#IQk2P
Właściwie to wystarczy mi miejsce, gdzie jest ciepło, nie czuć głodu, być czystym i przyroda blisko. Nie potrzebuję dużego domu, nie potrzebuję wakacji zagranicznych i samochodu, który „wygląda”, nie potrzebuję chodzić na koncerty, do knajpy.
Dbam o siebie i mam tzw. dobrą pozycję społeczną, ale wisi mi to i powiewa. Jest tak, że nieustannie pracuję, bo ożeniłem się i mam trójkę dzieci. Z dzieci jestem dumny i zadowolony, a żona to konsekwencja posiadania dzieci. Nie że coś jest nie tak między nami, ale to ja od 20 lat pracuję, aby wszystkich utrzymać i wyłazi mi to już bokiem. To taki czas, w którym dzieci (nastolatki) jeszcze są ogromnym kosztem i trzeba je ogarniać i ktoś to musi robić, więc żona nie pracuje (czasem coś dorobi).
Zarabiałem dobrze i zarabiam dziś przyzwoicie, a i tak koszty mnie obecnie przytłaczają. Nie potrzebuję tych wszystkich rzeczy, które kupuję, które muszę mieć, które opłacam.
Powtórzę – kocham dzieci i nie żałuję, że je mam, ale czasem zastanawiam się, po co mi to było.
Im jestem starszy, tym robię się bardziej odizolowany od ludzi. Kiedyś tak nie było.
Nie że dziwaczeję, ale dziś staranniej dobieram kontakty i relacje. Ograniczam je do minimum niezbędnych. Sukcesem dla mnie nie jest obecnie dodatkowy zarobek, ale święty spokój.
1. Jeżeli nie potrzebujesz czegoś kupować lub nie potrzebują tego Twoje dzieci to nie kupuj
2. Nastolatki są już samodzielne, żona nie musi siedzieć w domu by je "ogarniać", a jeżeli są bardzo nieporadne, to wystarczą takie godziny pracy by wyprawić dzieciaki do szkoły.
Żona w domu wcale nie siedzi, skoro dom jest ogarnięty i dzieci zaopiekowane. Jakby ona miała pójść do pracy, to Autor musiałby się zaangażować w wykonywanie domowych obowiązków.
Albo można podzielić obowiązki na wszystkich domowników i mogliby się okazać, że autor dużo więcej by w domu nie robił, za to miałoby większy spokój ducha.
Stres o pieniądze jest bardziej męczący, niż umycie okien, luster i podłogi razem wzięte.
Albo Autor żonę wyśle do pracy, a sam będzie liczył na to, że obowiązków wcale mu nie przybędzie. Jakby chciał, żeby żona poszła do pracy, to by z nią pogadał. Zresztą mam jakieś nieodparte wrażenie, że to ponowne wyznanie mężczyzny w kryzysie wieku średniego. Kiedyś pisał, że żona właśnie chce iść do pracy, a jemu się to nie podoba. Być może się mylę, ale taki scenariusz jest równie prawdopodobny jak Twój, skoro Autor się nie odzywa.
Autor o pieniądze się raczej nie stresuje, skoro stać go na duży dom, nowy samochód i zagraniczne wakacje. Chyba dał się przekonać innym, że życie w konkretny sposób przynosi szczęście i przy chwili refleksji okazało się, że akurat jemu takie życie szczęścia nie przynosi.
Ktoś kojarzy to wyznanie? Nie mogę go znaleźć, a na pewno komentowałam. W tym wyznaniu ojciec 3 dzieci narzeka na swoje życie, a żona chce do pracy.
Było jeszcze takie, że mąż i ojciec wolałby żyć samotnie wśród natury.
Jakoś mi się te wyznania z tym skojarzyły. Jakby pisał je jeden człowiek, który dał się przekonać innym, że musi prowadzić konkretny tryb życia, aby być szczęśliwym - i zorientował się, że jednak wcale szczęśliwy nie jest.
