#J3QAI
Z wiekiem te spóźnienia stawały się coraz większe. Zdarzało się, że przyjeżdżałam do szkoły w połowie lekcji. Ale nie pierwszej lekcji, tylko na przerwie obiadowej. Chociaż przecież wstawałam o 6 rano...
Straciłam przez to przyjaciela, potem dwa razy nie zdałam przez frekwencję, a teraz właśnie tracę wspaniałego faceta.
I nie potrafię zwalczyć tego spóźnialstwa. Wiem na pewno, że nie potrafię obliczyć czasu, który zajmie mi dana czynność. Po prostu nie wiem, ile to zajmie, więc sugeruję się tym ile zajmowało mi to w przeszłości. Tylko... skoro coś mi kiedyś zajęło godzinę, to dlaczego dziś zajęło trzy?
Czasem nawet mam wrażenie, choć to już skrajna teoria, że czas jest nieregularny - czasem biegnie szybciej, czasem wolniej. Ostatnio brałam prysznic, brałam go tak samo, jak codziennie, a codziennie zajmuje mi 10 minut. Jednak tego dnia według zegarka zajął 30 minut. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia.
Wszyscy mówią mi, i wy, czytający to wyznanie, pewnie też tak myślicie: "po prostu weź się w garść", "po prostu wyszykuj się wcześniej" itp. Tylko wiecie, gdyby to było takie proste, jak myślicie, to problem by nie istniał. Bo jaką mam korzyść ze spóźnialstwa? Przecież rozwala mi to całe życie. Więc dlaczego miałabym nie podjąć tak prostego rozwiązania, jak każde zaczynające się od "po prostu..." które przyjdzie wam do głowy? Próbowałam już wszystkiego i nic, absolutnie nic nie działa. Zawsze dzieje się coś, przez co się spóźnię. Nawet jeśli wyszukuję się trzy godziny przed czasem, to i tak stanie się coś, co uniemożliwi mi bycie punktualną. Albo autobus się spóźni, albo zepsuje w polu. Albo zbiję kubek z kawą i trzeba będzie posprzątać, albo zwyczajnie nie zadzwonią budziki. To jest jak klątwa, a ja naprawdę nie wiem już, co robić, nie mam pomysłu.
I uwierzcie... Przez to wszystko naprawdę nienawidzę samej siebie.
A nie masz czasem tak, że się zawieszasz i przez to coś zajmuje Ci więcej czasu niż kiedy indziej? Czasem ogarniasz się w 10 minut z wszystkim pod prysznicem a czasem samo 10 minut tylko stoisz pod wodą albo ruszasz się jak ślimak?
Im bardziej się skupiasz na tym, żeby się nie spóźnić, tym bardziej się spóźniasz. Takie błędne koło. Nastawiłaś się już z góry, że zawsze się spóźniasz i że tak musi być. A jak sobie myślisz, tak masz.
Budziki ustawiaj trzy. I nie tylko w telefonie, kup sobie tradycyjny i do tego jeden z tych śmiesznych latających wynalazków czy te, na których trzeba stanąć. Nie ma uja żeby któryś nie zadzwonił i Cię nie obudził. A jak mało, to jeszcze jeden, i jeszcze, do skutku.
Kawa się zbiła? No trudno, ogarnij tylko plamę i odłamki, resztę zrobisz jak wrócisz, przecież nie chcesz się spóźnić.
Autobus się spóźnia czasem, ok, na to nic nie poradzisz, ale jeśli uda Ci się wyrabiać wcześniej, to mniejsze szanse, że będziesz musiała polegać tylko na jednym i że tak się stanie.
Skoro nie umiesz oceniać ile Ci coś zajmie, to zacznij to zapisywać. Dokładnie: prysznic 10 minut, mycie głowy 15 minut, śniadanie, odkurzanie, cokolwiek. Prowadź dziennik co robiłaś i ile zajęło Ci to czasu. Zapisuj też, dlaczego się spóźniłaś. Wiem, upierdliwe, ale chyba upierdliwsze niż Twoje życie teraz już nie będzie?
Po czasie będziesz mogła wyłapać jakiś wzorzec w swoim zachowaniu i będziesz widziała, gdzie uciekają Ci cenne minuty. Pierwszy punkt zaczepienia, od którego możesz zacząć nad tym pracować. To jak prowadzić budżet, tylko walutą jest czas zamiast kasy.
