Jestem ateistą, mam wrażenie, że od początku życia.
Już za dziecka nie pasowało mi wiele rzeczy w wierze, i chociaż staram się okazywać szacunek do ludzi wierzących, gdzieś w głębi serca uważam, że coś z nimi nie tak.
Człowiek rodzi się ateistą, nieskalany religią. Ta mu jest potem od małego (kiedy to umysł dziecka jest chłonny jak gąbka i wierzy we wszystko, co mu zostanie zaprezentowane) regularnie przez lata wtłaczana do głowy w domu, w przedszkolu, w szkole aż staje się potem dla niego rzeczywistością, którą boi się zakwestionować z obawy przed potępieniem ze strony społeczeństwa, lub zaszczepionymi, niby możliwymi konsekwencjami wynikającymi z odrzucenia "wiary".
Autorze, zachowałeś normalność. Szacun
grubytygrys
Dokładnie tak. Do tego, dużo ludzi ma potrzebę wiary. Chcą myśleć, że po śmierci coś ich czeka. Niektórzy czują się pewniej, wiedząc że 'ktoś' nad nimi czuwa. A dodatkowo całe ich życie, trud i wysiłek maja jakiś wyższy cel.
No i niektórym to pomaga się trzymać w ryzach, nie popełniać czynów zabronionych i starać się być jak najlepszym.
Ostrzenozeinozyczki
Trochę się mylisz. Człowiek sam z siebie poszukuje wiary. Twoja teza to trochę takie "kura i jajko". Jeżeli człowiek rodzi się ateistą to kto jako pierwszy stworzył jakąkolwiek religię, do tego znajdując tylu wiernych ?
Narzucić dziecku to można konkretną religię obowiązującą w jego środowisku ale wiary myślę, że większość ludzi szuka naturalnie. Człowiek od tysiącleci potrzebował wierzenia w jakiekolwiek życie po śmierci oraz jakąś odgórną sprawiedliwość.
Ja dla przykładu właśnie dorastałem w ateistycznej rodzinie. I jako nastolatek uważałem wiarę za zabobon, wydawało mi się, że jedynie nauka ma jakikolwiek sens. Dopiero kiedy miałem dwadzieścia parę lat, zacząłem myśleć nad różnymi kwestiami aż wreszcie wierzyć w Boga choć i tak nie wyznaję żadnej religii.
zjemcikota
Ogólnie religia jest dość wygodnym narzędziem, by wewnętrznie siebie uspokajać. Jestem ateistką, mam również bardzo wierzących znajomych (ale takich prawdziwych katolików, nie tych 'niedzielnych') i obserwując ich problemy, widzę że łatwiej sobie czasem radzą, bo 'wola Boga, Bóg pomoże, tak miało być'. Czasem myślę, że to naprawdę daje spory komfort psychiczny. :)
bezdomna
"Jeżeli człowiek rodzi się ateistą to kto jako pierwszy stworzył jakąkolwiek religię, do tego znajdując tylu wiernych ?"
To trochę tak jakbyś pytał, kto stworzył politykę, medycynę, prawo, albo kto wymyślił koło i znalazł tyłu zwolenników i użytkowników ;)
Wszystko co jest nam znane, ktoś kiedyś wymyślił. Religia została stworzona do łatwego kontrolowania i manipulowania ludzi, co doskonale się sprawdza. Wystarczy powiedzieć, że nie wolno jeść mięsa w piątek i już znajdą się miliony ludzi, którzy nie będą jeść mięsa w piątek, bez zastanawiania się nad logiką i sensem. Jednocześnie będą jeść rybę, bo ich religia mówi, że ryba to nie mięso.
Nie można jednoznacznie stwierdzić, że religia jest dobra lub zła. Jest dobra, bo w wielu przypadkach trzyma moralność ludzką w ryzach. Ludzie boją się piekła, kary po śmierci, szatana, wiecznych tortur. Można powiedzieć, że dzięki religiom, nasze społeczeństwo funkcjonuje i nie zamieniło się w całkowitą anarchię.
Ale religia jest też zła, bo tworzy fanatyków religijnych, na przestrzeni dziejów ludzie czynili wiele zła w imię boga, wciąż czynią.
Dla mnie religia to trochę taki przyrząd dla bezmyślnych (bez obrazy). Jeśli komuś łatwiej jest żyć w ten sposób, wiara pomaga mu rozwiązywać problemy, nie poddawać się, być dobrym człowiekiem, to niech sobie żyje jak chce, mi to kompletnie nie przeszkadza, mam wielu wierzących, praktycznie każdego większego wyznania i to są naprawdę świetni ludzie.
Ale jeśli człowiek zaczyna bardziej szukać, dociekać, myśleć, czytać, to łatwo dojdzie do wniosku, jak bardzo nielogiczny jest bóg, wiara i cała ta otoczka. Sama szukałam bardzo długo, zanim całkowicie stałam się ateistką. Nawet chciałam wierzyć, bo to faktycznie wiele ułatwia i pomaga, ale ogrom absurdu i paradoksu, jaki niesie ze sobą religia, uczynił ze mnie twardą realistkę.
Ostrzenozeinozyczki
Naprawdę nie chcę mi się odpowiadać na wszystkie Twoje tezy bo nie mam już siły na dłuższe dyskusje. Powiem Ci tylko, że moje pytanie które zacytowałaś było pytaniem retorycznym gdyż odpowiedź na nie rozwinąłem w dalszej (środkowej dokładnie) części mojego komentarza.
A zadałem to pytanie w postaci kontrargumentu na debilne moim skromnym zdaniem stwierdzenie, że ludzie rodzą się ateistami. Dopiero inni zaszczepiają ich złą religią. Co było pierwsze w takim razie ? Kura czy jajko ?
Ostrzenozeinozyczki
Aha i dodam jeszcze jedno.
Nie ma czegoś takiego jak "chciałam uwierzyć ale się nie dało". Wybacz ale to stwierdzenie przekracza granice... Już nawet nie głupoty ale jakiegokolwiek taktu. Ja też bardzo chcę uwierzyć w św. Mikołaja. Byłem grzeczny w tym roku, może 24 grudnia przyniesie mi worek kokainy. Jeśli nie to no cóż... Nie będę wierzył chociaż chciałem !
