#Jx551
No, ale jako sprytna, chyba pięcioletnia dziewczynka wymyśliłam, że (1) przecież rodzice tak dokładnie nie mogą wiedzieć, w co wierzę, a w co nie, a do tego (2) “Wróżki-Zębuszki” przynoszą mamonę, więc (3) równie dobrze mogę użyć swojego utraconego zęba w celu zdobycia jakiejś gotówki i nikt się nigdy nie dowie, że tak naprawdę to taki drobny przekręt.
Do realizacji planu przystąpiłam następnego wieczora, gdy rodzice kładli mnie spać. Ostentacyjnie poprosiłam o przyniesienie mi mojego zęba (w celach sentymentalnych do dzisiaj składowane są w malutkim kuferku w ich sypialni), a potem wsadziłam go pod poduszkę, głośno wyrażając swoją intencję oddania go w zamian za hajs.
Ale, jak wspomniałam, moi rodzice to ludzie bardzo racjonalni, więc postanowili nie karmić mitu i rano pod poduszką nie znalazłam pieniędzy, tylko mojego spróchniałego mleczaka. No, tak nie będzie — nie porzucimy tak łatwo wizji zarobku. Przybrałam najsmutniejszą minę świata i, dzierżąc ząbek w dłoni, poszłam poszukać taty.
- Wróżka do mnie nie przyszłaaa! - zawyłam rozpaczliwie, odrywając go od pracy nad skałami czy nad czym tam pracują geografowie o bladym świcie. Zamrugał, przytulił, w namyśle pokiwał głową.
- No, no, pewnie była bardzo zajęta. Spróbuj jeszcze dzisiaj. Czasem Wróżka nie przychodzi pierwszej nocy - uciekł się do podstępu, wpadając prosto w moją pułapkę, której nie był świadom. Wiedziałam już, że plan się powiódł. Z szatańskim śmiechem w głowie udałam się z nim z powrotem do mojego pokoju i wsadziłam ząb pod poduszkę.
Następnego ranka znalazłam tam prawdziwy majątek — całe dwadzieścia złotych, chyba w nagrodę za rozczarowanie poprzedniego dnia. Zęba nie było, jednak później tego samego dnia, by potwierdzić swoje przypuszczenia, że żadnej Wróżki nie ma (rozumiecie, nie mogłam być do końca pewna bez dowodów empirycznych), zajrzałam do kuferka i, oczywiście, znalazłam tam mleczaka. Nic nie powiedziałam, ale pomyślałam sobie, że moi rodzice to są jednak beznadziejni w tych całych tajemniczych sprawach i mogliby chociaż zatrzeć dowody swojej ingerencji.
Od tamtej pory i tak zaczęli z podwójnym zaangażowaniem forsować racjonalną wizję świata. Drugi raz numer z zębem nie przeszedł, ale przyznałam się dopiero po osiemnastce ;)
"moi rodzice od małego zawsze tłumaczyli mi świat zamiast bawić się w Greków i Rzymian i sprzedawać mi mity"
Och jejku, jacy wy oświeceni! Bo przecież jak ktoś opowiada o Mikołaju czy Wróżce Zebuszce to właśnie po to, żeby wymigać się od tłumaczenia dziecku świata. Wcale nie chodzi o to, żeby się dobrze bawić i pobudzić wyobraźnię. Rodzice robią tą całą szopkę Z LENISTWA.
Moje dziecko ma prawię 7 lat. Wierzy w Mikołaja, wróżki, skrzaty i jednorożce. Często muszę się bardzo strać, bo jest mądra i ciekawska, ale udaje i chce żeby wierzyła w to jak najdłużej, bo to jej sprawia radości. Nie robię tego z lenistwa, żeby nie tłumaczyć świata. Przeciwnie, bardzo lubi muzea i jest ciekawa świata, ale po to by miała trochę "magii" w życiu.