#Gdh0Y

Jak pewnie wielu z Was, miałam tę wątpliwą przyjemność pojechać jako dziecko na kolonie. Był to obóz harcerski. Coś fajnego, innego. Domki w środku ogromnego lasu, ogniska i wyzwania dnia codziennego. Wspominam całkiem miło, mimo brudu, karaluchów i innego robactwa wokoło. Miałam 11 lat, byłam chuda jak tyczka, niezbyt zaradna. Bez jakiejkolwiek orientacji w terenie.

Druhowie któregoś pięknego popołudnia zabrali całą bandę dzieciaków, dość liczną o ile pamiętam, na wycieczkę w głąb lasu. Podzielili nas na 2 grupy. I jak pewnie się domyślacie, graliśmy w tak bardzo lubiane przez wszystkich podchody. Co istotne, byłam w grupie chowającej się i zostawiającej wskazówki dla tych, którzy szukali. Maszerowaliśmy kilka km, dalej i dalej, strzałki, zagadki, super fun. Nadszedł czas na schowanie się. Uwielbiałam bawić się w chowanego. Znalazłam przywrócone drzewo. Jego wyrwane korzenie stworzyły wielką dziurę w ziemi. Widzieliście na pewno nie raz powalone drzewa. Wskoczyłam w wielki dół i wlazłam między korzenie. Gdzieś obok za drzewami pochowali się inni. Kątem oka widziałam inne dzieciaki. Nadeszła w końcu szukająca grupa. Śmiechy i okrzyki. Byłam dumna siedząc w swojej kryjówce, że jeszcze nikt mnie nie znalazł.

Po jakimś czasie zrobiło się cicho. Wyszłam rozglądając się powoli, by nikt mnie nie zauważył. Problem w tym, że nie miał mnie kto zauważyć. Zabawa się skończyła i cała grupa wróciła do ośrodka. Nie wiedziałam, którą stroną. Zostałam sama w wielkim lesie. Jak na dzieciaka miałam świadomość, by nie ruszać się z miejsca. Ktoś przecież się zorientuje i po mnie wróci.

Dziś zastanawiam się, jak duże zaniedbanie popełnili opiekunowie. Gdyby to wydarzyło się w dzisiejszych czasach, mogliby mieć spore problemy. Zapewne byłoby o tym głośno w mediach. Nie policzyli dzieciaków, nie sprawdzili, czy wszyscy są. Zrobiło się ciemno, a po mnie nikt nie wracał. Nasłuchiwałam, czy ktoś mnie nie woła. Sama zaczęłam wołać znajome imiona opiekunów. Nic, zero reakcji. Bałam się jak cholera! Idąc po omacku przed siebie, doszłam do ogrodzenia. Wspięłam się, przeszłam przez płot, widząc zarys jakiegoś budynku. I wiecie co? Znalazłam się na terenie ośrodka. Miałam go cały czas za plecami. Musieliśmy maszerować jakimiś okrężnymi leśnymi drogami, że dotarcie tam gdzie się znajdowałam trwało tak długo... Wróciłam do naszego domku, dostałam opierdziel za łażenie po nocy, odjęto nam punkty za sprawowanie i nic więcej. Zastanawiam się, kiedy zorientowaliby się, że brakuje im dzieciaka.
Irvette111 Odpowiedz

"Zastanawiam się, kiedy zorientowaliby się, że brakuje im dzieciaka". - po powrocie rodzice by zapytali "Gdzie nasze dziecko?"

Suszepranie Odpowiedz

Yyyy, faktycznie jacyś dziwni, że po zakończeniu zabawy a przed powrotem do ośrodka was nie policzyli... ja to dla własnego spokoju ducha bym policzyła.

Irvette111

mnie też kiedyś zapomnieli ale nie tak tragicznie

smokowirowka

Po co liczyć, jak widać wystarczy opierdzielić takie dziecko ;)

Gargamella Odpowiedz

Byłam na takim obozie raz w życiu, jako 12-latka. Razem z koleżanką zapisałyśmy się tydzień przed wyjazdem, bo zwolniły się miejsca i trafiłyśmy do namiotu z 18-latkami, które piły i paliły. A fajki i alkohol chowały na czas inspekcji do naszych rzeczy. W podchody graliśmy z ludźmi z sąsiedniego obozu i podzielili nas na grupy, a jako, że byłyśmy w namiocie "starszych" to kazali nam grać z ich grupą. W efekcie zostałyśmy podrapane i posiniaczone, krew z nosa się lała, limo pod okiem było, ale ja swoje trofeum w postaci wyrwanych kudłów też zdobyłam. Opiekunowie oczywiście mieli na nas wy"ebane.

egzemita Odpowiedz

Jeśli las nie był uprzątnięty po huraganie albo był to rezerwat nie powinni dzieci wpuszczać w takie miejsce. Próba łażenia po takim leżącym drzewie mogła się źle skończyć.

Kurina3

Najlepiej dzieci nigdzie nie puszczać, bo może się to źle skończyć. Jedynie na ogrodzony plac zabaw z miękkim podłożem.
Nie rób z dzieci ofiar losu, są bardziej zaradne niż ci się wydaje.

Ebubu

Źle skończyć...ta, np.siniakami, otarciami albo... ojej... skaleczeniem.
Mam wrażenie że dzisiaj idealne kolonie to takie w sterylnym pokoju wyłożonym miękkimi materacami. Dla pewności bez klamek by sobie ktoś oka jakimś cudem nie wybił.
I monitoring 24/h... i jeszcze GPS wszczepiony w skórę by można było dzieciaka namierzyć gdy mu się telefon wyładuje.

miekkamynia Odpowiedz

Nigdy nie byłam na koloniach, bo mama bała się, że nic tam nie zjem. Jako aspołeczne dziecko mnie to urządzało.

BezPierdolenia Odpowiedz

To tylko ja byłam na około 5 koloniach i wszystkie wspominam z uśmiechem na twarzy?

Kurina3

Ja byłam raz, w wieku 10 lat. Spaliśmy w namiotach, mieliśmy warty, patrole, nocne zrywki, poranne przebieżki, ogniska, pomagaliśmy w kuchni polowej. W lesie, bez prądu, z latrynami, super było, przygoda, że hej.
Takiej klusce jak ja dobrze to zrobiło :)

bazienka Odpowiedz

masakra
pare sezonow bylam wychowawca kolonijnym i za kazdym razem przed wyjsciem cyz powrotem skadkolwiek kazdy wychowawca musial grupe policzyc i upewnic sie, ze nikogo nie brakuje, nie wyobrazam sobie zostawic dzieciaka gdziekolwiek

Dodaj anonimowe wyznanie