Albo wierzysz albo nie. To jak z miłością. Nie da się kogoś na siłę pokochać bo chciałabyś pokochać tę akurat konkretną osobę.
Myślisz, że ja tak z dnia na dzień pomyślałem "ach nawrócę się ! Uwierzę w Boga" ? Ja całe życie negowałem istnienie jakiegokolwiek Boga, aż z czasem doszedłem do wniosku, że są rzeczy których po prostu nie da się wytłumaczyć naukowo. Jak np. ludzka świadomość. I po prostu siłą rzeczy zrozumiałem, że musi istnieć jakiś Bóg który to wszystko stworzył. To nawet nie był mój świadomy wybór, to samo wykiełkowało pewnej jednej z bezsennych nocy. A, że żadna religia do mnie nie przemawia włącznie z chrześcijańską (właśnie z powodu absurdów)to po prostu żadnej nie uznaję i tyle. Wierzę, że po śmierci odpowiemy za wszystkie nasze występki i nawet złe myśli gdzie każdego czeka coś na wzór czyśćca aby mógł dojść do czegoś na wzór nirwany po której znów połączymy się z naszymi bliskimi. A ten świat jest pewnego rodzaju sprawdzianem który ma nas uczyć jak powinniśmy żyć.
Ale to taka moja prywatna religia w którą wierzę całym sercem i której nie chcę nikomu narzucać.
bezdomna
Najpierw było jajko, to pytanie akurat jest proste i jest kiepskim przykładem.
Zamiast "chciałam", wstaw sobie "chciałabym". Z tym, że to czas przeszły, dlatego napisałam "chciałam". Chodzi mi o to, że wolałabym wierzyć, bo jest to łatwiejsze, ale nie byłam w stanie, bo jest tak jak mówisz - albo wierzysz, albo nie, tego nie da się wybrać ani zmusić się.
Ludzie rodzą się ateistami i nie jest to debilne stwierdzenie. Ludzie rodzą się bez poglądów politycznych, religijnych, światopoglądowych. To dorastanie, wychowywanie, doświadczenia, kształtują ludzi i normują ich poglądy, wiarę. Nie znaczy to jednak, że poglądów nie można zmienić, albo że wychowanie w religijne rodzinie sprawi, że dzieci również będą religijne.
bazienka
by wewntrznie uspokajac i by moc na kogos zwalic wine, na tego niedobrego szatana
L0SER
Religia niby trzyma ludzką moralność w ryzach? Sorry, ale wręcz przeciwnie. Jest masa przykładów - od wieeeeeeeeelu wojen religijnych po chamskie mohery, które myślą, że jeśli się modlą, to mogą wytykać wszystko wszystkim i wszystko bez szacunku do innych (np. "bez ślubu i ma dziecko? No kto to widział, GRZESZNICY!!!").
bezdomna
L0SER, opislalam oba przykłady, przeczytaj dokładnie.
U części ludzi to religia kształtuje moralność i ze strachu przed bogiem starają się postępować dobrze, a dla części jest tak jak ty piszesz, ale i ja o tym wspomniałam. Dlatego religia nie jest ani dobra, ani zła, bo to ludzie podejmują decyzje, nie religia.
Czy ja wiem...Akurat ja nawrocilam sie dosc pozno. Masz prawo do swoich pogladów. Nikogo tym nie ranisz po prostu bardzo Cie to dziwi, wiara. Pozdrawiam serdecznie :)
Jakiś ty oświecony.
Chciałam machnąć komentarz o moim poglądzie na wiaręi odejściu od niej, ale bez sensu komu chce sie to czytać. Napisze tylko, że nie znasz uczucia, które potrafi dać wiara jeśli sie naprawde mocno wierzy. Tak, bycie ateistą pozwala ci patrzeć z obiektywnej perspektywy, ale nie rozumiem czemu czujesz się lepszy? Gratuluje ci braku problemów i spokojnego życia, skoro nie musisz uciekac w religie, aby mieć poczucie stabilności. A poza tym, juz wolę mieć swoje przeżycia z religią i potem możliwość odejścia, bo przynajmniej nie będę patrzeć na ludzi jednowymiarowo tak jak to ty robisz.
bezdomna
"Gratuluje ci braku problemów i spokojnego życia, skoro nie musisz uciekac w religie, aby mieć poczucie stabilności."
O moim życiu wiele można powiedzieć, ale nie to, że jest spokojnie i bezproblemowe. Nie muszę uciekać się w religię, bo wierzę w siebie i wierzę, że jestem w stanie sama pokonać problemy i ustabilizować swoje życie, co też od wielu lat czynię.
Dlaczego uważasz, że autor patrzy na ludzi jednowymiarowo? Wywnioskowałaś to z tak krótkiego wyznania? Sama bardzo szanuję ludzi, bez względu na to, w co wierzą, nie czuję się od nikogo lepsza tylko dlatego, że ja nie wierzę w żadne bóstwa, ale też mam swoją opinię na temat wiary i ludzi wierzących. Uważam, że wiara jest pewnego rodzaju słabością, choć nie w każdym przypadku. Znam ludzi mocno wierzących, ale silnych tak bardzo, że spokojnie poradziliby sobie w życiu bez wiary. Wierzą nie po to, by mieć poczucie stabilności, nie po to, by szukać pomocy u boga w ciężkich momentach, ale po prostu widzą w tym wszystkim sens, nie wierzą, że świat mógł powstać przypadkiem.
Jednak znaczna większość ludzi wierzy, bo inaczej nie poradziłoby sobie w życiu i to już świadczy o słabości.
metalingus
Twierdzenie, że inni są "słabi" bo wierzą, to jest dokładnie to co mnie w tym wyznaniu denerwuje - to podejście, że "skoro ja daje sobie radę bez Boga, to wszyscy inni to słabeusze". To, że ktoś nie daje sobie rady z problemami i musi szukać oparcia w wierze wcale nie znaczy, że jest słaby - w momencie gdy nie wierzysz w siebie, możesz przynajmniej uwierzyć, że ktoś ma władzę nad tobą. Czy to znaczy, że tacy ludzie są słabi? No nie wiem jak wy ale dla mnie sam fakt, że usiłują cos zrobić ze swoim życiem świadczy, że tacy nie są.