Do ogarniania nastolatków trzeba zrezygnować z pracy? Chyba dałeś się omamić żonie.
Trzeba. Kot może spać 16 godzin na dobę ale na pozostałe 8 trzeba mu znaleźć jakieś zajęcie.
Łatwiej jest, gdy jedno z rodziców nie pracuje. Bo fakt, nastolatków nie trzeba już ogarniać 24/7, ale nadal jest w domu sporo obowiązków. Ugotować, posprzątać, pranie, zakupy, lekcje z dziećmi, zawieźć i przywieźć dzieci z zajęć dodatkowych lub od znajomych. Da się to zrobić, gdy pracują oboje, ale nie dziwi mnie, że jedna osoba zostaje w domu, gdy druga pracuje. Wtedy pracująca wraca, ma posprzątany dom i ciepły obiad. Nie musi się martwić o obowiązki domowe, a czas po pracy może przeznaczyć na odpoczynek i spędzanie czasu z rodziną.
@Postac: Zgadzam się z Tobą całkowicie.
Co mnie intyguje, to fakt, że ten model życia rodzinnego bywa często i ostro atakowany a służy nawet jako przykład opresji, zwykle patriarchalnej.
Oczywiście, że jest łatwiej, jak jedna osoba zajmuje się domem, a druga zarabia. Jednak po pierwsze nie jest tak, że to jest niezbędne, jak twierdzi autor. Inaczej mielibyśmy TYLKO rodziny w których jeden rodzic pracuje, a drugi nie. Po drugie, układ jest dobry, dopóki działa, a teraz widać po słowach autora, że ten układ nie działa i trzeba coś zmienić. W takiej sytuacji żona powinna iść do pracy, a obowiązki domowe powinny się rozłożyć na pół i nawet jeszcze na nastolatków.
Ale nastolatki to nie dzieci. Dadzą radę sama dojechać do szkoły (ba! Ja jeździłem już w wieku 9 lat 30 min sama), podobnie z zajęciami dodatkowymi.
Do tego nastolatki też mogą pomóc w domu i mieć obowiązek np. co tydzień umyć okna, lustra, zrobić na tydzień jedno pranie i obiad. Powiem więcej- dobrze im to zrobi.
Jakoś sobie nie wyobrażam 14-latka gotującego i myjącego okna. Ale moim dzieciom do tego wieku daleko, więc może mam jakieś mylne wyobrażenie. A co do dojazdów - ja mieszkałam na wiosce, na której nie było autobusów. Rodzice nie mogli mnie wozić, więc nie chodziłam nigdzie. Jak Autor ma duży dom z ogrodem, to jest spora szansa, że to też jakieś obrzeża i nie zawsze da się dojechać autobusem. W lecie może być rower czy hulajnoga, ale jak pada czy wieje to rodzic powinien dziecko zawieźć.
Autor napisał, że ktoś musi ogarniać dzieci, więc żona nie pracuje. Tak, jakby sam się do tego ogarniania w ogóle nie poczuwał. I jeśli oboje na taki układ się zgodzili, to nie rozumiem, czemu negatywne nastawienie w stosunku do żony. Dał się jej omamić? To on taki głupi jest? Układ nie działa, bo Autor ma pewnie kryzys wieku średniego i chciałby zmienić swoje życie. Może to uwagi dobry moment, żeby bardziej się zaangażował w życie rodzinne.
Koszty go przytłaczają, to po co daje się omamić, że potrzebuje wciąż nowych, lepszych rzeczy/wrażeń? Jak nie chce zagranicznych wakacji, to ich nie wykupuje. Jak nie chce nowego samochodu, to jeździ starym. Jak uważa, że obowiązek utrzymania rodziny go przytłacza, to siada z żoną i opracowują plan działania.
"Jakoś sobie nie wyobrażam 14-latka gotującego i myjącego okna."
