#BRKE3

Moi rodzice od dobrych 10 lat prowadzą własną restaurację.
Pewnie większość pomyśli, co w tym jest niby takiego niezwykłego, ano mianowicie to, że jest to restauracja, w której od ok. 3 lat panuje całkowity zakaz przychodzenia z dziećmi. Nim grupa madek uciśnionych przeklnie za tę okropną i dyskryminującą (ich zdaniem) decyzję moich rodziców, mnie i następne sześć pokoleń, chcę objaśnić, co zmusiło moich rodziców do takiej decyzji.

Od początku nasz lokal skierowany był do szerokiego grona konsumentów, jednak nie ukrywając, wiele uciążliwych dla personelu i pozostałych gości sytuacji wynikało właśnie ze swawoli najmniejszych gości. Bieganie po sali, między stolikami i tacami kelnerów było chlebem powszednim. Oczywiście zdarzały się również maluchy, które grzecznie siedziały przy stoliku z rodzicami lub cicho i spokojnie bawiły się przy rodzicach i nikomu tym nie wadziły. Problem narastał przez bardzo długi czas, ponieważ w wielu przypadkach zwrócenie uwagi rodzicom niesfornych dzieci nie przynosiło żadnego rezultatu. "Przecież to tylko dziecko, co mam z nim zrobić, do krzesła przywiązać?!", czy nasze ulubione "Czy ma pan/pani dzieci?!" były standardową reakcją obronną.

Czarę goryczy przelała sytuacja, w której przez jednego rozwydrzonego dzieciaka ucierpiał nasz pracownik. Dziecior biegał jak opętany po całej sali, nachalnie zaczepiał innych gości, chcąc próbować wszystkiego co ci zamówili. Za żadne skarby nie dało się go spławić, więc w końcu jeden z rozgoryczonych gości zażądał rozmowy z właścicielem. Ojciec z racji tego, iż właśnie robił coś na zapleczu, poprosił kelnera, który właśnie obsługiwał zdenerwowanego gościa, by przekazał, że za chwilkę do niego podejdzie. Kelner ledwo wyszedł, a po chwili usłyszeliśmy głośny huk i przerażający krzyk.
Co się okazało?

Ano kelner szedł do stolika z wazą gorącej zupy i wtem, wprost na niego, wpadł rozpędzony bachor, ten sam, który przez cały czas dręczył gości. W efekcie nieoczekiwanego zderzenia biedny kelner wylał całą zawartość wazy na siebie.
Myślicie, że rodzicom tego demona było chociaż przykro z powodu tego, do czego przyczyniło się ich dziecko?

Ano nie było. Wręcz przeciwnie, zaczęli drzeć japy, że na miejscu kelnera mogło być ich ukochane dziecko i że oni tego tak na pewno nie zostawią!
Ojciec wybiegł z zaplecza w ciągu kilku sekund, bordowy ze złości, i kazał rodzicom wynosić się z lokalu.
Oczywiście nie mieli oni takiego zamiaru, "toż to dyskryminacja!", jednak ojciec zagroził, że jeśli dobrowolnie się nie wyniosą, to wezwie policję i opowie im, jak doszło do wypadku.
Sam zabrał poparzonego chłopaka i pojechał z nim na pogotowie, gdzie okazało się, że ma on poparzenia II stopnia.
Niestety, ale była to jedyna słuszna decyzja - dla dobra naszego personelu oraz gości.
Powaznazwa Odpowiedz

Szkoda, że nie pozwali rodziców dziecka o uszczerbek na zdrowiu, jak się ma dziecko to się je pilnuje.

Przekliniak

A powinni pozwać! W innej restauracji to samo ten bachor mógł zrobić....

Shido

A no powinni. To jest trwały uszczerbek na zdrowiu - oszpecenie, jeżeli blizny nie zejdą, a przynajmniej liczy się jako uszczerbek na zdrowiu powyżej 7 dni za co już jest kryminał.