Na religie składa się masa różnorodnych ludzi: przecież jedni wierzą bo szukają oparcia, inni bo "tak trzeba", jeszcze inni bo najzwyczajniej pasuje im koncepcja życia po śmierci. Nieważne. Dlatego dla mnie jednowymiarowym jest patrzenie na tych wszystkich ludzi jakby mieli nierówno pod kopułą, tylko dlatego że samemu sie nie wierzy. Sama już nie jestem wierząca i naprawdę nie uważam sie za lepszą bo religia nie ma już na mnie wpływu. Zdaję sobie sprawę, że w pewnych momentach niektórzy po prostu jej potrzebują i nie ma co takich osób poddawać krytyce. Tak samo jak z ludźmi, którzy chodzą do kościoła np jedynie z przyzwyczajenia - to tez ich osobista sprawa. Może zostali tak wychowani. Moze się boją ostracyzmu, albo może nie czują, że jest to w jakiś sposób powiązane z ich systemem wartości. W obu przypadkach nie widzę sensu wyrażania opinii na ten temat skoro ktoś nas o to nie prosi. Żyj i daj żyć innym.
bezdomna
Napisałam mniej więcej to samo, co ty - że ludzie wierzą z różnych powodów i są również tacy, którzy wierzą nie dlatego, że nie mogą sobie sami poradzić ze swoim życiem.
Zacznijmy od tego, czym jest słabość.
słabość
1. «brak sił fizycznych»
2. «brak energii, silnej woli, charakteru»
3. «brak odporności na zniszczenie»
4. «słaba strona kogoś lub wada czegoś»
5. «pociąg do kogoś lub upodobanie do czegoś»
6. «brak silnej władzy, autorytetu»
Jeśli ktoś nie jest sobie sam poradzić z własnym życiem, problemami i potrzebuje pomocy (jakiejkolwiek, boga, psychiatry, drugiego człowieka), to jest to jego słabość, ale przestańmy to słowo traktować jako coś strasznego. Każdy człowiek ma jakieś słabości, ja też mam swoje i nie uważam się przez to ani lepsza, ani gorsza od innych. Tak samo nie uważam, że człowiek, który ma słabszą psychikę i by przetrwać potrzebuje boga, był ode mnie gorszy. Ja, by przetrwać, potrzebuję dużo samotności, to moja słabość, ale czy czyni mnie to gorszą od ludzi, którzy mogą przetrwać bez tego?
To tylko słowo, które coś opisuje, nazywa, nie obelga, czy poniżenie.
Podam ci jeszcze jeden przykład - jeśli dwie osoby zostaną zgwałcone i jedna szybciej sobie z tym poradzi, a druga będzie potrzebowała długiej terapii, to czy któraś z nich jest gorsza lub lepsza? Nie. Ale już ta druga jest słabsza psychicznie niż ta pierwsza i to jest faktem.
Więc gdy mówię, że uważam, iż osoby, które muszą uciekać się do wiary, by poradzić sobie z problemami, są słabsze od tych, które tego nie potrzebują, to nie znaczy, że te osoby są gorsze. Słabość nie jest strasznym słowem, przestańcie je demonizować.
PuchateSerduszko
Z twojego komentarze że jedyna słuszna decyzja to wiara. I to tak zawsze jest. Ja nie uważam żeby wiara była słabością ale też nie uważam że to jedyne słuszne i marde rozwiązanie.
bezdomna
Wiara nie jest słabością sama w sobie.
Słabością jest, jeśli nie jest się w stanie poradzić sobie z własnym życiem, więc ucieka się do wiary, bo tak jest łatwiej.
Wynika to z definicji słabości.
Przy czym, jak już wspomniałam, słabość nie oznacza czegoś złego ani obraźliwego.
Wszyscy mamy słabości, nie ma człowieka, który byłby silny i odporny na wszystko.
metalingus
No widzisz czyli sama przyznałaś, że posoadanie słabości nie jest niczym złym i podobnie jak psycholog pomaga ludziom, tak samo może pomóc wiara. Wiec dlatego nie rozumiem czemu autor wrzucił wszystkich do jednego wora.
@PuchateSerduszko nie wiem do kogo konkretnie odnosiłas swój komentarz, ale jeśli chodzi o mnie to na pewno ja tu wiary nie bronię, bo już lepiej iść do psychologa niż kierować się tym co powie ci ksiądz w konfesjonale, ale niektórym to nie wystarcza. Wiec skoro wolą kierować się tym co religia nakaże, bo tak im łatwiej no to cóż ich wybór, nie widzę sensu żeby takie osoby uważać za gorsze (czego widze ze wy nie robicie, mam na mysli podejście autora).
Nimi3938
Uciekanie w wiarę to słabość? Chyba na odwrót. We współczesnym świecie trzymanie się tego, co uważa się za prawdę jest niesamowicie trudne. Przestrzeganie zasad, spotykanie się w negatywnymi opiniami dookoła (zależy od środowiska, ale bywa i takie). Walka z samym sobą, żeby nie iść drogą wygodniejszą i przyjemniejszą, jaką byłoby porzucenie tego wszystkiego. Uważam, że bycie wierzącym kształtuje charakter i silną wolę. Oczywiście, to tylko jedna strona odwiecznego konfliktu wiara-ateizm. Dodam, że znam mnóstwo osób wierzących nie dlatego, że tak ich nauczono, tylko dlatego, że w ich życiach wydarzyło się coś niezwykłego. Cud. Ja zostałam z dnia na dzień uzdrowiona, gdy zmagałam się z chorobą kilka długich lat i absolutnie nic nie pomagało. Po czym ktoś znajomy (ja nie byłam wierząca wtedy) pomodlił się wtedy za mnie. Zadziałało. Jest sporo ludzi, którzy w doświadczyli czegoś takiego, wystarczy poszukać.
