#Brj4v

Średnia prędkość narciarzy poruszających się na stoku to jakieś 30-40 km/h, czasem nawet dużo więcej.

Znajomy rodziców miał kolegę, razem postanowili wybrać się pierwszy raz na narty. Nie umieli jeździć, ale skoro ich znajomi potrafili, panowie doszli do wniosku, że to łatwizna i sami sobie poradzą. Jednemu z nich faktycznie udało się opanować narty, ale drugi... Cóż, poszedł na główny stok, nie umiał hamować, zakręcać. Gdy narty pociągnęły go w dół i rozpędzał się coraz szybciej, nie wiedział co ma zrobić, nie potrafił się zatrzymać. W końcu zniosło go na bok, na wyciąg. Wjechał w dwie dziewczynki jadące na orczyku. On –  poważne złamanie nogi, jedna z dziewczynek trzy złamania, a druga trwałe uszkodzenie kręgosłupa. Nie znam dalszego losu tych dziewczynek, wiem, że ten facet, albo raczej idiota, pomimo 15 lat od tego wypadku dalej nie jest wstanie chodzić prawidło i utyka.

Myślicie, że to pojedyncze przypadek? Nie, takich Januszy sportu jest znacznie więcej, ale najgorsze są dzieci. Dzieci się nie boją, dzieci kochają prędkość, dzieci są jak mały jeżdżący taran. Pewnie inni narciarze znają doskonale ten widok – dzieciaka próbującego jechać na jajo, a raczej na parodię jaja. Ale dla tych co nie wiedzą, już tłumaczę. Takie dziecko pochyla głowę jak najniżej potrafi (co skutecznie ogranicza widoczność), wypina tyłeczek w górę, kijki bierze pod pachę, narty ustawia w pług (taki trójkącik) i zasuwa od góry do dołu na krechę. Nie patrzy gdzie i jak jedzie, ważne, że jedzie szybko. Już zbyt wiele razy widziałem jeżdżące tak dzieci, już zbyt często słyszałem jak rodzicie dopingują je, by jeździły tak jak najczęściej i jak najszybciej, zbyt wiele razy obserwowałem, jak dzieciaki wpadają w innych narciarzy, jak hamują na kolejce stojącej do wyciągu. I widziałem już o raz za dużo, jak takie dziecko jest zwożone w worku. Jechało bez kasku, na krechę z dupą do góry, na ostrym zakręcie wypadło z trasy, narty uderzyły w drzewo, wyrzucając dziecko głową prosto w nie. Zgon na miejscu.

Apelu nie będzie, napiszę tylko, że narty to piękny sport, ale noż kurde, trochę wyobraźni.
Hasztag Odpowiedz

Podczas mojego pierwszego wyjazdu na narty (miałam wtedy 7 lat) spotkala mnie sytuacja, o której nie mogę zapomnieć do dziś.
Uczyłam się jeździć na łagodnej, lekko pochyłej zielonej trasie, przeznaczonej dla dzieci. Strefa ta była specjalnie oddzielona, wyciąg orczykowy, prowadzący na górę poruszał się wolniej niż inne. Widać było, że trasa przeznaczona jest dla początkujących.
Po skończonych zajęciach z instruktorem zatrzymałam się na dole stoku w odległości około dziesięciu metrów od końca zjazdu. Zaczęłam zdejmować buty i narty, mój opiekun odszedł na chwilę, pomóc innym dzieciom z grupy.

Usłyszałam szum, odwróciłam się. W moją stronę pędził dorosły mężczyzna, zjeżdżając z niewiarygodną prędkością prosto na mnie. Przejechał na trasę dla dzieci z głównej trasy. Strach mnie sparaliżował, wszystko działo się zbyt szybko. Kiedy mężczyzna znajdował się w odległości kilku metrów ode mnie, kobieta zjeżdżająca z trasy zajechała mu drogę. Niczego nie zauważyła, patrzyła na swoje dziecko. Narciarz wjechał w nią z niewiarygodną siłą, przetoczyli się kawałek, lądując niecały metr ode mnie. Ten widok był okropny, plątanina kończyn, nart, kobiecie nawet się nie wypięły, i kijków oraz krew cieknąca z jej twarzy. Zaczęli zbiegać się ludzie, dzwonili na pogotowie, próbowali uspokoić dziecko kobiety. Wtedy wrócił mój opiekun, odciagnął mnie od miejsca wypadku.
Następnego dnia z wiadomości dowiedziałam się, że kobieta ma silny wstrząs mózgu, w kilku miejscach złamane zebra i nogę.
Do tej pory nie mogę sobie wyobrazić co by się stało, gdyby ten (jak się okazało) pijany mężczyzna wjechał wtedy we mnie - drobną siedmiolatkę. Możliwe, że nie przeżyłabym tego wypadku.

