#Jpk18

Ostatnio przeczytałam tutaj kilka wyznań o psychologu/pedagogu szkolnym. Postanowiłam opisać również swoje wspomnienia związane z tą osobą.

Jakiś czas temu (w poprzednim roku szkolnym) miałam kilka problemów (w sumie nadal mam, ale to nie o to chodzi) i się samookaleczałam. Koleżanka uznała, że dobrym pomysłem będzie powiedzenie o tym naszemu nauczycielowi, więc to zrobiła. W końcu dowiedziała się szkolna p. pedagog/psycholog i zaprosiła mnie na rozmowę. Właściwie nie miałam wyjścia, więc na którejś mało ważnej lekcji nauczyciel mnie zwolnił i do niej poszłam.

Właściwie całą rozmowę rozpoczęłyśmy takim dialogiem:
P: Masz jakieś problemy w domu?
Ja: Nie.
P: A w szkole?
Ja: Nie.
P: To dobrze.

No dobrze. Bardzo ku*wa dobrze. Później inteligentnie zapytała jeszcze, czy się tnę. Nie, tak dla zabawy przyszłam ;)
Oczywiście o przebiegu całej rozmowy poinformowała moich rodziców, nie pytając mnie wcześniej o zdanie.

No i tutaj dochodzimy do największego absurdu tej sytuacji. Ta pani stwierdziła, że najlepszym i wystarczającym sposobem, żeby mi pomóc będzie podpisanie "umowy". Dała mi kartkę, gdzie chwilę wcześniej napisała "*moje imię i nazwisko* obiecuję, że nigdy nie będę się już ciąć..." czy coś w tym stylu... Dobry pomysł, nie ma co.
Rozmowa z nią w żaden sposób mi nie pomogła, ewentualnie trochę pogorszyła sytuację, bo dowiedzieli się moi rodzice i zaczęli mi robić wyrzuty z tego powodu.

Jedna z moich znajomych z innej klasy, która wcześniej nie wiedziała o moich "przygodach" z p. pedagog/psycholog, też się samookaleczała i sama zdecydowała się pójść i z nią porozmawiać. Dokładnie nie wiem, jak ta rozmowa wyglądała, ale skończyła się tym, że znajoma była tak dobita, że napisała list pożegnalny. Finalnie samobójstwa nie popełniła, ale była bliska tego kroku.

Nie wiem, skąd się biorą tacy ludzie jak ta pani. Nie wiem, dlaczego po wielu tego typu akcjach nadal pracują w szkole i "służą pomocą" nastolatkom.
NAUS Odpowiedz

Ja wiem, że fajnie jest jeździć po pedagogach, ale jakoś nie rozumiem Twojego wyznania. Poszłaś tam, zamknęłaś się w sobie, nie chciałaś rozmawiać o swoich problemach, a parę zdań dalej wyrzucasz pedagogowi, że Ci nie pomógł. Poważnie? Co miał zrobić? Puścić Ci przelew, żeby Ci się nastrój poprawił, a może wyczytać z farfocli na dywanie o czym myślisz?

Zadziwia mnie, jak sama sabotujesz działania ludzi wyciągających do Ciebie rękę, a później masz pretensje, że nic z tego nie wynika. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, że niczyim obowiązkiem nie jest obchodzić się z Tobą jak z jajkiem, a na rozwiązaniu TWOICH PROBLEMÓW powinno zależeć przede wszystkim TOBIE. Bo to TWOJE problemy. Ludzie, którzy poświęcają Ci swój czas i uwagą wyświadczają Ci PRZYSŁUGĘ i powinnaś być im za to WDZIĘCZNA.
Powodzenia.

skurwinator

Ogólnie się zgadzam, tylko nie w tym przypadku. Myślę, że autorka bardziej ma na myśli to, że została potraktowana dość przedmiotowo. Ona nie poszła do psychologa po pomoc, z własnej woli, SAMA podejmując dojrzałą decyzję, ze potrzebuje pomocy. Ktoś zadecydował za nią że ma iść. Być może gdyby pedagog zamiast rzucać sebkowym EJ, MASZ PROBLEM JAKIŚ? próbował zainicjowac jakiś kontakt, być może wiesz... wyraził zainteresowanie nią jako osobą, tak po prostu, może to by się zdało na coś więcej? Może autorka nie czułaby, że szkolny pedagog to kolejna osoba, która z nią rozmawia bo musi, bo to jego praca, ale w sumie to autorka mu przeszkadza i fajnie by było to szybko odfajkować? Pedagog powinien wiedzieć, że jak wchodzi do niego zamknięty w sobie nastolatek z problemami, w dodatku nie dlatego że chce sam pogadać, ale dlatego, że ktoś inny mu kazał, to powinien próbować nawiązać relację jakąś, a nie zbywać durnymi pytaniami i elo, pora na CSa. Młodzi ludzie chcą być wysłuchani. Potrzebują usłyszeć, że jest ok, będzie dobrze, jestes w porządku. Potrzebują również żeby im ktoś powiedział co robią źle, bo często w domach spotykają się ze ścianą i pogardą, nie ma ich kto pokierować. To wszystko jednak wymaga relacji.

Miałbyś rację gdyby autorka była dorosłą, dojrzałą osobą, która idzie do lekarza, nie współpracuje, nawet nie próbuje poddać się diagnostyce, po czym wychodzi z gabinetu oburzona jaki to beznadziejny lekarz. Nie porównuj jednak takich sytuacji z nastolatką wrzuconą do gabinetu pedagoga właściwie niemal siłą. Jakby Tobie kazano iść i obcej osobie opowiedzieć o wszystkim co Cię gryzie, w dodatku wiedząc, że ta osoba ma pełne prawo rozpowiedzieć to wszystkim, których Twoja opowieść będzie dotyczyła, a Ty nie możesz nic z tym zrobić, to co? Śpiewałbyś z radością o wszystkim?

krux7735

pokolenie "płatków śniegu"...

