#GTKn5

Kilka lat temu przed Wigilią mój wtedy roczny brat zaczął się odwadniać. Wymioty, biegunka... Po kilku godzinach padła decyzja, że trzeba jechać na ostry dyżur. Kroplówki, serie badań, nie wiadomo co dziecku jest. I tak do wigilii.

W samą Wigilię pojechaliśmy po południu z tatą do szpitala, do młodego i mamy. Wzięłam skrzypce, żeby pograć kolędy. Gdy zaczęłam grać, zleciały się pod drzwi sali dzieci z całego oddziału z opiekunami, żeby posłuchać. Przyszły też dwie pielęgniarki. W pewnym momencie zauważyłam, że jedna z nich nagle wybiega, zasłaniając twarz. Gdy skończyłam, druga podeszła mówiąc, że nigdy nikt nie dał dzieciom na oddziale tyle uśmiechu w Wigilię. Miała łzy w oczach.

Piszę, ponieważ co roku przypominam sobie tamto popołudnie. Myślę o wszystkich, którzy poświęcają czas z rodziną dla tych, którzy potrzebują pomocy i jestem im wdzięczna. Za brata i za tamten moment, w którym mogłam dać prezent. Moim zdaniem mały, ale niestety więcej nie mogłam.
Aura90 Odpowiedz

Miło, że sprawiłaś dzieciakom radość, przykro, że w takich okolicznościach. Oddziały dziecięce, to specyficzna forma beznadziei, tam walczy się o każdy uśmiech; niewiele osób z zewnątrz jest w stanie odnaleźć się w ich klimacie i faktycznie pomóc ;)

Aura90

Pamiętam jak sama w wieku 7 lat przebywałam w szpitalu właśnie w okresie świątecznym. Na oddział przyszła grupka wolontariuszy poprzebieranych tematycznie - była anielica, diabeł, zorganizowano nawet mini spotkanie z Mikołajem, w tym śpiewanie piosenek, słuchanie magicznych opowieści. Pamiętam także jakie miałam w tym dniu muchy w nosie - wszystko było na nie, a mimo tego te osoby tak bardzo się starały do mnie dotrzeć. Także również podziwiam, taka 'impreza", to naprawdę ogromne obciążenie psychiczne, gdy dzieci są tak przytłoczone leczeniem; że już nawet nie chcą się bawić.

KonNieDoSprzedazy Odpowiedz

Byłem tymi skrzypcami i klaskałem struna i.

Dodaj anonimowe wyznanie