Dawno temu, jak jeszcze chodziłam do szkoły średniej, matematyki uczyła mnie moja mama. Ogólnie nikt na moją rodzicielkę nie narzekał, wręcz znajomi wychwalali jak to świetnie tłumaczy. Poza szkołą byłyśmy bardzo zżyte, ale w niej traktowała mnie jak swojego największego wroga. Nawet moja wychowawczyni prosiła ją, żeby mi "trochę odpuściła".
Cóż... chyba nie wzięła tego do siebie. Oblała mnie, a na inny termin poprawki odparła, że to nie jej problem, że mam w tym czasie lekarza.
No dzięki, mamo.
Dodaj anonimowe wyznanie
I wytłumacz później w domu, że babka z maty się na ciebie uwzięła.
LOL 😆😁
Hmm, nie wiem jak Wam, ale trudno byłoby mi być bardzo zżytą z mamą i nie wyjaśnić jakoś z nią tej przedziwnej sytuacji. Poza tym chyba ciężko w szkole być jak wróg, a w domu mieć nagle świetny kontakt. To nie brzmi jakoś normalnie... Naprawdę nie rozmawiałyście nigdy na ten temat w domu, nie prosiłaś jej, by zaczęła traktować Cię normalnie, jak każdego innego ucznia?
Przez przypadki nadużycia ludzie uciekają na drugą szalę. Równowaga ma się nijak do szczęśliwego społeczeństwa, bo balans powinien powstać w jednostce, a nie w grupie. Szkoda, że Twoja mama nie znalazła złotego środka.
Matka pewnie chciała uniknąć oskarżeń, że Cię faworyzuje i trochę się zagalopowała.
Też tak pomyślałam. Był ze mną klasie syn nauczycielki fizyki, która go oblała, tak naprawdę dla przykładu, by nie została posadzona o faworyzowanie.
Dzieci nauczycieli mają przekichane, bo często nie tylko sami rodzice są bardziej wymagający, ale wszyscy nauczyciele. Właśnie by nie było posadzenia o faworyzowanie.
Współczuję. Pewnie chciała być jak najbardziej obiektywna i sprawiedliwa w stosunku do innych i wyszło, jak wyszło
Niestety ale tak jest. Jak nauczyciel za bardzo lubi jakiegoś ucznia to ocenia go surowiej by nikt nie mógł powiedzieć, że go faworyzuje. Takie wychylenie w drugą stronę, by nie wzbudzić podejrzeń że jest się niesprawiedliwym z sympatii dla kogoś.
Źródło? Paru uczniów lubiłem bardziej i mieli zero taryfy ulgowej.
Etanolan jaka nauczycielka jak wczoraj widziałam twój komentarz że pracujesz gdzieś tam?
@Lodzik123 a nie można uczyć się i pracować?
Mnie w podstawówce matmy uczyła mama jednej z koleżanek. Na lekcjach córka mówiła do matki per pani. Oczywiście córka była najlepsza z matmy w szkole, a jak kiedyś dostała 3 ze sprawdzianu to się popłakała.
Akurat mówienie na pani jest moim zdaniem śmieszne. Każdy i tak wie to po co robić cyrk.
Dzieci nauczycieli muszą być najlepsze z danego przedmiotu. Moja mama miała taką koleżankę a matka jej rosyjskiego uczyła. Dziewczyna zapłakana po każdej lekcji. Surowa nauczycielka tylko dla własnej córki.
wyjasnilas z nia ten problem w doroslosci?
Jakoś trudno mi w to uwierzyć..