NAUS

Myślę, że i tak mam rację. Bez względu na okoliczności fakty są takie, że autorka nie dała sobie pomóc, więc bezsensem jest zwalanie winy za brak pozytywnego efektu na osobę, która jej tą pomoc oferowała.

Nie wiesz jak przebiegała rozmowa i nie wiesz jakie pytania padały poza tymi podanymi w wyznaniu. To, co przytacza autorka w swoim skromnym tego wycinku stoi w zupełnej opozycji do Twoich ekstrapolacji. Pedagog zadał trzy otwarte pytania, na które autorka mogła się wypowiedzieć, nie skorzystała z okazji. Co miał więcej zrobić? Jak miał zbudować tą relację, o której mówisz, bez rozmowy? Mieli grać tam w monopol? Co proponujesz? Jakie pytania nie są durne w Twojej ocenie i kim jesteś, by to klasyfikować?

Jeśli potrafisz budować relacje z osobami, które ewidentnie nie chcą budować z Tobą relacji i mają na Ciebie od początku wylane, no to gratuluję, nie spotkałem jeszcze drugiej takiej osoby w swoim życiu.

Oczywiście, otoczenie nie było sprzyjające dla autorki, nie kwestionuję tego, jednak w żadnej mierze nie neguje to mojej pierwotnej odpowiedzi. To autorka musi chcieć rozwiązywać swoje problemy ponieważ jeśli się to nie zmieni to - uwaga - sytuacja NIGDY nie ulegnie poprawie, jakim otoczenie by nie było.
Skąd wiem, że autorka nie ma w sobie tej woli? Stąd, że jej problemy są już tak widoczne, że dostrzegają je osoby z zewnątrz i to one podejmują działania, by je rozwiązać.

I nie próbuj tutaj tej taniej retoryki dziadka dobrodzieja w stylu: to tylko dziecko. Z wyznania ewidentnie wynika, że jest to osoba w pełni świadoma swoich problemów oraz sytuacji.

solliinka

Bardzo nie zgodzę się z Twoim komentarzem i niestety znam to z autopsji. W przypadku dorosłego człowieka, może by tak i było. Jednak osoba pracująca z młodzieżą powinna wiedzieć trochę więcej.
Nastolatek, głownie z takimi problemami woła o pomoc już na etapie cięcia się. To powinno wystarczyć, aby zmusić, a tak na prawdę przekonać do leczenia.
Wystarczy aby dorosły powiedział takiej osobie "Masz iść" to w 90% okaże się, że ona pójdzie i nie będzie miała nic przeciwko, ona tylko czekała żeby ktoś jej to powiedział.
Pytanie zagubionego nastolatka z problemami, czy chce pomocy jest dla niego próbą "wymuszenia" na nim głośnego potwierdzenia, że coś jest nie tak, co jeszcze bardziej podkopuje jego psychikę, a także jest działaniem trochę wbrew młodzieńczej bucie. Tego się nie robi! Szczególnie jeżeli już kilka razy usłyszał od innych, że się tnie dla uwagi itp.
Jakoś nastolatka z zapaleniem płuc nikt nie będzie pytał czy chce do lekarza, tylko się go weźmie i już. W przypadku problemów natury psychicznej i emocjonalnej, wymaganie od kogoś kto nie radzi sobie z najprostszymi zadaniami podjęcia poważnej decyzji o zmianie życia, często jest problematyczne nawet u dojrzalszych pacjentów.

Masakrator999 Odpowiedz

Ostatnio jak rozmawiałem ze swoim psychiatrą o moich problemach, to powiedział, że mam się zmusić żeby nie myśleć negatywnie, więc mówię "nie potrafię się już dłużej okłamywać" a on znowu, że muszę się zmusić i właśnie taka gadka z nimi.

Anonimowe6669 Odpowiedz

Z mojej perspektywy (ale szkole mam już dość dawno za sobą i mam nadzieje, że to się zmienia, albo chcociaz w większych miastach jest lepiej), wyglądało to tak samo. Każda szkolna pedagog tak funkcjonowała. W podstawówce po jakiejś złośliwej plotce czy coś, szkolna pedagog zaprosiła moją mamę na rozmowę po wywiadówce i powiedziała jej, ze ona „słyszała, że ja mam jakieś doświadczenia seksualne”. Już wtedy miałam do niej bardzo wrogie nastawienie, bo rok wcześniej w sprawie wychowawczej mnie bardzo rozczarowała (nie żebym miała jakieś szczególne oczekiwania, zakładałam po prostu, ze zachowa się jak człowiek, ale nie), wiec ja się zacięłam w rozmowach i powiedziałam, że nie będę w ogóle komentować takich zarzutów ze strony tej idiotki. Ale kilka nieprzyjemnych rozmów z mamą przeszłam, bo probowala się dowiedzieć o co mogło chodzić, czy to nie jakieś molestowanie czy coś. Dalszych doświadczeń z pedagogami szkolnymi nie miałam, bo podstawówka nauczyła mnie trzymać sie z daleka

worm

tego typu wyznania pokazują co najwyżej, że w prawdziwym kraju to takie rzeczy mogą się zmieniać, ale to jest Polska, więc nie tutaj.

W sensie Twoje wyznanie w komentarzu i autorki na anonimowych to pokazuje, że nie zmienia się nic.

Dodaj anonimowe wyznanie