#E61qq
Podeszłam do babki za kasą, okazało się, że maluch chodzi po sklepie od około dziesięciu minut, a rodziców ani nie widać, ani nie słychać. Wyszłam więc przed sklep, aby poszukać ochroniarza. Wytłumaczyłam mu, że małe, paroletnie dziecko od około kwadransa jest bez opieki rodziców, biega, zrzuca zabawki po sklepie i nic nie można z tym zrobić. Ochroniarz zainterweniował i po chwili można było usłyszeć komunikat, że mały Alanek czeka na rodziców w sklepie z zabawkami.
Po około 5 minutach przyszła oburzona matka, szarpnęła dziecko i z krzykiem do niego: „Mówiłam ci przecież, że zaraz wrócę! Nawet po buty człowiek nie może w spokoju pójść, bo zaraz musisz coś wywinąć”. Strasznie się wkurzyłam. Zwróciłam tej babce uwagę, że nie wolno tak traktować dziecka, a ta zaczęła na mnie krzyczeć i szarpnęła mnie za kurtkę. Ochroniarz podszedł i odciągnął ją ode mnie. Chciałam już wzywać policję, gdy babka ze sklepu powiedziała, bym sobie odpuściła. Gdy kobieta sobie poszła, usłyszałam, że ta kobieta jest nienormalna i że to nie pierwsza jej krzywa akcja w tej galerii. Jej mąż jest dzianym prawnikiem i gdy mały zniszczył zabawkę w sklepie, a ekspedientka kazała za nią zapłacić, to oburzona żonka zadzwoniła do męża, pogroziła pozwem, a potem napisała skargę do galerii na ten sklep.
Zapytałam babki pracującej w sklepie dlaczego nie zabronią wchodzić im do sklepu, a ona odpowiedziała, że gdy raz poprosiła o opuszczenie sklepu, bo dziecko szarpało wszystkie pluszaki za uszy, to usłyszała, że ich pozwą za dyskryminację jej dziecka, bo przecież nie można dziecku zabronić do sklepu wchodzić.
Osobiście nie zostawię tak tej sprawy. Udało mi się wygooglować, jak nazywa się ten facet i jego żonka i gdzie mieszkają. Mam zamiar zgłosić sprawę do opieki społecznej.
Naprawdę nie wiem, ile jeszcze ma się stać dziwnych rzeczy, żeby w końcu ktoś zareagował na krzywdę dziecka.
"Jej mąż jest dzianym prawnikiem i gdy mały zniszczył zabawkę w sklepie, a ekspedientka kazała za nią zapłacić, to oburzona żonka zadzwoniła do męża, pogroziła pozwem, a potem napisała skargę do galerii na ten sklep"
Zapewniam Cię, że jej mąż prawo to najwyżej poznawał "pod celą". Żaden prawnik, dziany czy nie, nie narażałby swojego prawa wykonywania zawodu z powodu pozwu całkowicie naruszającego prawo cywilne ogólnie, a konsumenckie w szczególności.
Ale ekspedientka może tego nie wiedzieć, a paniusia ściemnia groźbą jakiegoś pozwu z dupy, mąż o niczym nie wie i by się pod tym nie podpisał, a babka może siać dalej ten swój wyrachowany terror.
W takiej sytuacji po prostu wzywaj policję z powodu malutkiego dziecka przebywającego bez opieki w miejscu publicznym. To narażenie dziecka na niebezpieczeństwo i na to są paragrafy. Tym bardziej skoro to nie pierwsza taka akcja.