Poważnie? A to co mycie okien jest zbyt skomplikowane? Nie rób z nastolatków kompletnych nieudaczników...
Skomplikowane? W ogóle. Ale np na wysokim piętrze mycie od zewnątrz, gdzie środkowe okno się nie otwiera? Jakoś tego nie widzę. Nawet mi mama nie pozwalała, jak byłam w domu, a jednak miałam jakieś obowiązki.
Zaraz, zaraz, ale ty napisałaś, że nie wyobrażasz sobie nastolatka myjącego okna. Nie, że na wysokich piętrach, tylko w ogóle! Może myć te na parterze, jeśli mieszkają w domu. A gotowanie to też nie jest wielka sztuka. Oczywiście nie musi to być nic skomplikowanego, ale ja mając 14 lat potrafiłem zrobić prosty obiad. A mistrzem kuchni zdecydowanie nie jestem. Nastolatkowie powinni mieć obowiązki w domu.
A buty wiązać pozwoliłabyś nastolatkowi? No bo wiesz, może źle zawiązać i się przewrócić! Niedługo to osoby takie, jak ty będą wozić nastolatków w wózkach, żeby przypadkiem chodząc sobie krzywdy nie zrobili.
Całe życie mieszkam na wysokim piętrze, więc pierwsze o czym myślę w przypadku myciu okien, to właśnie mycie ich od zewnątrz.
Ty potrafiłeś gotować. Ja również potrafiłam w tym wieku coś tam ugotować. Ale czy wymagać od nastolatka, że będzie gotował dla całej rodziny obiad? I nie mówię o samym ugotowaniu makaronu do przygotowanego wcześniej przez rodziców sosu, tylko o zrobieniu całego obiadu.
O proszę. Widzę, że wiesz, jak będę się zajmowała nastolatkami. To bardzo ciekawe, bo sama nie mam zielonego pojęcia. Możesz mi coś więcej o tym powiedzieć? To będzie za jakieś 10 lat, więc zdążę się przygotować.
Powiem ci coś ciekawego. Nastolatki nie potrzebują opieki 24/7. Moi rodzice oboje pracowali odkąd mój młodszy brat skończył 2 czy 3 lata i nigdy nie było to dla nas problemem. Siedzieliśmy w szkole/przedszkolu od 8 do 16, a jak już podroslismy to wracaliśmy sami do domu i byliśmy tam przez te 2-3 godziny, któryś z rodziców nam tylko szykował obiad rano albo dzień wcześniej który odgrzewalismy sobie po powrocie. I to nie było 20 lat temu
Czyli przez lata utrzymywałeś żonę w przekonaniu że spokojnie jesteś w stanie utrzymać ją i dzieci a teraz masz pretensje że nie pracuje zawodowo? No sorry ale to Cię nie stawia w dobrym świetle
Niby masz rację ale weź pod uwagę drastyczny wzrost cen w ciągu ostatnich lat. To co spokojnie mogło mu wystarczyć na życie i coś mógł odłożyć jeszcze np 4 lata temu może nie wystarczać dzisiaj. Do tego na nastolatki wydaje się więcej niż na dzieci na początku podstawówki. Co w sumie może skutkować tym że żyją na styk i stąd frustracja autora.
Plus po prostu zmęczenie rutyną i zapewne nikt go nie docenia bo wszyscy przyzwyczaili się przez lata że tak jest i już. I to jestem w stanie zrozumieć.
Niby masz rację ale weź pod uwagę drastyczny wzrost cen w ciągu ostatnich lat. To co spokojnie mogło mu wystarczyć na życie i coś mógł odłożyć jeszcze np 4 lata temu może nie wystarczać dzisiaj. Do tego na nastolatki wydaje się więcej niż na dzieci na początku podstawówki. Co w sumie może skutkować tym że żyją na styk i stąd frustracja autora.
