#4tbQM
Jeszcze w czasach PRL zatrudniłem się w fabryce słodyczy. Dla tych, którzy nie pamiętają tych słusznie minionych czasów: zakup większości produktów był prawie niemożliwy. Zdobycie słodyczy, które były w tamtych czasach dobrem luksusowym, powodowało ekstazę łowcy – człowiek chwalił się wszystkim dookoła, że dzięki swojej zaradności i szczęściu zdobył cukierki, draże, a może nawet czekoladę (tak mówiono na produkt czekoladopodobny).
W fabryce słodyczy dostęp do tego dobra był nieograniczony. Był tylko jeden, ale za to ściśle przestrzegany wymóg. Można było jeść odrzuty produkcyjne, ale tylko w specjalnym pomieszczeniu magazynowym i nic nie można było wynosić poza teren zakładu.
Pierwszego dnia zjadłem kilka cukierków, bo to pierwsza praca i człowiek nie chciał wyjść na dzikusa. W kolejnych dniach pozwalałem sobie na coraz więcej, ale ciągle jeszcze w granicach przyzwoitości. Działo się tak aż do pamiętnego dnia, kiedy do magicznego pokoju trafiłem sam i nikt mnie nie pilnował. Zdziwilibyście się, że można zjeść aż tyle. Wpadłem w dziki szał pożerania cukierków i innych łakoci. Nie powstrzymało mnie nawet to, że byłem już pełen i naprawdę do mojego żołądka nie miało się prawa zmieścić nic więcej.
Przeżyłem najgorszy wieczór i noc w życiu. Wymioty, zatwardzenie i biegunka jednocześnie, potworne bóle brzucha.
Z perspektywy dojrzałego człowieka mogę być tylko szczęśliwy, że nie przyprawiło to tego dwudziestoletniego przygłupa, jakim byłem, o śmierć.
Od tamtego czasu nie jem słodyczy. Nawet herbaty nie słodzę.
Znajomy ojca pracował kiedyś w fabryce słodyczy. Od kilkunastu lat jest na emeryturze i dalej nienawidzi słodyczy.
Ja uwielbiam słodycze ,ile bym dała by je znienawidzić
Zatrudnij się w fabryce czekolady czy słodyczy. Trochę tych fabryk w Polsce jest.