Bartold89 Odpowiedz

Ostatnio miałem podobną sytuację tyle,że na lodowisku... zakręcałem sobie spokojnie kiedy tor jazdy przecięła mi dziewczynka,żeby w nią nie przywalić zrobiłem jakiś dziwny unik,wywaliłem się i rozciąłem łuk brwiowy :) O tyle dobrze,że jej nic się nie stało bo pewnie byłaby afera.

anonimowapuza

Dzieci na lodowisku są najgorsze, kiedyś zaczynałam naukę jazdy tyłem, lodowisko prawie puste, kiedy już załapałam i powolutku zaczęłam jechać jakieś dzieciaki podlecialy mi za plecy. Zauważyłam je w ostatniej chwili i baaardzo boleśnie potluklam kość ogonową. Ich tatuś stał dwa metry dalej i miał głęboko że mogłam w te dzieci i impetem wjechać, jeszcze w solidnych i ostrych łyżwach.

JuzObecna

@anonimapauza gdy jedziesz tyłem to Ty odpowiadasz za to żeby wiedzieć, co się dzieje za Twoimi plecami.

TyjoiJishwa Odpowiedz

Aż się wzdrygnęłam, na myśl o tych dzieciakach...

Pinda Odpowiedz

Byłam świadkiem uderzenia 4 może 5 latka w baner reklamowy. Jechał dokładnie tak jak opisałeś. Za nim jechał ojciec, ale nie był w stanie go dogonić i wyhamować. Na szczęście nic wielkiego się nie stało, bo młody miał kask. Jestem zdecydowaną zwolenniczką szelek dla dzieciaków dopóki nie nauczą się jeździć i hamować.

double Odpowiedz

Aż specjalnie założyłam konto żeby się wypowiedzieć. Jestem instruktorem narciarstwa i również widziałam wiele...i to jednak nie dzieci są najgorsze jadące na jajo a dorośli, dorośli którzy myślą że są tak super ze sami opanują ten piękny ale jednak trudny sport. Albo dorośli którzy ledwo jeżdżą a chcą nauczyć swoich znajomych bo wiedzą lepiej. Jadący z samej góry i tylko krzyczący uwaga... norma... nie jeden raz w osttniej chwili uratowałam siebie i kursanta od stratowania. Nie jeden raz widziałam ich zatrzymujących sie na innych ludziach na stoku na siatce przy wyciągu czy na bramkach u dołu stoku.... wiem ze instruktor nie jest tani ale jeżeli nigdy nie jeździłeś jeżeli nie masz pojęciami z czym sie to je wykup godzinę/ dwie i naucz sie chociaż hamować... a przedewszystkim moi drodzy oczy dookoła głowy zawsze!

Patience Odpowiedz

Dzieci się nie boją? Dzieci kochają prędkość? Pamiętam jak pierwszy raz byłam na nartach to byłam tak zesrana, że balam sie zjechać w dół, moja prędkość wynosiła może 20 km/h, a dla mnie to było tak przerażające, że chciałam jak najszybciej być na dole

Keicun

Zależy od osoby ale ogólnie powiedziałbym, że dzieci albo w jedna albo w drugą. Albo boją się od razu albo nie boją się praktycznie w ogóle. Uprawiam też np, wspinaczkę i to samo, jedne dzieciaki metr nad ziemią i panika, strach i płacz a inne biegają po ścianie i nawet się nie zastanawiają czy linę przywiązali.

Sotellmetrue Odpowiedz

To nie wina dzieci tylko matek ,których brajanek nigdy nic takiego by nie zrobił. Może już to gdzieś czytaliście ale i tak napisze. Ludzie a gdzie wasza wyobraźnia ?!

IwRu

A dlaczego nie ojców?

W większości przypadków za niewłaściwe zachowanie dziecka obwiniana jest matka, a jak ktoś spotka dziecko bez opiekuna, to pierwsze pytanie, które mu zadaje, brzmi: „gdzie twoja mama?”…

ratata Odpowiedz

Jakies 7 lat temu (miałam moze z 11 lat) byłam z tatą i rodziną na nartach. jadąc prawie po pustej niebieskiej (łatwej) trasie gdzie naprawde miałam prawie cały stok dla siebie wjechała we mnie jakaś kobieta. Miała z 30-40 lat, jechała naprawde szybko, przecięła mi tor jazdy. Jej sie nic nie stało, mi siła uderzenia wypięła narty i leżałam powykrecana. Pozbierać pomogli mi sie jacyś Anglicy, ciocia z ktora zjeżdżałam nie widziała wypadku i czekała na dole stoku. Ubrałam te nieszczęsne narty i z rozwalonym kolanem zjechałam, nie miałam wyjścia. Resztę wyjazdu przeleżałam z kolanem wielkości piłki do ręcznej, ściąganie wody z kolana, kosztowne prywatne wizyty u ortopedy, przez dwa lata stabilizator na nodze podczas zwykłych czynności, koniec "kariery" koszykarskiej, a o wyjeździe na narty mogłam pomarzyć. Teraz po 7 latach kolano nadal boli, strzyka co chwile, nie moge normalnie prowadzić auta ani siedzieć ze zgięta noga. Kiedy niedawno myślałam ze bedzie okej, kolano przestało chwilowo bolec to teraz wraca ze zdwojona siła i wyjazd na narty w tym roku takze sie nie uda. Takze czy dziecko czy dorosły, wszędzie zdążają sie idioci, byłam świadkiem mnóstwa niebezpiecznych sytuacji które stwarzali pseudo narciarze. Ja zaczęłam swoją karierę od tygodniowej jazdy z instruktorem i uważam ze KAŻDY powinien tak zaczac. A nie bo "wujek cioci Kazi znajomego stryja" kiedyś jeździł i zdradzi nam każde tajniki. Przez takich idiotów Bogu ducha winni ludzie cierpią całe swoje życie.

