#JqKsk
Podstawówka, większa wioska z okolic dużego miasta. Większość nauczycieli szufladkowała nas na podstawie miejsca zamieszkania. Mieszkałeś w bloku popegeerowskim, jesteś gorszy. Dzieci z domków jednorodzinnych zawsze były wywyższane, mimo że parę z nich to były totalne tłumoki. Zawsze na koniec roku szkolnego nagrody za nic... Dużo koleżanek czy kolegów z osiedla mieszkających w bloku wygrywało konkursy gminne, powiatowe czy regionalne z takich dziedzin jak plastyczne czy pisanie opowiadań, lub takie konkursy jak "kangur" (matematyka).
Gdy napisałam test końcowy w podstawówce, miałam wynik podobny do kujonów z domków jednorodzinnych, którym nauczyciele poświęcali więcej czasu. Polonistka była pewna, że ściągałam, skomentowałam, iż to nie w moim stylu i że przecież sama doglądała nas na sali w czasie egzaminu, pewnie by zauważyła, jakby coś było nie tak, bo nie było nas wiele, a było 4 nauczycieli pilnujących egzaminu.
W gimnazjum było lepiej - inni nauczyciele, wszystkich traktowali na równi.
W technikum paru nauczycieli myślało, że są za dobrzy, by nas uczyć... Chemiczka kazała do siebie mówić "pani profesor", mimo że miała tylko magistra. Stwierdziła, że nikt nie jest na tyle dobry, by dostać 5 z jej przedmiotu, więc max można było dostać 3. Cała klasa przeszła na 2, a ja z 3, mimo że nasz materiał był nawet level wyżej niż moich znajomych z innych techników czy liceum.
Fizyk podobnie, lecz był łaskawszy, wstawił mi 4 i parę 3, bo zauważył, że są osoby, które chcą się uczyć i iść na studia.
A matematyczka stała się wredna w ostatniej 4 klasie, bo okazało się, że będzie obowiązkowa matura z matematyki. Stworzono zajęcia dodatkowe (czytaj obowiązkowe dla maturzystów). Matematyczka często zapraszała mnie do tablicy, gdy trzeba było rozwiązać zadanie na poziomie uniwersyteckim lub poprzednie po kimś poprawić, gdyż dobra jestem ogólnie z nauk ścisłych. Niestety pech chciał, że ostatni rok upłynął mi na chirurgii, potem na rehabilitacji, które były w czasie dodatkowej matematyki. Pani za brak 100% obecności bardzo obniżyła mi ocenę - wstawiła mi 2... A maturę zdałam najlepiej w całej szkole, a nawet byłam w wyższej średniej na cały kraj...
I teraz, gdy chcę rozpocząć inne studia w USA, muszę brać dodatkową matmę! Bo dla nich nie liczy się, jak poszła ci matura, tylko to co masz na dyplomie/świadectwie końcowym. Za takie przedmioty jak chemia czy fizyka także policzono mi mały kredyt.
Niesamowity wku*** mnie ogarnia. Oczywiście udało się mi załatwić egzamin z matematyki na uczelni, by pokazać, że nie potrzebuję tego przedmiotu oraz by wpisali ocenę z egzaminu jako zaliczony przedmiot w postaci kredytu (co nie było łatwe w pandemii).
Więc drodzy nauczyciele, jeśli macie tak małe ego i robicie podobnie, to za brak sprawiedliwego oceniania i tym samym respektu dla drugiego człowieka kij wam w plecy, a sól w oczy!
Ok boomer
30 lat to już boomer? Serio? Wow.
Dzieciom się w głowach poprzewracało, niedługo na osobę, która skończy 18 lat, będą mówić boomer.
W ogóle, co to za słowo. -_-
hareykelvin, boomer to nie wiek tylko stan umysłu
A w ogóle to o co z tym bumerem chodzi?
Dobra, doczytałem se.
Yyy ale o co chodzi? Masz pretensje, ze mialas 2 bo nie chodzilas na zajecia? Nie chodzilas, nie mialas obecnosci to zostala obnizona twoja ocena. Bardzo sprawiedliwe.
