#1XfRy
Choć mocno się starałem, to kilka razy moja osoba stawała się postacią z zadania. Przed każdą matematyką oblewał mnie zimny pot, ale... w końcu nauka jakoś zaczęła wchodzić do głowy. Nigdy nie stałem się orłem, jednak w końcu zaczęły pojawiać się w dzienniku „mocne 3”, co było powodem do radości, a kiedy dostałem u niego pierwszą 4, to sprawdzian skserowałem i powiesiłem nad biurkiem jak życiowe osiągnięcie. Stres jednak nie mijał i do końca gimnazjalnej edukacji bałem się oddawać zeszyt do oceny (wpisy w stylu „to nie bawi nawet w podstawówce” nie były niczym dziwnym). Jednak w końcu udało się – bez żadnej poprawki ukończyłem szkołę. Rozpocząłem liceum i tam matematyka szła już w miarę gładko. Bez problemu łapałem trójki, bo stres minął, a wzory wykute ze strachu przed tamtym nauczycielem jestem w stanie wyrecytować o każdej porze dnia i nocy. Mogę nawet nieśmiało rzec, że liczby polubiłem. Trochę przymusowo, ale jednak. Tu historia mogłaby się zakończyć, ale okazało się, że kilka miesięcy po zmianie szkoły nauczyciel z gimnazjum odszedł do Lepszego Świata. Oczywiście na pogrzeb poszedłem. I nigdy tak nie płakałem jak wtedy. Ba, płakali wszyscy, a najbardziej ci, którzy mieli z matmą problemy. Nauczył nas; nas nieuków.
Kiedy ukończyłem liceum z dumnym 4 na świadectwie, pierwsze co zrobiłem, to pobiegłem na cmentarz. Pochwalić się i podziękować. Patrzyłem w czarno-białe zdjęcie nauczyciela, mając niemal pewność, że patrzy na mnie z góry, śmieje się i mówi: „No w końcu coś ci wlazło do łba”.
Od zawsze uwielbiam matematykę i wiem, że umiem tłumaczyć i uczyć. Zauważyłam to na początku gimnazjum, bo wielu znajomym tłumaczyłam biologię, chemię czy matmę. Od 3 lat daje korepetycje z matematyki i nie dość, że to łatwa kasa to naprawdę lubię tłumaczyć i uwielbiam to gdy widzę, że ktoś dzięki mnie zaczyna coś z niej rozumieć. Jestem na 3 roku studiów (nie matematyka) i niedawno naszły mnie wątpliwości, zaczęłam się zastanawiać czy nie zmienić kierunku na matematykę i akurat trafiam na takie wyznanie. Przypadek czy przeznaczenie? :D
U niektorych stres dobrze działa. Ja przez takiego nauczyciela opuszczałam szkołę ile się dalo. Miałam z matmy 3, w klasie byly osoby z 1, a to mnie się czepiala, bo jej kogos przypominalam! Dziekuję za takich zakompleksionych debili nie nauczycieli!
Według mnie mimo wszystko nauczyciel pod żadnym pozotem nie powinien tak traktować i upokarzać uczniów.
"traktować"? Kiedyś ludzie byli normalni i jak pojechało się im po ambicji to potrafili udowodnić na co ich stać i byli z tego dumni. Dziś oczywiście żadnego dziecka, przepraszam żadnej fleji, nie można przypadkiem obrazić bo przecież życiowa fleja się załamie, wpadnie w depresję, coś sobie zrobi... eh, szkoda gadać, te czasy schodzą na psy
Każdy ma inną granicę i inną odporność na stres. Podejście, że pojechanie po ambicji powinno działać na każdego to bzdura. Szczególnie jeśli chodzi o dzieci to niektóre sobie radzą lepiej pod stresem, a inne gorzej i to jest całkowicie normalne. Nawet niektórzy dorośli ludzie nie radzą sobie w stresie, bo po prostu są delikatniejsi. I to też w niczym im nie umniejsza, po prostu ludzie są różni. Zachowanie nauczyciela z wyznania jest zwyczajnie karygodne. To że autorowi ostatecznie na dobre wyszło, nie znaczy, że każdy jego uczeń miał te same odczucia, a jestem prawie pewna, że niektórzy znienawidzili przedmiot, bo nauczyciel stosował metody, które ich upokarzały. Ja bym się z pewnością zniechęciła przy takim nauczycielu, a ostatnie co bym o sobie powiedziała to to że jestem łatwo załamującą się życiową fleja czy tam innym nieogarem. Poza tym co to znaczy "przypadkiem" obrazić? Wydaje mi się jednak że używanie imion uczniów w zadaniach których treść była dla nich jawnie upokarzająca, to nie żadne "przypadkiem", a w pełni celowe działanie i z jasnym przekazem. Działanie, które trzeba potępić. Takie gadanie, że "teraz to już nie można nic nikomu powiedzieć" to często zwykła wymówka by komuś dopiec i mieć usprawiedliwienie jeśli go to dotknie, bo "coś ty taki delikatny". Jak chcesz kogoś obrazić albo upokorzyć... to tego nie rób. Języka nie urywa, bo się komuś czegoś nie powie.