Orangutan123

Powiem Pani tak moja mama też miała problemy z bólem łokcia i poszła na "Fale uderzeniową" w tym momencie bólu już nie odczuwa. Nie wiem czy to Pani pomoże ale warto spróbować życzę powodzenia

Donayo

Mnie jeździć nauczył wujek i tata. Miałem wtedy z 8 lat. Nie czuję się idiotą, do dzisiaj w nikogo nie wjechałem, nie zabiłem i nie raniłem...

Hindusek

Dziś byłem bardzo blisko takiego wypadku, jechałem co prawda niebieska trasą ale była długa w niektórych miejscach kręta i były miejsca gdzie można się było rozpędzić do 50km/h. Gdy zaczynałem się rozpędzać zobaczyłem 100 metrów przed sobą początkującego który jeździł od lewej do prawej tak jak to robią początkujący. No i okej pomyślałem spokojnie go wyprzedzę jadę z 30km/h a on z 7-10 wiec super, on mnie widział wiec zasygnalizowałem ze wyminę go z prawej a gdy podjeżdżałeml ten idiota zajechał mi drogę i żeby go ominąć zachamowałem tak ostro że straciłem panowanie nad nartami i prawie wywaliło mnie z trasy. Więc jeśli jesteś początkującym który dużo umie i chcesz wyprzedzić wyprzedzić bardzo wolną osobę, zwolnij do poziomu nie wiele szybszego od prędkości wyprzedzanego jeśli trasa jest wąska, jak szeroka to jedziesz dalej bokiem i git.(wiem że to logiczne ale wiele osób tego nie robi)

Wejn Odpowiedz

Odechciało mi się jechać na narty, a miałam w planach poraz pierwszy wyjechać na stok. Jakoś nie mam ochoty na zderzenie z jakimś debilem...

Aliccjaa

Wejn narciarstwo jest na prawdę świetne i nie bierz tego co autorka napisała głośno, bo debile są wszędzie taka prawda. Ja jeżdżę od 17 lat i zderzanie się z kimś nie jest nadgminną sytuacją. Póki nie będziesz jechać w poprzek stoku czy stawać po środku górki to nie będziesz powodowała zagrożenia, ze ktoś w ciebie wjedzie. Wina zawsze jest tego z tylu. Ja tez lubie rozwiewać do jakiś 60-70 km/h ale robię to gdy jest mało ludzi i przede wszystkim z głową. Ty będziesz zaczynała na niebieskich trasach, gdzie jest tez dużo początkujących i dzieci wiec raczej mało prawdopodobne będzie to, ze trafisz na jakiegoś wariata

olaola222

taaaa, rozwijasz prędkość 60/70 km/h czyli taką jak na drodze, gdzie linie poruszania się i zasady poruszania są jasno wytyczone , a ty robisz to na stoku gdzie ciężko przewidzieć kto w którą stronę skręci i uważasz że robisz to z głową? Serio???

BlackBear

Mi się zdarza rozwinąć do 100-110 km/h, gdy są do tego warunki - mianowicie, gdy jest mało ludzi. Gdy stok ma szerokość 20m, a do jazdy przy takiej prędkości potrzeba maks 2m to nie istnieje prawdopodobieństwo, że się z kimś zderzysz. Trzeba tylko dobrze obliczyć swój tor jazdy i wziąć pod uwagę innych uczestników. Tyle. Wszystko jest dla ludzi wystarczy robić to z głową i rozwagą.

Bonsai Odpowiedz

I właśnie dlatego panicznie boję się jazdy na nartach... Kiedyś moja koleżanka (lat 8) połamała się tak, że do dzisiaj o kuli chodzi (a lat 30 lada moment nam stuknie). Od tamtej pory mam idiotyczne przekonanie, że nogi mi się połamią od samego nałożenia nart!

Co ciekawe... snowboardu się nie boję - próbowałam, podobało mi się, zdaniem instruktora radziłam sobie nieźle. Rozum wiem, że jedna deska potrafi być bardziej niebezpieczna, nie musicie mi tego tłumaczyć... Serce zaś tłumaczeń nie słucha i boi się nart od lat ponad 20.

Zobacz więcej komentarzy (23)
Dodaj anonimowe wyznanie