BezLitosci91
@metalingus to nie do końca tak. Napisałam, że staram się odnosić z szacunkiem do ludzi wierzących (chociaż w całym moim życiu nie spotkałam wierzącego, który by szanował mnie za to, że jestem ateistką). Tylko poprostu bardzo ciężko mi pojąć jak ludzie w XXI wieku mogą wierzyć w niepokalane poczęcie albo zmartwychwstanie! Albo w kotły ze smołą i diabły! O samo istnienie Boga ( powody, że ludziom jest psychicznie łatwiej) mogę jak najbardziej pojąć, ale gdy są tego świadomi.
metalingus
@BezLitosci91 a no mogą. Jest XXI wiek, a wiele osób wierzy np w magię i nikt tego nie neguje. Czym to sie różni od sławnego zmartwychwstania? No niczym, obie rzeczy moga być wyssane z palca. Ale dlatego to się nazywa WIARĄ - bo ty nie potrzebujesz namacalnych dowodów, po prostu wierzysz, że tak jest. Jeśli twoja matka umiera na raka, a ty mimo wszystko wierzysz, że wyzdrowieje, to raczej nie oczekujesz, że obca osoba pojedzie do ciebie i ci powie "nie rozumiem jak ty możesz wierzyć, że ta kobieta wyzdrowieje, nie możesz po prostu się z tym pogodzić i zajać się czymś innym??" Dlatego uważam, że takie wyznania są bezcelowe i powodują tylko gównoburze. Jeśli ktoś wierzy to wierzy, nie zrozumiesz tego, skoro sama nigdy tego nie czułaś. Jeśli ktoś chce odejść od religii to sam musi do tego dojść, podobnie jak ktoś sam się nawraca. Wiec naprawde nie widzę sensu czemu negatywnie wypowiadać się na tematy, których sami nie rozumiemy.
Ogólnie to zazywczaj nie wypowiadam się w takich dyskusjach, bo nie jest to gra warta świeczki, ale ja w swoim życiu spotkałam juz tylu cudownych "ateistów", którzy wypowiadali się w takim tonie, że czym to oni nie są bo przecież hehe oni jak "ci debile" nie wierzą w żadnego boga. Rozumiem, że szanujesz osoby wierzące, ja sama też to robię, ale naprawdę swoją prawdziwą opinię na ich temat radzę zatrzymać dla siebie, bo ani to anonimowe, ani za zbytnio ciekawe, a jak widać powoduje niezłe poruszenie. Po prostu niech sobie każdy wierzy w co chce, ale nie wywyższajmy się z tych powodów - ani wierzący, ani ateiści.
To się nie nazywaj ateistą w takim razie. Ateista nie wierzy w nic co można by uznać za religię, ale również nie myśli o innych wierzących że cos z nimi nie tak. Ateista jednym słowem ma wyjebane, ty to jakaś zjebana maruda, bo nie potrafisz się jasno określić.
bezdomna
Trochę popłynąłeś ;) ateista nie wierzy w żadne wyższe bóstwa, ale to co myśli o innych ludziach nie ma już nic wspólnego z wiarą lub jej brakiem. Są ateiści, którzy czują się przez to lepsi, są ludzie wierzący, którzy czują się przez to lepsi, są też przedstawiciele obu tych grup, którzy mają wyjebane w co wierzą inni ludzie.
Najważniejsze żebyś nie był ateistą walczącym, nawracającym innych na swój ateizm. Wtedy robi się z tego antyreliga a ateista jej wyznawcą. Śmieszył mnie np. ateista, któremu ksiądz dał w szpitalu ostatnie namaszczenie, gdy leżał nieprzytomny. Po dojściu do siebie zrobił z tego wielką aferę, skarżenie do sądu o naruszenie jego uczuć itp. Prawdziwy ateista by to zignorował, bo byłby to dla niego nieszkodliwy zabobon bez znaczenia.
PuchateSerduszko
Tylko żeby osoby wierzące też nie próbowały na siłę nawrócić np. ateistow.
Kris2020
@Postac Założył, że bliski śmierci nieprzytomny człowiek jest katolikiem. Statystycznie miał duże szanse, a dla niewierzącego powinno to być nieistotne. Tak samo, jakby szaman odtańczył z grzechotką taniec na odpedzenie złych duchów.
Lunathiel
Czy ja wiem, czy "powinno być nieistotne" dla "prawdziwego ateisty"? Można sobie być niewierzącym i nie mieć anty- nastawienia do religii wszelakich, a jednocześnie cenić sobie prywatność i zdenerwować się o jej naruszanie kiedy nie wyraziło się na to zgody. W sensie wiesz, wyobraź sobie że budzisz się w szpitalu ze śpiączki farmakologicznej i dowiadujesz się że jakiś obcy szaman z grzechotką tańczył nad tobą taniec na odpędzanie duchów xD Ja bym się chyba trochę wkurwiła, ale nie o rytuał, tylko o sam fakt że ktoś go tam wpuścił xD
BezLitosci91
@PuchateSerduszko o to mi chodzi. Ja daję ludziom spokój, nie wyśmiewam za wiarę, zostawiam ten temat w spokoju. Ale w moją stronę to nie działa, zawsze słyszę obelgi, że jestem zagubiona, itp. Mam poprostu dosyć, od wielu lat jestem pod tym kontekstem w jakiś sposób szykanowana (mniej lub bardziej). I to jest powód dla którego taka się stałam.
A jak to jest z pogrzebem takiej osoby? Bo wiadomo, różne sakramenty odchodzą te co nie chcesz. Ale przy pogrzebie ogólnie mało masz chyba do powiedzenia. Nie widziałam jeszcze o pogrzebie bez księga bo powód ateizm.
bezdomna
Sama jestem ateistką i dla mnie kompletnie nie ma znaczenia, jak będzie wyglądał mój pogrzeb, bo nie wierzę w życie po śmierci, a więc będzie mi to całkowicie obojętne, co ze mną zrobią, bo będę już martwa.
Osobiście chcę zostać spalona, ale jeśli ktoś postanowi inaczej, to ja i tak się nigdy o tym nie dowiem.
BezLitosci91
@Aswq istnieją pogrzeby świeckie tak jak i małżeństwa - prowadzone przez urzędnika państwowego, bez księdza, modlitw. Tak chciałabym być pożegnana, a później spalona i rozsypana w lesie (bardzo kocham naturę).