Do komentarza użytkownika 'Anastriannna': a dlaczego dziś dzieci są delikatniejsze, nie radzą sobie z rzeczywistością i się załamują? Przez rodziców! Przez to że ci rodzice mieli w życiu ciężko chcą żeby im dzieciom nic nie brakowało i żyło im się lepiej, tylko że takim postępowaniem nieświadomie je krzywdzą. Wyręczają dzieci we wszystkim, nie uczą ich podstawowych rzeczy typu przygotowanie jedzenia czy utrzymanie porządku wokół siebie. Nie pozwalają dzieciom popełniać błędów i brać za nie odpowiedzialności. Nie wychowują dzieci ale zamykają je w chomiczej kulce chcąc je uchronić przed całym złem. Z drugiej strony tacy rodzice zmęczeni po całym dniu pracy zwyczajnie nie mają siły na zwykłą rozmowę z dzieckiem, wysłuchaniu jego nastoletnich problemów bo wydają im się bzdurne, przecież lepiej jak dziecko siedzi i gra na komputerze bo jest cicho. Po czym dziecko kończy szkołę średnią czy zawodową, ma iść dalej w świat czy do pracy i następuje szok! Okazuje się że nie potrafi absolutnie nic zrobić koło siebie, nie potrafi być za siebie odpowiedzialne, nie potrafi zarządzać swoim czasem, jest zupełnie nieodporne psychicznie - wystarczy że przełożony wyda polecenie, czy powie coś podniesionym głosem to młody od razu wpada w panikę, blokuje się, po czym następuje rezygnacja i już nie pojawia się w pracy. Znam to z autopsji. Hitem był 20 latek, który po technikum nigdzie indziej nie pracował, to miała być jego pierwsza praca. Po pierwszym dniu pracy stwierdził że "on się męczy, wszyscy się z nim męczą i on nie wie po co tu jest", na propozycję że być może jak jest po technikum powinien pójść na studia i kontynuować edukację, jeżeli praca fizyczna jest dla niego za ciężko odpowiedział że studia są ciężkie i jemu się to nie widzi, pracować też mu się nie widzi i nie wie co będzie robił. To taki obrazek dzisiejszej młodzieży...
Ja mam nauczycielkę która podczas dyktowania zadań na kartkówce mówi z 50 innych wersji, każdy ma inną, a później krzyczy że to my ją oszukujmy...😉
U mnie było na odwrót- nauczycielka w gimnazjum prowadzila lekcje w takim tempie, że z ledwością nadążałam, żeby spisac z tablicy wszytskie obliczenia, juz nie wpsomne zeby to jakkolwiek zrozumieć. Codziennie masa zadań domowych, jak ktoś miał jedno źle, to zamiast jakos wytlumaczć, pomoc- od razu jedynka do dziennika... Stres do tego stopnia, że nabawiłam sie nerwicy :)
Też miałam taką nauczycielkę polskiego w gimnazjum :) mimo że byłam bardzo dobra uczennicą, przed lekcjami aż mnie brzuch bolał- w liceum zrozumiałam i byłam wdzięczna tej nauczycielce, tak wielu rzeczy mnie nauczyła..
Ja na matematyce w gimnazjum dostałam 20pkt ujemnych z zachowania, bo po oddaniu sprawdzianu, gdy wszyscy skończyli podarłam kartkę z zapiskami do wyrzucenia. Podobno byłam za głośna
Wam się w dupach poprzewracało od tego całego bezstresowego wychowywania... Kiedyś nauczyciel mógł uderzyć ucznia linijką a w dzisiejszych czasach uczeń ma więcej praw od nauczyciela... Chore czasy nastały...
To, że ciebie bili jak byłeś dziekciem to nie oznacza, że teraz też trzeba bić dzieci. Ja rozumiem, że chciałbyś sobie to wytłumaczyć, że to co tobie robili było dobre. Ale niestety nie było i proszę, nie próbuj forsować swoich chorych teorii tylko dlatego, że skoro tobie coś robili to innym też powinni
A dla mnie jego zachowanie było dobre. Chyba nie wiecie jakie dzieciaki w gimnazjum potrafią być zarozumiałe i jak lubią stawiać na swoim, "matma jest głupia, ja jestem mądry, nie będę się uczył głupot, no bo nie". Miałam takich w szkole wielu, szczególnie "dresików". W jakiś sposób zyskał ich szacunek, a to na pewno nie jest łatwe, bo nauczyciel może i straszyć, może dawać pałę za pałą, ale szacunku takim czymś nie zyskuje, wręcz przeciwnie. Za to inteligentne riposty zawsze były w cenie ;) Jedynie puszczania disco polo w celu rozproszenia nie rozumiem, ale może to i dobry pomysł, w końcu w szkole nie zawsze dawało się skupić przez hałas innych osób i to nie tylko na matematyce.
Ale przecież ten nauczyciel nie zyskał ich szacunku celnymi ripostami, tylko gnoił uczniów. Jeżeli nauczyciel, żeby zyskać posłuch, musi się zniżyć do takiego poziomu to nie jest to dobry pedagog. Znam nauczycieli, którzy potrafili zachęcić nawet najbardziej zawziętych uczniów do nauki, zamiast ich zmuszać wprowadzając terror na lekcji.
Prawdziwy nauczyciel z powołania!
Faktycznie. Nauczyciel z powołania gnoił i upokarzał uczniów, że czuli tak stres przed każdą jego lekcją - no po prostu nauczyciel...'idealny'.
Wydaje mi się, że CzarnaSowa napisał/a to z ironią :')
Czasami ciężko wyczuć.
Ale uczył skutecznie, to też ważne
Trochę poczucia ironii... Nie jest to za proste, ale też nie za trudne.