Miała obniżona ocenę za nie chodzenie na zajęcia dodatkowe! I nie dlatego jej nie było, że jej się nie chciało, tylko dlatego, że miała rehabilitację i ratowała swoje zdrowie. Poza tym ocenę się powinno wystawiać przede wszystkim za wiedzę, a nie za obecność. Frekwencja może zaważyć jedynie gdy z ocen za wiedzę i umiejętności wychodzi ocena lamana, np 2/3 i wtedy nieobecność i nieaktywność może przeważyć że dostaniesz te 2.
Nie chodzila i to jest najważniejsze. Czy sprawiedliwie by bylo gdyby nie zostala jej obnizona ocena? Nie. Jak poczulyby sie osoby, ktore na chodzily caly rok na zajecia? Ja bym byla zawiedziona. Na tych zajeciach raczej nie siedzieli i nie liczyli plam na suficie, pewnie robili zadania , ktorych autorka nie robila bo jej nie bylo. Jak miala zostac oceniona? Miala dostac nagrode za to? Sama w liceum mialam duze problemy zdrowotne, 2-3 razy w tygodniu wizyty u lekarza. Ale nie ominelam ani jednej lekcji. Tak kombinowalam zeby nic nie tracic.
Oceny to powinna mieć przede wszystkim z zajęć na lekcji i z tego się powinno wystawiać tę na koniec roku, a nie z jakichś zajęć dodatkowych, które baba sobie ustaliła.
Zajęcia dodatkowe nie są obowiązkowe, obniżenie oceny za to, to jak obniżenie oceny z wfu za to, ze się nie pojechało na zawody. Całkowity bezsens
ale ocena chyba powinna byc za wiedze nie za obecnosc?
skoro pomimo choroby byla w stanie nadgonic material, i umiala na wyzsza ocene to czemu niby mialaby ostac 2?
ja bym walczyla o komis jakis na wyzsza ocene
@bazienka
Od dawna liczba nieobecności się liczy, więc nie ma znaczenia, co myślisz na ten temat. W szkole nie chodzi tylko o samą wiedzę, szkoła stara się też uczyć systematyczności, pilności, itd.
Ale owszem, masz rację, autorka spokojnie mogła się postarać o egzamin komisyjny. I gdyby ta historia była prawdziwa, to pewnie tak by zrobiła, bo w końcu zdałaby go z palcem w tyłku. Ale zamiast tego mamy taką oto historyjkę :)
spoko, ale chyba jest roznica pomiedzy wagarami a ZWOLNIENIEM LEKARSKIM?
@bazienka nieobecności spowodowane zwolnieniem lekarskim tez mogą skutkować nieklasyfikacją. Osoba nieprzychodząca na zajęcia nie bierze udziału w różnych formach pracy (praca w grupie, kartkówki, pytanie z bieżącego materiału itp.) i bardzo trudno ją sprawiedliwie ocenić. Nie można dać komuś piąteczki dlatego, że jest chorowity. Osoba, która z powodów zdrowotnych nie jest w stanie uczestniczyć w zajęciach powinna mieć indywidualny tok nauczania. Chociaż oczywiście warto pamiętać, ze regulamin regulaminem, a warto tez czasem być człowiekiem i pomoc komis w trudnej sytuacji.
ok, ale czy nie mozna takiej osobie tez zrobic sprawdzianu jak reszcie? albo jakichs zaliczen po powrocie ze zwolnienia? sprawdzic jakos jej wiedze i na tej podstawie wystawic oceny?
troche glupie, jesli uczen jest w stanie samodzielnie opracowac podstawe progamowa bez pomocy nauczyciela, zostawiac go na 2 rok w tej samej klasie by uczyl sie z nauczycielem tego, czego nauczyl sie wczesniej sam? to karanie za chorobe a nie wynik braku wiedzy
indywidual tez dobry pomysl, w historii nie jest napisane, czy autorka miala to czy dlugie zwolnienie i uczyla sie sama, niemniej jesli byla w stanie zdac komis czy jakies tam sprawdziany to powinna dostac ocene adekwatna do wiedzy
Ja miałam jedna z najniższych frekwencji w klasie, a wyniki najlepsze w całej szkole. Ja nie radziłam sobie psychicznie, żeby być obecna codziennie, ale na sprawdzianach byłam zawsze. Więcej potrafiłam się sama w domu nauczyć niż na lekcji, bo raz, że było cicho, a dwa, że mi wystarczy raz coś wytłumaczyć i łapie, a nie walkowac to 10 razy. Szkoła to największa strata czasu i nigdy nie chciałabym tam wrócić. Nie rozumiem, czemu obecność ma się jakkolwiek liczyć. Ja bym technikum mogła zdać w 2 lata, ale musiałam być tam 4, z czego ostatni rok to same (niepotrzebne mi) powtórki. Także obecność w szkole nie daje kompletnie nic. To nie praca, gdzie mam konkretne obowiązki do wykonania
... Zawsze byłaś wszędzie ze wszystkiego najlepsza?