Plus po prostu zmęczenie rutyną i zapewne nikt go nie docenia bo wszyscy przyzwyczaili się przez lata że tak jest i już. I to jestem w stanie zrozumieć.
Dobra, zdefiniowałeś co jest dla ciebie ważne, a to pierwszy krok. To teraz drugi krok - co zrobić by osiągnąć ten twój wymarzony święty spokój. NIE mówię o opuszczenii żony i dzieci, by mi nikt tego nie sugerował. Czego ci potrzeba by trochę odetchnąć, więcej pieniędzy, więcej oszczędności? Pogadaj z żoną jak to możecie osiągnąć. Czy ona wróci do pracy na jakąś częśc etatu (nastolatkowie nie potrzebują mamy w domu cały czas) czy odpuścicie sobie zagraniczne wakacje. Coś napewno się da zrobić byś się poczul lepiej w swoim życiu.
"żona to konsekwencja posiadania dzieci"
Ktoś przetłumaczy?....
No chodzi o to że jeśli chcesz mieć dzieci to musisz mieć kobietę bo raczej sam sobie ich nie urodzisz
"Konsekwencja:
Wynik, rezultat, skutek, następstwo działań bądź zdarzeń."
Następstwem / skutkiem / wynikiem posiadania dzieci jest żona?
No patrz pan.
Całe życie w niewiedzy.
@Frog, ale z ciebie miś o małym rozumku xD
Czy ty wszystko rozumiesz dosłownie? Przecież możesz to odwrócić: chcę mieć dzieci to muszę mieć żonę bo sam sobie nie urodzę, dzieci = żona = konsekwencja wybranej drogi życiowej
@Kukis
"Przecież możesz to odwrócić: chcę mieć dzieci (itd)"
Ale w wyznaniu nie ma słowa chcę, chęć, czy temu podobnych - jest napisane wprost:
"żona to konsekwencja posiadania dzieci"
Jeśli miałoby być odwrócone (po Twojemu), to tylko tak:
"żona to konsekwencja chęci (planu, wyboru drogi, itp) posiadania dzieci"
"Przecież możesz to odwrócić"
No nie.
Bez owej "chęci" to będzie mniej więcej tak, jakby napisać, że konsekwencją zniszczenia 12 000 domów w Los Angeles jest pożar.
@Frog, A więc jednak jesteś głupi i musisz mieć wszystko napisane wprost jak krowie na rowie xD Przecież wyraźnie masz napisane że jest zadowolony i dumny z dzieci w domyśle zawsze chciał je mieć
@Kukis
"w domyśle zawsze chciał je mieć"
Lubię jak się wijesz :)
Niestety robisz to totalnie bez sensu.
No ale ćwicz, ćwicz, może kiedyś....
@Frog, przecież to ty nie umiesz czytać ze zrozumieniem i niezgrabnie bronisz błędnej tezy xD wyglądasz komicznie
Typuję że uczucie które ich kiedyś zapewne łączyło dawno wygasło i autor wyznania jest zmęczony i sfrustrowany tą sytuacją.
Choć sformułowanie w sensie dosłownym rzeczywiście oznacza że ożenił się tylko po to żeby mieć dzieci.
Staranne dobieranie kontaktów i relacji przychodzi chyba każdemu z wiekiem.
Ale tam nic nie było o posiadaniu odpowiednich znajomych
To po co kupujesz te wszystkie rzeczy?
Nastolatki to już nie są dzieci, które trzeba ogarniać i koniecznie być dla nich cały czas w domu. Jeśli można to czemu nie, ale jeśli tak jak piszesz jesteś już zmęczony ciągłą pracą to porozmawiaj poważnie z żoną. Może to kwestia organizacji, nauczenia dzieci wykonywania różnych drobnych prac
Doceń to, co masz, bo jakbyś poszedł któregoś dnia za tym, co pragniesz to któregoś dnia odbudzisz się z ręką w nocniku