Wierzę Ci, że jest to upierdliwe i bardzo szkodzące w życiu, ale uważam, że sama sobie to sprowadzasz na głowę. Chyba kiepsko u Ciebie z organizacją czasu. I wydaje mi się, że to nie Twoja wina, tylko nauczyłaś się tego od rodziców, którzy też wiecznie się spóźniali. Wiele zachowań kształtuje się w naszym dzieciństwie i ciężko potem je wyplenić.
Ja jeszcze dodam, że może byś kupiła zegarek na ręce? Najlelpiej jakiś wodoodporny byś nie musiała za bardzo się martwić przy myciu rąk. No chyba, że korzystasz z zegarka non stop, po prostu wydaję mo się rozsądne cały czas kontrolować czas
Ustaw sobie minutnik np. w telefonie. Jeśli np kąpiel zajmuje zwykle Ci 10 min to na tyle ustaw czas, mnie pomaga. Jeśli zajmie Ci coś znacznie więcej czasu to pomyśl co się stało- zamyśliłaś się, zamiast robić gapiłaś się w tv, itp. Przynajmniej będziesz wiedziała gdzie Ci "znika" czas. Budzik odstaw tak żeby trzeba było wstać go wyłączyć, ustaw więcej jeśli jeden nie budzi. To jest aż niemożliwe żeby mieć 2-3h zapasu i się spóźnić, i tak cały czas. Takiego pracownika nikt chyba nie zatrudni, a żeby mieć firmę to trzeba się jeszcze lepiej organizować. Ew. zastanów się czy nie iść do lekarza jeśli masz jeszcze jakieś objawy. I wysypiaj się bo może niewyspany mózg Ci tak "muli".
Nigdy nie zdarzyło mi się spóźnić aż tyle, ale zasadniczo problem rozumiem, bo sama też jestem spóźnialska. U mnie zaczęło się w technikum kiedy koleżanka zrobiła prawo jazdy i zaczęłyśmy jeździć samochodem. No bo skoro do szkoły jedzie się ok. 5 minut to po co wyjechać wcześniej i sterczeć pod salą skoro można wyjechać o 07:50 i być idealnie na czas? Szkoda tylko, że nigdy nie udawało nam się wyjechać o czasie, bo zawsze coś nas zatrzymywało. Na studiach miałam 15 minut pieszo na uczelnie i też prawie zawsze się spóźniałam. Też wstawałam np. dwie godziny przed czasem i teoretycznie powinnam się wyrobić, ale raz, że sobie pobłażałam i planowałam wszędzie być "na styk" to zauważyłam też, że się "zawieszam" i w ten sposób ucieka mi czas. Np. szłam rano pod prysznic i nic nie robiąc stałam przez 15 minut pod strumieniem wody, bo była zima, zimno, no a pod prysznicem ciepełko. Albo popularne "sprawdzę szybko co tam w internecie" i cyk, pół godziny z głowy. Rekordowo spóźniłam się 2,5 godziny na wyjście z koleżanką, bo chciałam sobie zrobić ładny makijaż, a że mi nie wyszedł to go zmyłam i zaczęłam od nowa. I tak trzy razy. Na szczęście koleżanka też się spóźniła 2 godziny, więc to tak, jakbym ja spóźniła się tylko 30 minut ;) W każdym razie, Autorko, musisz przyuważyć co powoduje, że się spóźniasz. Bo musi być jakiś powód. A potem stopniowo go eliminować. Skoro już wystajesz te parę godzin wcześniej to nie ma siły, żeby jeden rozbity kubek z kawą jakoś szczególnie mocno Cię opóźnił.
Tak, to jest ten problem. Lepiej zebrać się na wcześniejszą godzinę.
Sory, ale przekoloryzowałaś. To się może zdarzyć raz - trzy, ale nie codziennie. Wattpad.
akurat spóźnianie może wyjść tak w nawyk że nie ważne jak próbując i tak się spóźnisz
Ta, mam koleżankę, która spóźnia się dosłownie zawsze. Nie pamiętam, kiedy przyszła na umówione spotkanie o czasie. I nie chodzi mi o 10/15min spóźnienia, ale godzina, półtorej, jej rekord to cztery godziny spóźnienia. Robiliśmy grilla o 19:00, przyszła o 23:00, gdzie dzwoniliśmy do niej już o 20:00, to powiedziała, że już pakuje sałatkę i wychodzi. Grill się skończył, zanim przyszła, bo wszystko już zgrilowane, a ona zdziwiona, że grill zgaszony już. Zawsze, jak umawia się ze mną np. na 20:00 pod miejscem X, to wychodzę z domu o 20:20, bo wiem, że i tak nie przyjdzie na 20:00. Docieram na miejsce przed 21:00, a jej jeszcze nie ma. Dzwonię, to ona „właśnie wychodzi” i kolejne pół godziny czekam. Nienawidzę spóźnialskich, którzy nie szanują mojego czasu.