Nie jest to specjalnie dziwne. Niektórzy ludzie mają większą łatwość wierzenia w różne rzeczy, inni mniejszą.
Mam nadzieję jednak, że nie napisałeś tego tylko po to żeby popatrzeć sobie na gównoburzę w komentarzach.
Człowiek rodzi się ateistą, nieskalany religią. Ta mu jest potem od małego (kiedy to umysł dziecka jest chłonny jak gąbka i wierzy we wszystko, co mu zostanie zaprezentowane) regularnie przez lata wtłaczana do głowy w domu, w przedszkolu, w szkole aż staje się potem dla niego rzeczywistością, którą boi się zakwestionować z obawy przed potępieniem ze strony społeczeństwa, lub zaszczepionymi, niby możliwymi konsekwencjami wynikającymi z odrzucenia "wiary".
Autorze, zachowałeś normalność. Szacun
Dokładnie tak. Do tego, dużo ludzi ma potrzebę wiary. Chcą myśleć, że po śmierci coś ich czeka. Niektórzy czują się pewniej, wiedząc że 'ktoś' nad nimi czuwa. A dodatkowo całe ich życie, trud i wysiłek maja jakiś wyższy cel.
No i niektórym to pomaga się trzymać w ryzach, nie popełniać czynów zabronionych i starać się być jak najlepszym.
Trochę się mylisz. Człowiek sam z siebie poszukuje wiary. Twoja teza to trochę takie "kura i jajko". Jeżeli człowiek rodzi się ateistą to kto jako pierwszy stworzył jakąkolwiek religię, do tego znajdując tylu wiernych ?
Narzucić dziecku to można konkretną religię obowiązującą w jego środowisku ale wiary myślę, że większość ludzi szuka naturalnie. Człowiek od tysiącleci potrzebował wierzenia w jakiekolwiek życie po śmierci oraz jakąś odgórną sprawiedliwość.
Ja dla przykładu właśnie dorastałem w ateistycznej rodzinie. I jako nastolatek uważałem wiarę za zabobon, wydawało mi się, że jedynie nauka ma jakikolwiek sens. Dopiero kiedy miałem dwadzieścia parę lat, zacząłem myśleć nad różnymi kwestiami aż wreszcie wierzyć w Boga choć i tak nie wyznaję żadnej religii.
Ogólnie religia jest dość wygodnym narzędziem, by wewnętrznie siebie uspokajać. Jestem ateistką, mam również bardzo wierzących znajomych (ale takich prawdziwych katolików, nie tych 'niedzielnych') i obserwując ich problemy, widzę że łatwiej sobie czasem radzą, bo 'wola Boga, Bóg pomoże, tak miało być'. Czasem myślę, że to naprawdę daje spory komfort psychiczny. :)
"Jeżeli człowiek rodzi się ateistą to kto jako pierwszy stworzył jakąkolwiek religię, do tego znajdując tylu wiernych ?"
To trochę tak jakbyś pytał, kto stworzył politykę, medycynę, prawo, albo kto wymyślił koło i znalazł tyłu zwolenników i użytkowników ;)
Wszystko co jest nam znane, ktoś kiedyś wymyślił. Religia została stworzona do łatwego kontrolowania i manipulowania ludzi, co doskonale się sprawdza. Wystarczy powiedzieć, że nie wolno jeść mięsa w piątek i już znajdą się miliony ludzi, którzy nie będą jeść mięsa w piątek, bez zastanawiania się nad logiką i sensem. Jednocześnie będą jeść rybę, bo ich religia mówi, że ryba to nie mięso.
Nie można jednoznacznie stwierdzić, że religia jest dobra lub zła. Jest dobra, bo w wielu przypadkach trzyma moralność ludzką w ryzach. Ludzie boją się piekła, kary po śmierci, szatana, wiecznych tortur. Można powiedzieć, że dzięki religiom, nasze społeczeństwo funkcjonuje i nie zamieniło się w całkowitą anarchię.
Ale religia jest też zła, bo tworzy fanatyków religijnych, na przestrzeni dziejów ludzie czynili wiele zła w imię boga, wciąż czynią.
Dla mnie religia to trochę taki przyrząd dla bezmyślnych (bez obrazy). Jeśli komuś łatwiej jest żyć w ten sposób, wiara pomaga mu rozwiązywać problemy, nie poddawać się, być dobrym człowiekiem, to niech sobie żyje jak chce, mi to kompletnie nie przeszkadza, mam wielu wierzących, praktycznie każdego większego wyznania i to są naprawdę świetni ludzie.
Ale jeśli człowiek zaczyna bardziej szukać, dociekać, myśleć, czytać, to łatwo dojdzie do wniosku, jak bardzo nielogiczny jest bóg, wiara i cała ta otoczka. Sama szukałam bardzo długo, zanim całkowicie stałam się ateistką. Nawet chciałam wierzyć, bo to faktycznie wiele ułatwia i pomaga, ale ogrom absurdu i paradoksu, jaki niesie ze sobą religia, uczynił ze mnie twardą realistkę.
Naprawdę nie chcę mi się odpowiadać na wszystkie Twoje tezy bo nie mam już siły na dłuższe dyskusje. Powiem Ci tylko, że moje pytanie które zacytowałaś było pytaniem retorycznym gdyż odpowiedź na nie rozwinąłem w dalszej (środkowej dokładnie) części mojego komentarza.
A zadałem to pytanie w postaci kontrargumentu na debilne moim skromnym zdaniem stwierdzenie, że ludzie rodzą się ateistami. Dopiero inni zaszczepiają ich złą religią. Co było pierwsze w takim razie ? Kura czy jajko ?
Aha i dodam jeszcze jedno.
Nie ma czegoś takiego jak "chciałam uwierzyć ale się nie dało". Wybacz ale to stwierdzenie przekracza granice... Już nawet nie głupoty ale jakiegokolwiek taktu. Ja też bardzo chcę uwierzyć w św. Mikołaja. Byłem grzeczny w tym roku, może 24 grudnia przyniesie mi worek kokainy. Jeśli nie to no cóż... Nie będę wierzył chociaż chciałem !
