczy się nocna w hotelu od 21, zakaz wychodzenia z pokojów w czasie trwania ciszy nocnej (ona serio łaziła po korytarzu i patrolowała, czy my siedzimy w pokojach).
Mimo wszystko była jedna zaleta tej akcji: klasa zintegrowała się jak nigdy. A to wszystko dzięki wspólnej nienawiści do wychowawczyni.
Chore babsko.
Straszne rzeczy.
Każdy wiek ma swoje problemy.
Mi przykładowo przeciekają tena pantsy
On już jest na studiach, więc teoretycznie dojrzały człowiek ;P „miałem w liceum mocno porąbaną wychowawczynie”, bo za szybko chodziła i nie udało jej się zatrzymać wycieczki? Bo nie udało jej się rzucić papierosów i pilnowała młodzieży, żeby też nie zaczęli palić? Powiem tak: spotkasz w życiu jeszcze bardziej porąbanych ludzi