DziewczynaOdWyznania

To ja jestem autorką wyznania, tylko zapomniałam hasła do konta, z którego je napisałam. :D
Ograniczyła mnie ilość znaków, więc ciąg dalszy dopiszę tutaj. Chłopak był okrutnie poparzony. Temperatura zupy w takiej wazie to ponad 70 stopni. Miał poparzoną całą prawą dłoń, przedramię, szyję i sporą część klatki piersiowej. Najgorzej było z przedramieniem, bo koszula przykleiła się do oparzonej skóry i przez to zdjęli mu ją dopiero na pogotowiu. Spędził wiele tygodni w szpitalu, przeszedł 2 przeszczepy skóry na dłoni i przedramieniu, a potem kolejne tygodnie na rehabilitowaniu tej ręki.
Facet poprosił mojego ojca, żeby zabezpieczył monitoring z sali, z tego dnia, bo zamierza iść z nim na policję, żeby namierzyli rodziców dzieciaka, przez którego jest w takim stanie. Okazało się, że policjanci doskonale znali tę rodzinkę, z interwencji domowych, do których wzywali ich sąsiedzi. W skrócie mój ojciec pomógł chłopakowi finansowo w załatwieniu dobrego prawnika i pozwali rodziców bachorka o zwrot kosztów leczenia, odszkodowanie za ciężki uszczerbek na zdrowiu i coś tam jeszcze. Sprawa ciągnęła się prawie 2 lata, ale koniec końców chłopak wygrał, a rodzice nie dość, że musieli pokryć koszty całego leczenia i rehabilitacji ręki, to bulą w ratach ogromne odszkodowanie, jakie wyznaczył sąd.
Z tego co wiem, to opieka społeczna zainteresowała się tą rodzinką, bo okazało się, że notorycznie se nie radza z dzieciakiem.

OgorkiWkarmelu

Ale mimo wszystko szkoda tego chłopaka :/ To przecież ogromny ból, żadne (chyba) pieniądze mu nie zwrócą czasu jaki zmarnował na rehabilitację, smarowanie ran czy cokolwiek innego z tym związanego

Blaze203

@DziewczynaOdWyznania Bardzo dobrze, że to wszystko tak się skończyło. Dlatego niektórzy nie powinni mieć dzieci i należało się im.

DziewczynaOdWyznania

@OgorkiWkarmelu Masz rację pieniądze nie zwrócą mu pełnej sprawności, ale przynajmniej ma jakieś zabezpieczenie finansowe. Niestety chłopak po wypadku, nie jest w stanie pracować już jako kelner, ponieważ ręka wciąż dokucza, a niestety taka praca, wiąże się z ciągłym noszeniem (niejednokrotnie) ciężkich tac i wielu talerzy.

Tentegotenno

Mój brat (7 lat) wylał sobie gorącą wodę z parówek na nogę. Cała piżama mu się przykleiła, i tydzień leżał z tym w szpitalu. A blizny miał przez cały rok.

Suneku Odpowiedz

I bardzo dobrze, że tak zrobiliście. Jak dla mnie powinno być więcej takich restauracji, takie bachory naprawdę są nieznośne, a do restauracji się przecież raczej przychodzi zjeść w spokoju.

Shadowcat7

Popieram taki typ restauracji z calego serca. Nie przepadam za towarzystwem dzieci, a takie miejsce jak z wyznania jest idealne na randkę czy spotkanie z przyjaciółmi. Wiem, że czasem ciężko jest zapanować nad maluchem i że to nie zawsze wina rodziców. Jednak dobrze jest wiedzieć, że podczas spotkania towarzyskiego nie będzie się narażony na piski, krzyki, pieluszki, karmienie, i zostanie dotkniętym przez obślinione dziecięce paluszki. A lokali prorodzinnych jest multum.

Misiaaaa

Mieszkam na wsi, mamy restuaracje i hotel.

h0nesteyes Odpowiedz

Żałuję, że w moim mieście nie ma żadnej restauracji, w której nie są tolerowane dzieci. Może kiedyś sama taką otworze.

Vulneraverunt Odpowiedz

Dobrze że madek, a nie matek. Jestem matką prawie rocznego dzieciaka i popieram takie miejsca w 100%. Aktualnie dzięcioł mój nie nadaję się na wyjście do restauracji, bo jest po prostu nie do zatrzymania, więc albo właziłby wszędzie, albo darłby się zapięty w wózku. Logiczne dla mnie że do żadnej restauracji nie pójdę, pozostają mi parki i place zabaw. Szkoda że takich samych wniosków jak ja, nie mają madki, które takie małe, już coś tam rozumiejące, ale jeszcze nie usłuchane dzieciaki ciągają po restauracjach i kawiarniach. W imię jej się należy, ona płaci a wszyscy inni mają ścierpieć jej dzieciaka, bo to przecież dziecko...

Shadowcat7

Bardzo szanuję Twoje podejście i świadomość zachowań własnego dziecka. Gdyby wszystkie matki były takie jak Ty, to dzieci w miejscach publicznych przestalyby być uciążliwe dla postronnych.

Narcystka Odpowiedz

Jestem matką i popieram pomysł restauracji bez dzieci. Na pewno taką odwiedzę, gdy będę szła na randkę z partnerem. Rodzice muszą odpocząć od dzieci, nie tylko od swoich

zdzich1920 Odpowiedz

Ogólnie to jak to widzę tak, że jeśli na ulicy jest 5 restauracji, a w jednej z nich panuje zakaz przychodzenia z dziećmi, to normalna matka nie robi z tego problemów, bo wie, że ma do dyspozycji pozostałe 4.
Zaś typowa madka robi hurr, durr "JAK TO TAK, JA Z MOIM DŻEJSONEM NIE MOGE WEJŚĆ?! ZARAZ WAM DUPE NA FEJSBUKU OBSMARUJE I SPLAJTUJECIE!"
Jeśli ostentacyjnie ignorujesz złe zachowanie swojego dziecka, które zachowuje się, jak małpa w zoo i tym samym zakłoca pobyt w lokalu innym gościom, to nie dziw się, że nie jesteś w nim mile widziana. Miejsce niewyżytych dzieci jest na placu zabaw, a nie w restauracji.