Albo wierzysz albo nie. To jak z miłością. Nie da się kogoś na siłę pokochać bo chciałabyś pokochać tę akurat konkretną osobę.
Myślisz, że ja tak z dnia na dzień pomyślałem "ach nawrócę się ! Uwierzę w Boga" ? Ja całe życie negowałem istnienie jakiegokolwiek Boga, aż z czasem doszedłem do wniosku, że są rzeczy których po prostu nie da się wytłumaczyć naukowo. Jak np. ludzka świadomość. I po prostu siłą rzeczy zrozumiałem, że musi istnieć jakiś Bóg który to wszystko stworzył. To nawet nie był mój świadomy wybór, to samo wykiełkowało pewnej jednej z bezsennych nocy. A, że żadna religia do mnie nie przemawia włącznie z chrześcijańską (właśnie z powodu absurdów)to po prostu żadnej nie uznaję i tyle. Wierzę, że po śmierci odpowiemy za wszystkie nasze występki i nawet złe myśli gdzie każdego czeka coś na wzór czyśćca aby mógł dojść do czegoś na wzór nirwany po której znów połączymy się z naszymi bliskimi. A ten świat jest pewnego rodzaju sprawdzianem który ma nas uczyć jak powinniśmy żyć.
Ale to taka moja prywatna religia w którą wierzę całym sercem i której nie chcę nikomu narzucać.
Najpierw było jajko, to pytanie akurat jest proste i jest kiepskim przykładem.
Zamiast "chciałam", wstaw sobie "chciałabym". Z tym, że to czas przeszły, dlatego napisałam "chciałam". Chodzi mi o to, że wolałabym wierzyć, bo jest to łatwiejsze, ale nie byłam w stanie, bo jest tak jak mówisz - albo wierzysz, albo nie, tego nie da się wybrać ani zmusić się.
Ludzie rodzą się ateistami i nie jest to debilne stwierdzenie. Ludzie rodzą się bez poglądów politycznych, religijnych, światopoglądowych. To dorastanie, wychowywanie, doświadczenia, kształtują ludzi i normują ich poglądy, wiarę. Nie znaczy to jednak, że poglądów nie można zmienić, albo że wychowanie w religijne rodzinie sprawi, że dzieci również będą religijne.
by wewntrznie uspokajac i by moc na kogos zwalic wine, na tego niedobrego szatana
Religia niby trzyma ludzką moralność w ryzach? Sorry, ale wręcz przeciwnie. Jest masa przykładów - od wieeeeeeeeelu wojen religijnych po chamskie mohery, które myślą, że jeśli się modlą, to mogą wytykać wszystko wszystkim i wszystko bez szacunku do innych (np. "bez ślubu i ma dziecko? No kto to widział, GRZESZNICY!!!").
L0SER, opislalam oba przykłady, przeczytaj dokładnie.
U części ludzi to religia kształtuje moralność i ze strachu przed bogiem starają się postępować dobrze, a dla części jest tak jak ty piszesz, ale i ja o tym wspomniałam. Dlatego religia nie jest ani dobra, ani zła, bo to ludzie podejmują decyzje, nie religia.
Czy ja wiem...Akurat ja nawrocilam sie dosc pozno. Masz prawo do swoich pogladów. Nikogo tym nie ranisz po prostu bardzo Cie to dziwi, wiara. Pozdrawiam serdecznie :)
Jakiś ty oświecony.
Chciałam machnąć komentarz o moim poglądzie na wiaręi odejściu od niej, ale bez sensu komu chce sie to czytać. Napisze tylko, że nie znasz uczucia, które potrafi dać wiara jeśli sie naprawde mocno wierzy. Tak, bycie ateistą pozwala ci patrzeć z obiektywnej perspektywy, ale nie rozumiem czemu czujesz się lepszy? Gratuluje ci braku problemów i spokojnego życia, skoro nie musisz uciekac w religie, aby mieć poczucie stabilności. A poza tym, juz wolę mieć swoje przeżycia z religią i potem możliwość odejścia, bo przynajmniej nie będę patrzeć na ludzi jednowymiarowo tak jak to ty robisz.
"Gratuluje ci braku problemów i spokojnego życia, skoro nie musisz uciekac w religie, aby mieć poczucie stabilności."
O moim życiu wiele można powiedzieć, ale nie to, że jest spokojnie i bezproblemowe. Nie muszę uciekać się w religię, bo wierzę w siebie i wierzę, że jestem w stanie sama pokonać problemy i ustabilizować swoje życie, co też od wielu lat czynię.
Dlaczego uważasz, że autor patrzy na ludzi jednowymiarowo? Wywnioskowałaś to z tak krótkiego wyznania? Sama bardzo szanuję ludzi, bez względu na to, w co wierzą, nie czuję się od nikogo lepsza tylko dlatego, że ja nie wierzę w żadne bóstwa, ale też mam swoją opinię na temat wiary i ludzi wierzących. Uważam, że wiara jest pewnego rodzaju słabością, choć nie w każdym przypadku. Znam ludzi mocno wierzących, ale silnych tak bardzo, że spokojnie poradziliby sobie w życiu bez wiary. Wierzą nie po to, by mieć poczucie stabilności, nie po to, by szukać pomocy u boga w ciężkich momentach, ale po prostu widzą w tym wszystkim sens, nie wierzą, że świat mógł powstać przypadkiem.
Jednak znaczna większość ludzi wierzy, bo inaczej nie poradziłoby sobie w życiu i to już świadczy o słabości.
Twierdzenie, że inni są "słabi" bo wierzą, to jest dokładnie to co mnie w tym wyznaniu denerwuje - to podejście, że "skoro ja daje sobie radę bez Boga, to wszyscy inni to słabeusze". To, że ktoś nie daje sobie rady z problemami i musi szukać oparcia w wierze wcale nie znaczy, że jest słaby - w momencie gdy nie wierzysz w siebie, możesz przynajmniej uwierzyć, że ktoś ma władzę nad tobą. Czy to znaczy, że tacy ludzie są słabi? No nie wiem jak wy ale dla mnie sam fakt, że usiłują cos zrobić ze swoim życiem świadczy, że tacy nie są.
