#Ffb1i

Wigilia. Godzina... przed północą. Rodzina już dawno wyszła, a ja leżę na kanapie, grając na konsoli, by nie myśleć o kolosie, który mnie czeka na pierwszym zjeździe. Obok śpi mój pies, suka owczarka niemieckiego. Nagle zrywam się zawiedziony kolejną swoją porażką w pewnej grze, mówiąc i wyzywając pod nosem (tak mi się wydawało). W tym momencie Zora, bo tak wabi się sunia, obudziła się i odwracając się do mnie szybkim ruchem, przejechała mi pazurami po gołym udzie. Ja lekki krzyk. I tak łapiąc się za udo, łapię z nią kontakt wzrokowy. Oboje zastygliśmy i jak to pies – uszy po sobie i już prawie czuję jej język na całej mojej twarzy. Ale nieee. Nagle słyszę: „Co się gapisz?”. Dłuższa chwila zastanowienia, o co chodzi, w głowie burza myśli, czy mam coś odpowiedzieć, czy czekać na ponowną reakcję psa. I znowu: „Po kiego się drzesz? Która to już godzina? Idź już spać, bo rano ty z psem idziesz”. W tym momencie głowa maksymalnie w prawo, a w progu mama z zaspanym spojrzeniem, a w tle dźwięk zmywarki, że skończyło się mycie. Wychodząc, zgasiła światło, a ja stwierdziłem, że koniec przegrywania. Idę spać. Zora zawsze śpi ze mną i przytulając ją, musiałem jeszcze dostać kilka chlaśnięć jęzorem.

Ale jedno nie dawało mi spokoju z tym „Co się gapisz?”. 
Rano pytałem mamy, czemu użyła tych słów, skoro nie spojrzałem na nią do momentu, aż nie skapnąłem się, że stoi w progu drzwi, to odpowiedziała, że nic takiego nie pamięta i że obudziłem ją swoimi krzykami i zwróciła mi uwagę, żeby iść spać. Po dniu przemyśleń sam stwierdziłem, że musiałem sam tak powiedzieć do psa, ale z powodu zmęczenia i niewyspania skumałem to tak, jakby to zwierzak przemówił :)
Anonex Odpowiedz

Fajnie się czyta :)

Dodaj anonimowe wyznanie