Ja jestem w stanie zrozumieć, że jeden nauczyciel mógł tak zrobić, ale jakoś nie wierze, że wszyscy nauczyciele przedmiotów ścisłych, akurat wszystkim uczniom zaniżali oceny do 3, lub maks 4. No poprostu no nie. Może nie jesteś tak dobra jak Ci się wydaje? Poza tym sama matura też nie świadczy o niczym. Albo temat i zadania podpasują, albo nie. Albo masz szczęście, albo go nie masz. Ja maturę z polskiego napisałam świetnie, bo podpasował mi temat. A z polskiego byłam przeciętniakiem. Tak samo angielski. Próbną maturę napisałam na 100%, normalną niewiele niżej, ustną podobnie. A jestem mocno przeciętna, ale trafiłam na dobre tematy. Zupełnie inaczej z biologii, z której zawsze szło mi świetnie i byłam najmocniejsza w szkole. Tylko co z tego, jak w dniu egzaminu źle się czułam, nie mogłam się skupić i skopałam temat. Zdać, zdałam, ale mogło pójść mi lepiej.
Zastanawia mnie, że w każdej szkole kilku nauczycieli uwzięło się na Ciebie. Chyba jednak nie bylas tak dobra
oj roznie to bywa
zreszta nie wyglada to tak, ze tylko na nia sie uwzieli, skoro cala klasa miala 2 z czegos
moj kolo od matmy tez byl dobry, jak na kartkowce niemal cala klasa napisala 100% to powstawial wszystkim 4 bo "to nie bylo zadanie na 5"
no i do absolutnie wszystkich musielismy mowic pani profesor/panie profesorze choc nikt z nich nie mial nawet doktora poza ksiedzem
nawet do baby od wf
a i baba z biologii wstawiala ludziom zdajacym biole na maturze 1 (oczywiscie z "obowiazkowej" biologii) za nieobecnosc na "nieobowiazkowym" kolku biologicznym
@bazienka widzisz, jeśli wśród rodziców dzieci (Twojej klasy) nie było nikogo kto potrafilby zawalczyć o swoje to czemu się dziwić?
W pracy tez albo będziesz walczyć o swoje albo będziesz popychadłem, tak to działa.
Ale żenujący są użytkownicy, którzy twierdzą, że nauczycielka mogła wystawić jej 2 (albo ogólnie obniżyć ocenę) za brak obecności. Zgodnie z prawem oceny są za postępy w nauce, a nie kolorowanki w zeszycie czy obecności.
Jak się nie znasz to się nie wypowiadaj, jebany idioto.
Jesteś niesamowita, wróżę Ci Harvard, chociaż nie wiem, czy Twoje ego się tam zmieści.
Ból dupy lvl hard
Obecność na zajęciach jest ustalona w regulaminie studiów lub indywidualnie z wykładowcą, więc się nie sadź, nie mamy tego regulaminu przed sobą, żeby ci odpowiadać.
Czy tylko mnie zastanawia jakim sposobem osoba urodzona w 1990 miala 4 lata liceum? Przeciez wtedy bylo gimnazjum i 3 lata liceum. Co do USA, przeciez zwykla matura polska nie przejdzie. Trzeba SATy zdac. Ewentualnie IB. I nie mow, ze oni maja gdzies jak egzaminy poszly bo to jest nieprawda. Do tego osoba w wieku 30 lat dopiero teraz sie stara o studia w Stanach? Jako osoba co skonczyla licencjat i magisterke w Stanach, ta historia srednio ma sens