Na religie składa się masa różnorodnych ludzi: przecież jedni wierzą bo szukają oparcia, inni bo "tak trzeba", jeszcze inni bo najzwyczajniej pasuje im koncepcja życia po śmierci. Nieważne. Dlatego dla mnie jednowymiarowym jest patrzenie na tych wszystkich ludzi jakby mieli nierówno pod kopułą, tylko dlatego że samemu sie nie wierzy. Sama już nie jestem wierząca i naprawdę nie uważam sie za lepszą bo religia nie ma już na mnie wpływu. Zdaję sobie sprawę, że w pewnych momentach niektórzy po prostu jej potrzebują i nie ma co takich osób poddawać krytyce. Tak samo jak z ludźmi, którzy chodzą do kościoła np jedynie z przyzwyczajenia - to tez ich osobista sprawa. Może zostali tak wychowani. Moze się boją ostracyzmu, albo może nie czują, że jest to w jakiś sposób powiązane z ich systemem wartości. W obu przypadkach nie widzę sensu wyrażania opinii na ten temat skoro ktoś nas o to nie prosi. Żyj i daj żyć innym.
Napisałam mniej więcej to samo, co ty - że ludzie wierzą z różnych powodów i są również tacy, którzy wierzą nie dlatego, że nie mogą sobie sami poradzić ze swoim życiem.
Zacznijmy od tego, czym jest słabość.
słabość
1. «brak sił fizycznych»
2. «brak energii, silnej woli, charakteru»
3. «brak odporności na zniszczenie»
4. «słaba strona kogoś lub wada czegoś»
5. «pociąg do kogoś lub upodobanie do czegoś»
6. «brak silnej władzy, autorytetu»
Jeśli ktoś nie jest sobie sam poradzić z własnym życiem, problemami i potrzebuje pomocy (jakiejkolwiek, boga, psychiatry, drugiego człowieka), to jest to jego słabość, ale przestańmy to słowo traktować jako coś strasznego. Każdy człowiek ma jakieś słabości, ja też mam swoje i nie uważam się przez to ani lepsza, ani gorsza od innych. Tak samo nie uważam, że człowiek, który ma słabszą psychikę i by przetrwać potrzebuje boga, był ode mnie gorszy. Ja, by przetrwać, potrzebuję dużo samotności, to moja słabość, ale czy czyni mnie to gorszą od ludzi, którzy mogą przetrwać bez tego?
To tylko słowo, które coś opisuje, nazywa, nie obelga, czy poniżenie.
Podam ci jeszcze jeden przykład - jeśli dwie osoby zostaną zgwałcone i jedna szybciej sobie z tym poradzi, a druga będzie potrzebowała długiej terapii, to czy któraś z nich jest gorsza lub lepsza? Nie. Ale już ta druga jest słabsza psychicznie niż ta pierwsza i to jest faktem.
Więc gdy mówię, że uważam, iż osoby, które muszą uciekać się do wiary, by poradzić sobie z problemami, są słabsze od tych, które tego nie potrzebują, to nie znaczy, że te osoby są gorsze. Słabość nie jest strasznym słowem, przestańcie je demonizować.
Z twojego komentarze że jedyna słuszna decyzja to wiara. I to tak zawsze jest. Ja nie uważam żeby wiara była słabością ale też nie uważam że to jedyne słuszne i marde rozwiązanie.
Wiara nie jest słabością sama w sobie.
Słabością jest, jeśli nie jest się w stanie poradzić sobie z własnym życiem, więc ucieka się do wiary, bo tak jest łatwiej.
Wynika to z definicji słabości.
Przy czym, jak już wspomniałam, słabość nie oznacza czegoś złego ani obraźliwego.
Wszyscy mamy słabości, nie ma człowieka, który byłby silny i odporny na wszystko.
No widzisz czyli sama przyznałaś, że posoadanie słabości nie jest niczym złym i podobnie jak psycholog pomaga ludziom, tak samo może pomóc wiara. Wiec dlatego nie rozumiem czemu autor wrzucił wszystkich do jednego wora.
@PuchateSerduszko nie wiem do kogo konkretnie odnosiłas swój komentarz, ale jeśli chodzi o mnie to na pewno ja tu wiary nie bronię, bo już lepiej iść do psychologa niż kierować się tym co powie ci ksiądz w konfesjonale, ale niektórym to nie wystarcza. Wiec skoro wolą kierować się tym co religia nakaże, bo tak im łatwiej no to cóż ich wybór, nie widzę sensu żeby takie osoby uważać za gorsze (czego widze ze wy nie robicie, mam na mysli podejście autora).
Uciekanie w wiarę to słabość? Chyba na odwrót. We współczesnym świecie trzymanie się tego, co uważa się za prawdę jest niesamowicie trudne. Przestrzeganie zasad, spotykanie się w negatywnymi opiniami dookoła (zależy od środowiska, ale bywa i takie). Walka z samym sobą, żeby nie iść drogą wygodniejszą i przyjemniejszą, jaką byłoby porzucenie tego wszystkiego. Uważam, że bycie wierzącym kształtuje charakter i silną wolę. Oczywiście, to tylko jedna strona odwiecznego konfliktu wiara-ateizm. Dodam, że znam mnóstwo osób wierzących nie dlatego, że tak ich nauczono, tylko dlatego, że w ich życiach wydarzyło się coś niezwykłego. Cud. Ja zostałam z dnia na dzień uzdrowiona, gdy zmagałam się z chorobą kilka długich lat i absolutnie nic nie pomagało. Po czym ktoś znajomy (ja nie byłam wierząca wtedy) pomodlił się wtedy za mnie. Zadziałało. Jest sporo ludzi, którzy w doświadczyli czegoś takiego, wystarczy poszukać.
@metalingus to nie do końca tak. Napisałam, że staram się odnosić z szacunkiem do ludzi wierzących (chociaż w całym moim życiu nie spotkałam wierzącego, który by szanował mnie za to, że jestem ateistką). Tylko poprostu bardzo ciężko mi pojąć jak ludzie w XXI wieku mogą wierzyć w niepokalane poczęcie albo zmartwychwstanie! Albo w kotły ze smołą i diabły! O samo istnienie Boga ( powody, że ludziom jest psychicznie łatwiej) mogę jak najbardziej pojąć, ale gdy są tego świadomi.