moja szkolna przyjaciolka Alicja tak miala... moze nie do szkoly czy np. na pociag, ale na spotkanie towarzyskie minimum pol godz spozniona dlatego zaczynalam sie z nia umawiac podajac wczesniejszy czas spotkania- to moze naczelam sie 5 minut zamiast 35
kolega na studiach podobnie, mial wszystkie zegarki cofniete o jakis czas (dla zmylki kazdy o inna ilosc minut, w zakrezie 15-30)
Jak miał wszystkie zegarki cofnięte to nic dziwnego że się spóźniał. Może powinien przestawić je do przodu?
Koniecznie i jak najszybciej idź do psychiatry. Po pierwsze, nieumiejętność oceny tempa upływu czasu to może być objaw zaburzeń. Po drugie, powodem, dla którego czasem rzeczy zajmują Ci dłużej, może być to, że się czasem zawieszasz i nie zdajesz sobie z tego sprawy..a to już objaw schizofrenii. Im szybciej trafisz pod opiekę kompetentnego lekarza, tym lepiej.
mam podobny problem, ktory w pewnym stopniu (nie do końca, ale jednak) zwalczylam. u mnie rozbijalo się o "dam radę". zaraz po opierdzielu od bliskich mialam postanowienia typu: "od teraz ustawiam budzik do brania prysznica", "od teraz wszystko zapisuję w kalendarzu", od teraz przenigdy nie biorę telefonu do łazienki". po czym... olewalam te postanowienia. bo "dam radę bez budzika". "dam radę to zapamietać bez zapisywania". "nic się nie stanie, jak przejrzę wiadomości czekając, aż wyschną mi wlosy". nie chcialam myśleć o sobie jako o kimś upośledzonym, kto potrzebuje budzików i przypomnień w trywialnych sprawach. chcialam żyć "normalnie", czyli przegladać fejsa w łazience i klikać drzemkę w budziku, kiedy nie chce mi sie wstać. ale wiesz co? "normalni" ludzie nie biorą prysznica przez 50 minut i nie muszą wstawać 3 godziny przed wyjściem. potrzebuję tej dziwnej, głupiej dyscypliny. kiedy to do mnie dotarło, że trzeba, że nie ma innej opcji, że odtąd faktycznie muszę tak żyć, a nie tylko to rozważać - zaczęłam ogarniac się dużo szybciej, a spóźnienia z regularnych staly się sporadyczne.
To bardzo ciekawe jak wydłuża się "posiedzenie" kiedy siedzisz na kiblu z komórką... Prawda?
Jezu, jak ja nienawidzę umawiania się z kimś i czekania na niego, bo się spóźnia... Mam takiego kumpla, któremu czas nie gra roli.
Ja mam na to sposób jeśli wiem że muszę wyjść np. za godzinę. Mam na telefonie piosenki i słucham ich kiedy wykonuję "czynności przygotowawcze". Jedna piosenka - prysznic. Inna - mycie zębów. Autorko, masz jakiś ulubiony zespół/piosenki? Zakładam że jeśli tak to słuchasz ich dość często a więc wiesz kiedy jest zwrotka, kiedy refren, kiedy utwór zbliża się do końca. Może taka metoda pomoże?
Ustaw więcej budzików np. dwa w telefonie, jeden fizyczny. Proponuję zakup minutnika. Usiądź i rozpisz sobie, że potrzebujesz 10 minut na prysznic, 15 na śniadanie, 5 na pościelenie łóżka i tak dalej, a od następnego dnia wykonuj wszystkie czynności z minutnikiem. Chociaż mam wrażenie, że problem trochę wyolbrzymiłaś, bo nie wyobrażam sobie wstać o szóstej i dotrzeć do szkoły na przerwę obiadową. Jeśli jednak to wszystko prawda, to przepraszam i liczę powodzenia.
Miałam kiedyś podobnie, jest to zaburzenie postrzegania czasu. Ja praktycznie nie ruszam się bez budzika i przypomnień w telefonie i mimo, że wydaje się to głupie to od wielu lat nigdzie się nie spóźniłam.