Allerosa Odpowiedz

Jestem mamą 4-miesiecznego Misia. I powiem Wam szczerze: popieram. Bo sama ja wole siedzieć z Młodym w domu niż gdzieś naprzykrza się ludziom i denerwować kogoś, bo, powiedzmy, dziecko płacze.

Pierogi

Po przeczytaniu pierwszego zdania byłam praktycznie pewna, że mamy do czynienia z „madką” :D całe szczęście.

PurpleLila Odpowiedz

I do takiego lokalu z chęcią mogę przychodzić!

MalinowaDama Odpowiedz

Czytając to wyznanie, przypomniała mi się sytuacja, kiedy razem z koleżanką byłyśmy w restauracji, w jednym z wiekszych miast Polski i w stoliku obok nas babka zaczęła odciągać se pokarm. Od tak wywaliła cyca i jedzie. Po chwili na całą sale rozbrzmiał dźwięk puszczanego bełta. XD
Okazało się, że w stoliku na przeciwko mamusi, siedziała kobieta, która cierpiała na coś w rodzaju (chyba) fobii na różnego rodzaju wydzieliny, pochodzące z ciała i po prostu na widok odciągniętego mleka nie wytrzymała i puściła pawia. Ogólnie to doszło do ostrej wymiany zdań między mamuśką, a mężem tej nieszczęsnej kobiety, musiał interweniować nawet kierownik. Nie wiem, jak to się skończyło bo wyszłyśmy, ale żeby nie było, nie mam nic do matek karmiących, czy odciągających pokarm w miejscu publicznym, ale fakt faktem lepiej robić to dyskretnie, bo nigdy nie wiadomo czy ktoś ze stolika obok cię nie zarzyga. :D

gwynbleidd

Ja z kolei byłam raz świadkiem sytuacji, w której kobieta przy stoliku obok zaczęła zmieniać pieluchę swojemu dzieciakowi. W restauracji. Przy jedzeniu. Wśród ludzi. Brak mi słów, żeby opisać tę obrzydliwość.

StreetRacer

Ja też bym chyba zwymiotował.

Nie mam specjalnie nic do tego. Normalna czynność, ale są jakieś granice dobrego smaku. Wchodząc do resturacji jeść jednak człowiek oczekuje możliwości zdobienia tego w spokoju.

Ja gdyby mi jakaś kobieta wyciągnęła cycka i zacząła karmić dziecko lub co gorsza odsysała mleko w trakcie kiedy ja jem to wyszedłbym po prostu.

jezabel

A ja jestem właśnie przeciwna takim zachowaniom. Matka to nie jest święta krowa i nie życzę sobie oglądać jej cyców w miejscach publicznych.

OctaviaSkykru

@MalinowaDama
rozumiem o co ci chodzi ale popacz , w większości restauracji czy kawiarni nie ma miejsca by kobieta mogła naspokojnie nakarmić dziecko , tylko toaleta . Ja dzieci nie mam ale jak bym miała to bym nie chciała żeby "jadło" w ubikacji i tak takie zachownie tej kobiety było nie stosowne , powinna to zrobić bardziej się chowając . Tak uważam

BlachazRdza Odpowiedz

I bardzo dobrze. Sam prowadząc restaurację walczyłbym o zakaz wejścia dla małych dzieci. Biegają, krzyczą, plączą się, plują w talerze, przeszkadzają i uprzykrzają wizytację innym, gdzie najczęściej rodzina delikwenta sobie spokojnie gaworzy i grucha. Zwrócenie uwagi to kąśliwe komentarze, wojna, nic się nie ugra, bo przecież skoro ma dziecko, to już jak święte krowy, robią co chcą i nie waż się zwrócić uwagi. Chętnie bym udał się do waszej restauracji i na spokojne spędził tam czas z lubą, ostatnio jesteśmy zniesmaczeni jeśli chodzi o takie restauracje "dla wszystkich" - też za sprawą dzieciaka, bowiem zaczęło rzygać po całej restauracji po tym, jak się wybiegało, wykrzyczało. Oczywiście rodzice z młodym wyszli po incydencie rzucając do obsługi, że nie płacą, bowiem się otruli. (Nie wiem jak sytuacja się skończyła, bo my też wyszliśmy z placówki.)

Zobacz więcej komentarzy (18)
Dodaj anonimowe wyznanie