@BezLitosci91 a no mogą. Jest XXI wiek, a wiele osób wierzy np w magię i nikt tego nie neguje. Czym to sie różni od sławnego zmartwychwstania? No niczym, obie rzeczy moga być wyssane z palca. Ale dlatego to się nazywa WIARĄ - bo ty nie potrzebujesz namacalnych dowodów, po prostu wierzysz, że tak jest. Jeśli twoja matka umiera na raka, a ty mimo wszystko wierzysz, że wyzdrowieje, to raczej nie oczekujesz, że obca osoba pojedzie do ciebie i ci powie "nie rozumiem jak ty możesz wierzyć, że ta kobieta wyzdrowieje, nie możesz po prostu się z tym pogodzić i zajać się czymś innym??" Dlatego uważam, że takie wyznania są bezcelowe i powodują tylko gównoburze. Jeśli ktoś wierzy to wierzy, nie zrozumiesz tego, skoro sama nigdy tego nie czułaś. Jeśli ktoś chce odejść od religii to sam musi do tego dojść, podobnie jak ktoś sam się nawraca. Wiec naprawde nie widzę sensu czemu negatywnie wypowiadać się na tematy, których sami nie rozumiemy.
Ogólnie to zazywczaj nie wypowiadam się w takich dyskusjach, bo nie jest to gra warta świeczki, ale ja w swoim życiu spotkałam juz tylu cudownych "ateistów", którzy wypowiadali się w takim tonie, że czym to oni nie są bo przecież hehe oni jak "ci debile" nie wierzą w żadnego boga. Rozumiem, że szanujesz osoby wierzące, ja sama też to robię, ale naprawdę swoją prawdziwą opinię na ich temat radzę zatrzymać dla siebie, bo ani to anonimowe, ani za zbytnio ciekawe, a jak widać powoduje niezłe poruszenie. Po prostu niech sobie każdy wierzy w co chce, ale nie wywyższajmy się z tych powodów - ani wierzący, ani ateiści.
Nobody cares
To się nie nazywaj ateistą w takim razie. Ateista nie wierzy w nic co można by uznać za religię, ale również nie myśli o innych wierzących że cos z nimi nie tak. Ateista jednym słowem ma wyjebane, ty to jakaś zjebana maruda, bo nie potrafisz się jasno określić.
Trochę popłynąłeś ;) ateista nie wierzy w żadne wyższe bóstwa, ale to co myśli o innych ludziach nie ma już nic wspólnego z wiarą lub jej brakiem. Są ateiści, którzy czują się przez to lepsi, są ludzie wierzący, którzy czują się przez to lepsi, są też przedstawiciele obu tych grup, którzy mają wyjebane w co wierzą inni ludzie.
Najważniejsze żebyś nie był ateistą walczącym, nawracającym innych na swój ateizm. Wtedy robi się z tego antyreliga a ateista jej wyznawcą. Śmieszył mnie np. ateista, któremu ksiądz dał w szpitalu ostatnie namaszczenie, gdy leżał nieprzytomny. Po dojściu do siebie zrobił z tego wielką aferę, skarżenie do sądu o naruszenie jego uczuć itp. Prawdziwy ateista by to zignorował, bo byłby to dla niego nieszkodliwy zabobon bez znaczenia.
Tylko żeby osoby wierzące też nie próbowały na siłę nawrócić np. ateistow.
@Postac Założył, że bliski śmierci nieprzytomny człowiek jest katolikiem. Statystycznie miał duże szanse, a dla niewierzącego powinno to być nieistotne. Tak samo, jakby szaman odtańczył z grzechotką taniec na odpedzenie złych duchów.
Czy ja wiem, czy "powinno być nieistotne" dla "prawdziwego ateisty"? Można sobie być niewierzącym i nie mieć anty- nastawienia do religii wszelakich, a jednocześnie cenić sobie prywatność i zdenerwować się o jej naruszanie kiedy nie wyraziło się na to zgody. W sensie wiesz, wyobraź sobie że budzisz się w szpitalu ze śpiączki farmakologicznej i dowiadujesz się że jakiś obcy szaman z grzechotką tańczył nad tobą taniec na odpędzanie duchów xD Ja bym się chyba trochę wkurwiła, ale nie o rytuał, tylko o sam fakt że ktoś go tam wpuścił xD
@PuchateSerduszko o to mi chodzi. Ja daję ludziom spokój, nie wyśmiewam za wiarę, zostawiam ten temat w spokoju. Ale w moją stronę to nie działa, zawsze słyszę obelgi, że jestem zagubiona, itp. Mam poprostu dosyć, od wielu lat jestem pod tym kontekstem w jakiś sposób szykanowana (mniej lub bardziej). I to jest powód dla którego taka się stałam.
wypad na facebooka, to nie jest wyznanie
A jak to jest z pogrzebem takiej osoby? Bo wiadomo, różne sakramenty odchodzą te co nie chcesz. Ale przy pogrzebie ogólnie mało masz chyba do powiedzenia. Nie widziałam jeszcze o pogrzebie bez księga bo powód ateizm.
Sama jestem ateistką i dla mnie kompletnie nie ma znaczenia, jak będzie wyglądał mój pogrzeb, bo nie wierzę w życie po śmierci, a więc będzie mi to całkowicie obojętne, co ze mną zrobią, bo będę już martwa.
Osobiście chcę zostać spalona, ale jeśli ktoś postanowi inaczej, to ja i tak się nigdy o tym nie dowiem.
@Aswq istnieją pogrzeby świeckie tak jak i małżeństwa - prowadzone przez urzędnika państwowego, bez księdza, modlitw. Tak chciałabym być pożegnana, a później spalona i rozsypana w lesie (bardzo kocham naturę).
Nie jest to specjalnie dziwne. Niektórzy ludzie mają większą łatwość wierzenia w różne rzeczy, inni mniejszą.
Mam nadzieję jednak, że nie napisałeś tego tylko po to żeby popatrzeć sobie na gównoburzę w komentarzach.
Bardzo Ci współczuję.